Piątek, 22 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Żegluje, bo lubi

Data publikacji: 21 września 2017 r. 15:01
Ostatnia aktualizacja: 19 czerwca 2018 r. 17:47
Żegluje, bo lubi
 

Włodzimierz Byliński bakcyla żeglarskiego połknął najprawdopodobniej w 1963 r., na obozie w Harcerskim Ośrodku Morskim i na wyspie Chrząszczewskiej. Ten bakcyl musiał być na tyle silny, że już po trzech latach był żeglarzem jachtowym, a następnie sternikiem jachtowym. Uczęszczał wówczas do słynnej szczecińskiej szkoły średniej - Technikum Mechaniczno-Energetycznego przy ul. Racibora, a do żeglarstwa namówił go kolega, gdyż wcześniej zamierzał uprawiać wioślarstwo.

Ten krok stał się brzemienny w skutkach, gdyż dziś jest kapitanem jachtowym i właścicielem jachtu klasy „Carter” o nazwie „Kulfon 4”. To na tym jachcie opłynął wzdłuż i wszerz Bałtyk oraz żeglował znacznie dalej. Pływa z rodziną, niewiele z żoną ale za to najchętniej z najmłodszą córką Małgorzatą. W swych żeglarskich podróżach często żegluje samotnie, gdyż córki mają obowiązki szkolne, a przygodni załoganci rzadko się sprawdzają. Tak trochę z konieczności został żeglarzem samotnym i sprawia to mu dużą radość podobnie jak pływanie z córkami. Sam lub z córkami był na Kattegacie i Skagerraku, odwiedzi Kopenhagę, Helsingor z zamkiem Hamleta, Bornholm, Christiansoe, wysepkę Ruden i Gotland, żeby nie wymienić kilkudziesięciu lub może więcej miejsc na Bałtyku. Wyjątkowo piękny rejs - wspomina - trafił mu się w Holandii na tamtejszych kanałach. Nie dość, że rejs prawie nic nie kosztował, to jeszcze widoki i otwierające się przed nim zwodzone mosty, często na autostradach, mogły być warte każdej ceny.

Były też dłuższe wyprawy. W 2008 lub 2009 r. wybrał się w rejs dookoła Europy. Do Portugalii żeglował sam i tam pozostawił jacht na zimę, a w następnym roku z kolegami i córką wyruszył do Grecji. Był to również niezapomniany rejs, gdyż Grecja z tysiącem wysp, słynie z zabytków sprzed wieków i miejsc znaczących w historii Europy i świata. Ogromne wrażenie zrobił na naszym rozmówcy Kanał Koryncki, gdyż wysokie na kilkadziesiąt metrów strome ściany i cena 95 euro za przejście robiły wrażenie. Poza tym większość portów w Grecji, a tym bardziej gdy stoi się na kotwicy jest bezpłatna. Do Polski wrócił w kolejnym roku samotnie.

Jego rejsem życia - jak dotąd - można określić wyprawę na drugą stronę Atlantyku na Wyspy Karaibskie. Najpierw jednak pożeglował z córką Małgorzatą na Wyspy Kanaryjskie i dalej na południe do archipelagu Zielonego Przylądka. Z Capo Verde córka musiała wrócić do domu, gdyż właśnie zbliżał się termin matury. Matura poszła jej dobrze i dostała się na studia w Gdańsku, a ojciec pożeglował dalej sam na drugą stronę Atlantyku na wyspę Barbados. Rejs trwał zaledwie 15 dni i 11 godzin, co jest swoistym rekordem. Z sympatycznych wydarzeń na Karaibach wymienia spotkanie na Gwadelupie w większym gronie Polaków z okazji 20-lecia budowy „Fryderyka Chopina”.

Z Gwadelupy na Kanarach rozpoczął samotny rejs powrotny do Polski. Było znacznie trudniej niż w tamtą stronę, gdyż trafił n a silne i często przeciwne wiatry. Koniec końców przez wyspy Azorskie trafił do Europy do Cherbourga i dalej samotnie do Szczecina. Kolejny rejs to wyprawa do Portugalii, przerwana powrotem do Polski na wesele. Jacht został na zimę w Grecji na maleńkiej wysepce, której nazwy rozmówca nie chce zdradzić, gdyż jest tam wyjątkowo miło, a ludzie są sympatyczni. Nikt się tam nie zamyka, nie ma tam kradzieży, ani wybryków chuligańskich, a za to jest oaza spokoju.

Nasz rozmówca w zasadzie nie miał dramatycznych przygód, chociaż za taką można było nazwać sztorm, który wyrzucił go z jednej koi do drugiej na przeciwległej burcie. Z wyczynów sportowych wymienia udział w regatach Unity Line i samotny rejs ze Świnoujścia do Kołobrzegu i z powrotem. W tym rejsie został sklasyfikowany na trzecim miejscu. Jest także laureatem wyróżnienia ministra gospodarki morskiej za Rejs Roku 2011-2012.

Andrzej Gedymin

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA