Trzy tzw. jackety, czyli kratownicowe fundamenty morskiej farmy wiatrowej, odpłynęły w piątek (23 lutego) ze Szczecina. Wyprodukowała je tutejsza fabryka ST3 Offshore dla duńskiego koncernu energetycznego Ørsted. To pierwszy transport, a łącznie ma być ich siedem. Kontrakt dotyczy bowiem produkcji 20 jacketów.
Fundamenty odpłynęły na przeznaczonym do transportu takich konstrukcji pontonie „Boabarge 44”, wspomaganym przez holowniki „Boa Brage” i „Euros” (asysta tego drugiego tylko do Świnoujścia). Za ok. sześć dni powinny dotrzeć do niemieckiego portu Cuxhaven.
– To są jedne z największych tego typu konstrukcji – powiedział Adam Kowalski, wiceprezes ST3 Offshore. – Jedna waży ok. 700 ton, czyli jeżeli stoją trzy na barce, to mamy ponad 2000 ton ładunku.
Jak dodał, w Cuxhaven będą doposażone w kable, urządzenia nawigujące, sterujące, a później czeka je załadunek i przewóz na farmę wiatrową.
– Ten fundament idzie w wodę, do gruntu – wyjaśnił A. Kowalski. – Na nim stanie wieża wiatrowa z turbiną, która będzie produkowała prąd. Moc całej farmy wyniesie 450 MW. To jest 56 turbin, z tego 36 stoi na konstrukcji rurowej, a 20 na kratownicowej.
Fundament ma 60 m wysokości. W ciągu 15-20 dni (w zależności od warunków pogodowych) barka powinna wrócić i zacznie się następny załadunek. Takie transporty prawdopodobnie będą prowadzone do połowy maja.
Na barce fundamenty posadowiono dzięki 120-metrowej suwnicy bramowej.
– Bez tej suwnicy nie zrobilibyśmy tego – podkreślił Bartłomiej Kwiatek, dyrektor ds. zarządzania projektami w ST3 Offshore. – Suwnica może podnieść 1400 ton, jest największa w Europie i dzięki niej mamy możliwość budowania tak wielkich konstrukcji. To jest naprawdę skarb i klienci, którzy do nas przyjeżdżają rozmawiać o kolejnych projektach, są bardzo zadowoleni z tego, co widzą.
Zaznaczył, że trzy jackety ładowano przez siedem dni, ponieważ bardzo skomplikowany jest ich mocowanie na barce. Wymaga ogromnej precyzji.
– Przygotowania do tego tygodniowego załadunku trwały kilka miesięcy – dodał B. Kwiatek. – Przygotowywaliśmy tony dokumentów, które miały tysiące stron i musiały zostać zaakceptowane przez klienta, wiele towarzystw klasyfikacyjnych oraz ubezpieczyciela. To był naprawdę ogromny wysiłek zespołu, który za to odpowiadał.
(ek)
Fot. Ryszard Pakieser