W piątek (16 grudnia) przypada 35. rocznica krwawej pacyfikacji kopalni Wujek – największej tragedii stanu wojennego, w wyniku której od milicyjnych kul zginęło dziewięciu górników. – Strajk był naszym sprzeciwem wobec aresztowania szefa zakładowej "S" i wprowadzenia stanu wojennego, nikt się jednak nie spodziewał, że mogą do nas strzelać, że mogą zabijać ludzi – wspomina uczestnik strajku w katowickiej kopalni Wujek w grudniu 1981 r. Krzysztof Pluszczyk.
– Czy warto było? Na pewno nie warto było, bo zginęli ludzie – mówi świadek wydarzeń i przewodniczący Społecznego Komitetu Pamięci Górników KWK Wujek Poległych 16 grudnia 1981 r. Krzysztof Pluszczyk. I dodaje, że pod tym względem chciałby móc cofnąć czas. – Ale naprawdę wtedy nie widzieliśmy innego rodzaju sprzeciwu. Naszym sprzeciwem był strajk, jako pracowników, chcieliśmy zaprotestować i był to normalny protest przeciwko temu, nikt się nie spodziewał, że mogą przyjechać na kopalnię, że mogą strzelać, że mogą zabijać ludzi.
Protest górników w katowickiej kopalni KWK Wujek rozpoczął się na wieść o zatrzymaniu szefa zakładowej Solidarności Jana Ludwiczaka, aresztowanego w nocy z 12 na 13 grudnia. 14 grudnia pierwsza zmiana rozpoczęła strajk. Tego dnia Pluszczyk przyszedł do pracy na zmianę popołudniową. Zabrał ze sobą trochę więcej jedzenia, bo – jak mówił – wierzył, że kopalnia "tak tego nie zostawi". Początkowo protestowano przeciwko aresztowaniu przewodniczącego, a potem już doszły jeszcze postulaty zniesienia stanu wojennego.
16 grudnia 1981 r. kopalnię, gdzie strajkowało już ok. 3 tys. górników, otoczyły oddziały milicji, czołgi i wozy pancerne. Górnicy byli ostrzeliwani pociskami wypełnionymi gazem łzawiącym i polewani wodą. Gdy do akcji wprowadzony został pluton specjalny, padły strzały. Na miejscu zginęło sześciu górników, jeden zmarł kilka godzin po operacji, dwóch kolejnych na początku stycznia 1982 r. Najstarszy z nich miał 46 lat, najmłodszy 19. Ponad 20 innych górników zostało rannych.
– Wynosiłem jednego z rannych górników, któremu mocno krew tryskała z twarzy, z ramienia i ja w dalszym ciągu nie wiedziałem, że strzelają. To było tak dalekie i tak obce, że po prostu do nas to nie docierało, że mogą przyjechać i z broni palnej do nas strzelać – wspomina Pluszczyk. (pap)
Film: PAP