Sobota, 23 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Sejm odrzucił wotum nieufności dla szefa MSWiA

Data publikacji: 16 marca 2016 r. 14:45
Ostatnia aktualizacja: 17 marca 2016 r. 11:39
Sejm odrzucił wotum nieufności dla szefa MSWiA
 

Sejm odrzucił w środę wniosek PO o wotum nieufności wobec ministra SWiA Mariusza Błaszczaka. Premier Beata Szydło zapewniła podczas debaty, że ma do ministra "pełne zaufanie". Jej zdaniem wniosek PO był "wyrazem bezradności opozycji".

Wniosek PO miał związek m.in. z dymisją komendanta głównego policji insp. Zbigniewa Maja i zmianami kadrowymi w policji. Debata nad nim trwała dwie godziny. Ostatecznie za wotum nieufności wobec ministra Błaszczaka zagłosowało 177 posłów (z PO, Nowoczesnej, PSL i 4 posłów Kukiz'15), przeciw było 239 (wszyscy posłowie PiS, sześciu posłów Kukiz'15, dwóch niezrzeszonych). Wstrzymało się 27 posłów - wszyscy z klubu Kukiz'15.

"Szef MSWiA Mariusz Błaszczak to jeden z najlepszych ministrów tego resortu po 1989 roku; mam do niego pełne zaufanie" - mówiła podczas debaty premier Beata Szydło. Zapewniła, że Polacy mogą się czuć bezpiecznie, ponieważ - przekonywała - Błaszczak "świetnie prowadzi resort". Premier podkreśliła że rząd nie da się wciągnąć w konflikt polityczny, który - jej zdaniem - opozycja próbuje wywołać w Polsce i za granicą.

"Do końca będziemy wierni zobowiązaniom wobec Polaków, bo po to tutaj jesteśmy. Szkoda czasu na rozwiązywanie zamętu, który wy siejecie. Jesteśmy tutaj po to, żeby zrealizować program, na który czekają Polacy, a wasza bezradność, chęć burzenia, zła energia, którą bez przerwy żywicie sami siebie i próbujecie zaszczepić ją coraz bardziej, jest naprawdę niepotrzebna" - oceniła premier.

Jej zdaniem wniosek PO "jest tylko i wyłącznie wyrazem bezradności opozycji, która nie potrafi dzisiaj znaleźć pomysłu na samą siebie". "Jest wyrazem bezradności opozycji, która w konflikcie, w podsycaniu złych emocji, szuka samorealizacji" - mówiła premier. "Utrzymywanie argumentów przez wnioskodawców o bezpieczeństwie najważniejszych osób w państwie, powoływanie się na wypadek samochodu, którym podróżował pan prezydent, pokazywanie tego jako zaniedbania, jako powód, który ma być podstawą do wyciągania konsekwencji wobec ministra Błaszczaka, jest hipokryzją" - dodała.

Nawiązała także do katastrofy smoleńskiej. "W 2010 roku zginął prezydent RP i osoby, które mu towarzyszyły w drodze do Smoleńska. Szef BOR-u, który z waszego nadania wtedy był odpowiedzialny za bezpieczeństwo tych osób, po tej katastrofie otrzymał generalskie gwiazdki" - powiedziała. "Taka jest różnica między nami. Jesteście cyniczni i jesteście hipokrytami. Tylko i wyłącznie żywicie się konfliktem. To jest wasz pomysł na politykę" - mówiła szefowa rządu, zwracając się do posłów PO.

Poseł PO Krzysztof Brejza apelował do premier o odwołanie ministra. "Pani premier, jeszcze nigdy w policji tak wiele nie zostało zniszczone przez tak niewielu. Ta osoba siedzi obok pani" - powiedział. Sugerował, że być może minister "wprowadził" szefową rządu w błąd. "Apel: może nie przejdziemy do głosowania, tylko kierując się tą prawdomównością, bardzo ważną zasadą - przywiązaniem dla słowa, wagi słowa (...) niech pani zdymisjonuje pana ministra Błaszczaka, apeluję w imieniu klubu parlamentarnego Platformy Obywatelskiej" - mówił.

Polityk Platformy krytykował Błaszczaka przede wszystkim za decyzję o powołaniu na stanowisko komendanta głównego policji insp. Zbigniewa Maja (złożył on rezygnację po dwóch miesiącach pełnienia funkcji - PAP). "Pierwszy raz w historii zdarzyło się, dzięki panu, że na czele największej służby mundurowej w Polsce stanęła osoba, wobec której nie przeprowadzono stosownych weryfikacji; osoba, która pozostaje w zainteresowaniu prokuratury apelacyjnej w Łodzi ze względu na korupcję - mówił Brejza. - To jest wasze dbanie o bezpieczeństwo Polaków".

Zarzucił też politykom PiS, że powielili - jak mówił - "niesamowite kłamstwo na temat 80 rzekomo podsłuchiwanych za rządów PO dziennikarzy". "Pan zlecił pod koniec grudnia komendantowi Majowi osobiście sporządzenie audytu, którego wyniki 12 stycznia pan poznał - w audycie czarno na białym jest zapisane, że podsłuchiwania dziennikarzy za rządów PO nie było" - zaznaczył Brejza. "Więcej - w kłamstwie trwał pan dalej. Na moje pytanie podczas sejmowej komisji spraw wewnętrznych i administracji o wyniki tego audytu, 24 lutego powiedział pan: jeśli chodzi o audyt, to on trwa. Kłamał pan! Kłamał pan!" - zwrócił się do Błaszczaka.

Poseł Nowoczesnej Jerzy Meysztowicz, uzasadniając stanowisko klubu, podkreślał, że od ministra MSWiA "należy oczekiwać, że będzie osobą odpowiedzialną, o mocnych nerwach, osobą, która przekłada interes państwa nad interes partyjny, oraz taką, która będzie otwarta na dialog z opozycją".

W jego opinii bardzo złą decyzją szefa MSWiA było m.in. odwołanie szefa małopolskiej policji nadinsp. Mariusza Dąbka, który jak zaznaczył "był w ocenie wielu specjalistów najbardziej kompetentną osobą, jeśli chodzi o zabezpieczenie masowych imprez". "Odwołanie pana komendanta, w sytuacji, gdy był zaangażowany w zabezpieczenie Światowych Dni Młodzieży, budzi przerażenie" - mówił. Jego zdaniem polityka kadrowa "to największa bolączka obecnej władzy".

 "Kolejnym zarzutem są kłopoty z liczeniem" - mówił poseł odnosząc się do ostatniej manifestacji KOD. Podkreślił, że według raportu policji uczestniczyło w niej 15 tys. osób. "Ale proszę państwa wszyscy widzieliśmy w telewizji publicznej, że tam było maksymalnie 200 osób. Skąd te 15 tys. się wzięło? A szczerze było tam 50 tys. ludzi, ludzi, którzy dobrowolnie, nieopłacani przez nikogo, przyszli, żeby demonstrować" - powiedział. Dodał, że zbulwersowały go "słowa pana ministra Zielińskiego (wiceszefa MSWiA), że te osoby będą sprawdzane - kto zapłacił za ich przyjazd, kto ich namawiał do tego, i że będzie to działanie policyjne". "Ja zgłosiłem deklarację, że ja mogę dobrowolnie powiedzieć panu ministrowi, kto mnie namówił, za jakie pieniądze tam pojechałem" - powiedział poseł.

Krystian Jarubas (PSL) ocenił, że minister Błaszczak "nie ogarnia" swojego resortu i nic nie wskazuje na to, by miało się to zmienić. "Zapowiadaliście państwo, że waszym rządom będzie towarzyszyć +dobra zmiana+, minister Mariusz Błaszczak postanowił jednak zrobić to szybko, za szybko. W efekcie w MSWiA od początku mamy do czynienia z szybką zmianą, pytanie jednak, czy szybko znaczy dobrze?" - mówił poseł PSL.

Józef Brynkus (Kukiz'15) uważa, że zarzuty PO wobec szefa MSWiA Mariusza Błaszczaka są chybione. Jego zdaniem wymiana kadr np. w policji, po każdej zmianie politycznej, to dowód na "chory system". "Nie liczy się profesjonalizm, tylko dyspozycyjność, a jeśli nawet ten profesjonalizm jest, to w opinii publicznej i tak nie ma on znaczenia" - zaznaczył. Paweł Kukiz przekonywał, że to wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Jarosław Zieliński jest odpowiedzialny za policję. Zapowiedział, że w głosowaniu nad odwołaniem Błaszczaka wstrzyma się od głosu. "Wstrzymam się od głosu, tylko dlatego, że mam nadzieję, iż (Błaszczak) przemyśli, czy aby na pewno zrobił słusznie, wskazując na funkcję wiceministra człowieka (Zielińskiego - PAP), który nie ma wielkiego pojęcia o policji" - wyjaśnił. Ostatecznie za wnioskiem o wotum nieufności wobec Błaszczaka zagłosowało czterech posłów klubu Kukiz'15, sześciu było przeciw, a 27 - w tym Paweł Kukiz - wstrzymało się.

Z kolei Arkadiusz Czartoryski (PiS) przekonywał, że wniosek PO jest bezzasadny. "Policja pracuje prawidłowo. Zmiany są merytoryczne i rzeczowe. Sukcesy policji są niewątpliwe i oczywiste. Wasz wniosek pogłębia chaos, ponieważ wy, a nie rząd, dajecie sygnał na cały świat, że w Polsce dzieje się coś złego i obywatele mogą czuć się niebezpiecznie" - mówił zwracając się do autorów wniosku o odwołanie szefa MSWiA.

Po głosowaniu prezes PiS Jarosław Kaczyński dopytywany o wniosek PO powiedział jedynie, że "jest to wilcze prawo opozycji".(PAP)

Fot. PAP/Leszek Szymański

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

grzegorz s.
2016-03-17 10:21:51
Sytuacją bez precedensu można nazwać fakt blokowania wyboru Polaka do ważnej międzynarodowej instytucji przez innych Polaków. Róża Grafin von Thun und Hohenstein oraz Julia Pitera storpedowały wybór Janusza Wojciechowskiego do Europejskiego Trybunału Obrachunkowego (ETO). Europosłanki PO wytknęły Wojciechowskiemu to, że jest z... PiS. Małostkowość i mściwość widoczna tym bardziej, że wcześniej europosłowie PiS poparli kandydaturę E. Bieńkowskiej na komisarza, a Kaczyński wsparł Tuska w staraniach o fotel szefa Rady Europejskiej. Komisja kontroli budżetowej Parlamentu Europejskiego negatywnie zaopiniowała kandydaturę europosła PiS Janusza Wojciechowskiego do Europejskiego Trybunału Obrachunkowego (ETO) - instytucji unijnej odpowiedzialnej za kontrolę budżetu UE i polityk unijnych. W głosowaniu za kandydaturą polityka PiS opowiedziało się 9 eurodeputowanych, 5 wstrzymało się od głosu, a przeciw było 12. Wielką rolę w wydaniu przez komisję kontroli budżetowej PE negatywnej opinii miały Róża Grafin von Thun und Hohenstein oraz Julia Pitera - europosłanki Platformy Obywatelskiej, które w trakcie przesłuchania Wojciechowskiego przed głosowaniem nad jego kandydaturą traktowały jako zarzut jego członkostwo w PiS oraz stosunek do sytuacji wewnętrznej w Polsce związanej ze sporem o Trybunał Konstytucyjny. Co prawda - Polska nie utraciła w ten sposób miejsca w Europejskim Trybunale Obrachunkowym. Rząd, w przypadku ostatecznego odrzucenia kandydatury Wojciechowskiego przez Parlament Europejski, będzie mógł wystawić innego kandydata. Nie mniej, jest to jednak sytuacja bez precedensu, bowiem do tej pory Polacy popierali Polaków w staraniach o ważne funkcje w UE. Tak było kiedy europosłowie PiS poparli kandydaturę E. Bieńkowskiej na komisarza, a Kaczyński wsparł Tuska w staraniach o fotel szefa Rady Europejskiej. Powstaje pytanie - czy tak ma wyglądać ogłoszona kilka dni temu przez Grzegorza Schetynę doktryna "totalnej opozycji"?
szok
2016-03-17 10:19:24
Odebranie władzy okrągłostołowemu establishmentowi miało skutkować wielką katastrofą gospodarczą. Waluty miały drożeć, a giełda spadać. PKB miał się obniżyć, import miał być większy niż eksport, a pieniądze znowu miały wypływać z Polski szerokimi strumieniami. Tymczasem, ku wielkiemu zaskoczeniu, frank zaczął spadać, giełda odbiła, Morgan Stanley podniósł prognozę wzrostu PKB Polski z 3,2 do 3,6 proc., więcej eksportujemy niż importujemy, a budżet kraju po styczniu odnotował... nadwyżkę! Kryzys? - Nie sądzę. Jeszcze w styczniu za 1 franka trzeba było zapłacić niemal 4,10 zł. Obecnie kurs spadł do 3,92 zł. W ciągu dwóch miesięcy obniżył się zatem o -4,5 proc. Większą procentową zmianę odnotowaliśmy na warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych. Po styczniowym dołku (WIG20 na poziomie 1670 pkt.), nastąpiło wyraźne odbicie (obecnie 1900 pkt.). Wzrost wyniósł zatem niemal 14 proc. Jakby tego było mało analitycy Morgan Stanley w raporcie z 13 marca podnieśli prognozę wzrostu PKB Polski w 2016 roku z 3,2 do 3,6 proc. Ale to nie koniec - w styczniu znowu odnotowano przewagę eksportu nad importem (wynoszącą +3,047 mld zł) oraz nadwyżkę budżetową (państwo więcej zarabiało niż wydawało) w wysokości 1,76 mld zł. Czy mamy do czynienia z kryzysem gospodarczym związanym z odebraniem władzy okrągłostołowemu establishmentowi? Nie sądzę.
waldi
2016-03-17 10:18:34
Właśnie zakończył się zorganizowany przez Rosjan przetarg o wartości 2,6 mld euro na dostawę rur do gazociągu Nord Stream 2. Oczywiście wygrały go... firmy z Niemiec. Rząd Angeli Merkel udaje, że nie ma problemu i nie widzi żadnego zagrożenia geopolitycznego dla innych państw Europy Środkowej. W tym samym czasie niemieckie media podgrzewają temat wokół Polski i nawołują do zewnętrznej interwencji w Warszawie. Co dalej? Może jakaś mała okupacja, by zainstalować marionetkowy rząd? Przypomnijmy - we wrześniu ubiegłego roku rosyjski Gazprom, niemieckie BASF i E.ON, austriacki OMV, francuski Engie i brytyjsko-holenderski Shell podpisali umowę o powołaniu specjalnego konsorcjum do budowy gazociągu Nord Stream 2. Konsorcjum to ogłosiło przetarg o wartości 2,6 mld euro na dostawę rur do budowy gazociągu. Wygrały go - jakby inaczej - firmy z Rosji oraz Niemiec. Dostawy pierwszych rur mają się rozpocząć już we wrześniu 2016 r. Realizacja projektu Nord Stream 2 będzie równoznaczna z tym, że całość gazu z Rosji do Europy Zachodniej będzie docierać przez Niemcy (a nie, jak do tej pory przez Białoruś/Ukrainę, Polskę i Niemcy), co zapewni niemieckim firmom przesyłowym stabilne wpływy pieniężne na dziesięciolecia, a Rosji umożliwi stosowanie szantażu energetycznego wobec Polski. Obecnie było to niemożliwe, bowiem wstrzymanie dostaw gazu do Polski (jako kraju tranzytowego) było równoznaczne ze wstrzymaniem dostaw do państw Europy Zachodniej. Po wybudowaniu Nord Stream 2 Rosja będzie mogła dostarczać całość gazu potrzebnego Europie z pominięciem Polski. Zagrożenia dotyczące budowy kolejnych nitek Nord Streamu widzą także niektórzy członkowie Komisji Europejskiej. Komisarz UE ds. klimatu i energii Miguel Arias Canete powiedział kilka tygodni temu: "Jeśli ten rurociąg zostanie zbudowany, to 80 proc. rosyjskiego gazu będzie nim transportowane do UE. To jest z punktu widzenia bezpieczeństwa ryzykowne". Pomimo tego Angela Merkel uznała, że wspólna inicjatywa Gazpromu oraz niemieckich firm jest "czysto komercyjna" i nie spowoduje żadnych zagrożeń geopolitycznych zarówno dla całej UE jak i dla poszczególnych państw członkowskich. De facto była to nieformalna zgoda Niemiec na budowy kolejnej rury gazowej omijającej nasz kraj i jawnie uderzającej w nasze bezpieczeństwo energetyczne. Co w tym samym czasie robią niemieckie media? Grzeją temat wokół Polski i nawołują do sankcji, czy wręcz zewnętrznej interwencji w Warszawie. Nie wierzycie? To poczytajcie sobie ostatnie teksty "Frankfurter Allgemeine Zeitung", "Sueddeutsche Zeitung" czy "Der Tagesspiegel". Ich arogancja nie zna granic. Niewykluczone, że jak tak dalej pójdzie, to niemieccy publicyści zaproponują jakąś małą okupację Polski, by móc zainstalować marionetkowy rząd...
A może ten sejm wreszcie
2016-03-16 17:42:59
zmieni uchwałę poprzedniego ze "znamion ludobójstwa" na ordynarne ludobójstwo i wezwie do ścigania sprawców...
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA