Działanie gen. Czesława Kiszczaka to typowa zemsta - powiedział Lech Wałęsa, odnosząc się do udostępnionych przez IPN dokumentów dot. TW "Bolek". Były prezydent podkreślił, że Kiszczak przegrał z nim osobiście, bowiem przeszkodził mu w zostaniu premierem.
W wywiadzie udzielonym w USA Polsat News i TVN Wałęsa pytany był m.in o to, co sądzi o udostępnieniu akurat w poniedziałek akt IPN.
Wałęsa: "To ewidentne oszustwo"
– Mnie tylko martwi jedna rzecz, że w większości mi ludzie nie uwierzyli, uwierzyli bezpiece. A pierwszy dokument, od razu wpadka – przyjrzyjcie się temu dokumentowi – powiedział Wałęsa. Wskazał, że trzeba patrzeć na daty w tym dokumencie, według niego wszystkie są ze stycznia (1971 - PAP) i są pomylone. Ocenił, że to "ewidentne oszustwo". Były prezydent przyznał, że czuje się zdradzony.
– No tak, za taką ofiarę, którą poniosłem, za takie zwycięstwo, jakie odniosłem, taka zapłata. To nie jest przyjemne. No, ale trzeba płacić w życiu – mówił. Wałęsa pytany był też, czy kiedykolwiek podpisał zobowiązanie do współpracy z SB.
– Nie, do współpracy nigdy. I nigdy nie zostałem złamany – podkreślił. – Ze mną rozmawiano jako z szefem strajku. Ja nie byłem jakimś tam elektrykiem sobie. Tylko dodatkowo byłem przywódcą tamtego czasu. Rozegrałem to jak potrafiłem. Rozegrałem to naprawdę dobrze.
Do jednego worka
W rozmowie została poruszona kwestia listu gen. Kiszczaka, w którym miał napisać, że chciał, aby dokumenty zostały opublikowane pięć lat po śmierci Wałęsy.
– No tak, żebym nie mógł się wytłumaczyć, żebym nie mógł udowadniać (...), żebym nie zwrócił uwagi, jak one powstały. A powstały bardzo prosto. Zabrano mi na rewizji opis, szczególnie grudnia. Zebrano ze wszystkich sądów i gdziekolwiek pracowałem wszystkie ręczne moje pisanie i dopasowano to tak, żeby przekonać tych ludzi, którzy się nie znają – wyjaśnił. – Tylko, że znów drugi błąd popełnili w tych papierach, że ja połowę tych ludzi – jak oni tak piszą, że ja na nich kablowałem – w ogóle w życiu nie widziałem. Ja nie znam tych nazwisk. A więc znów pozbierali jakichś Bolków, naładowali to wszystko w jeden worek i myślą, że to im się uda. Pewno, jak bym nie żył, to może by tam ludzie uwierzyli, ale żyję, no to udowodnię.
W innej koncepcji
Przyznał, że "coś" podpisał, ale "w innej koncepcji".
– Podpisałem w koncepcji ratowania. Zacznijcie może od czegoś innego, od tych alkoholów, które mi dopisano, że ja wypiłem. Ani jednej butelki wódki nie wypiłem – kolorowej, ani białej, ani jednego piwa nie wypiłem. No, ale przychodzili do mnie, ja się dziwiłem, panie mam tam jakieś rodzinne te, czy mogę wziąć na pana konto. No bierz, no co to, ja się nie boję, nie. I oni nabrali dość dużo (...). Wziąłem na siebie, bo chciałem pomóc ludziom i ja za to płacę. Jak masz miękkie serce, to musisz mieć twarde siedzenie i podobnie tutaj było – opowiadał. Dodał, że prawdopodobnie zgodzi się na publiczną debatę z udziałem historyków i dziennikarzy. (pap)
Fot. Ryszard Pakieser (arch.)