Rozmowa z Jarosławem Molendą, pisarzem i podróżnikiem ze Świnoujścia
– Od 2006 roku napisał pan 23 książki. Sporo.
– Są pisarze, którzy piszą jeszcze więcej. Niektórzy z nich mają bliskich oraz znajomych, którzy pomagają im znaleźć materiał do książek i nie muszą przechodzić przez ten mozolny proces wyszukiwania stosownych informacji. W moim przypadku jest to kwestia dyscypliny. Jeszcze w czasach studenckich dostałem dobrą szkołę. Ukończyłem filologię klasyczną na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Już na trzecim roku miałem napisaną pracę magisterską. Bo jak coś lubię, to poświęcam się temu w 120 procentach. Obecnie mam taką sytuację finansową, że mogę sobie na to pozwolić. Utrzymuję się z lokali i różnych innych przedsięwzięć. Z książek mam z kolei pieniądze na podróże. Zresztą podczas tych wypraw zbieram materiały do kolejnych publikacji.
– Niektórzy pisarze pracują bez planu, inni tylko w określonych godzinach, a inni wyznaczają sobie limit napisanych zdań bądź stron w ciągu dnia. A jak jest u Pana?
– Ja należę do tych, którzy mają ustalony plan dnia. Wstaję o czwartej lub piątej rano, parzę sobie kawę i zasiadam do pracy. Pisanie kończę o g. 10, a następnie jem śniadanie i wyruszam do miasta załatwić różne sprawy. Do pracy wracam jeszcze o g. 12 i pracuję do godzin popołudniowych (g. 15-17), ale nie jest już to tak intensywna robota jak z rana. Kiedyś pracowałem nawet do g. 21, ale żona zaprotestowała. Uznała, że to przeradza się w pracoholizm. Nie mam prawa także pisać w niedzielę.
– Tematyka Pana książek jest bardzo szeroka: Mumie, Kolumb, PRL, Ameryka Południowa, Atlantyda. Napisał też Pan kilka książek o roślinach…
– Lubię odkrywać nowe rzeczy. Nie mam problemu, żeby brać się za temat, o którym nie mam pojęcia. Tak było np. w przypadku książki o Krystynie Skarbek. Przyznam natomiast, że trudność sprawiają mi tematy związane z PRL. Mam po nich koszmary.
Rozmawiał Bartosz Turlejski
Fot. Bartosz Turlejski
Cała rozmowa we wtorkowym „Kurierze Szczecińskim” i e-wydaniu z dnia 5 kwietnia 2016 roku