Sobota, 23 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Dzieci Wołynia mają głos

Data publikacji: 11 listopada 2021 r. 23:36
Ostatnia aktualizacja: 14 listopada 2021 r. 14:42
Dzieci Wołynia mają głos
Rzeź wołyńska to jedna z najbardziej tragicznych kart dwudziestowiecznej historii Polski.  

Szczeciński Instytut Pamięci Narodowej wystartował z cyklem filmów "Dzieci Wołynia". Bohaterem pierwszych odcinków jest Mirosław Don, długoletni pracownik Zarządu Portu Szczecin. "Dzieci Wołynia" możemy obejrzeć na portalu youtube. Seria została wyprodukowana przez TVP SA.

- Ludzie często pytają mnie, czy to możliwe, żeby na Wołyniu działy się takie rzeczy, jakie pokazywał Smarzowski w swoim filmie "Wołyń". Odpowiadam im, że nie. Bo było gorzej, było tak, jak nie bywa nawet wśród dzikich zwierząt - opowiada w dokumencie Mirosław Don.

Jego rodzina mieszkała w Zasławiu. Przed wojną przedstawiciele różnych grup etnicznych żyli tam bez większych napięć. Świadczyły o tym liczne mieszane małżeństwa czy mieszane klasy w szkołach. Dlatego takim szokiem była eksplozja nienawiści ukraińskich nacjonalistów. Gdy przez Zasławie przetoczyła się fala przemocy, Mirosław Don miał cztery lata.

- Na podwórku leżały dzieci z rozbitymi głowami o róg chałupy, bo oni brali za nogi, zabijali - relacjonuje bohater filmu. - Było widać w niektórych strzechach zwęglone, zastygnięte ciała kobiet z różańcami. Mężczyznom ucinano głowy i wrzucano do studni, bo to miało podwójne znaczenie, że jak trupami zatruje wodę, to wiadomo: ma wody, to nie ma życia.

Sześcioletni brat pana Mirosława umarł z głodu i wycieńczenia. Jego ojciec został ciężko ranny. Aby go ratować, cała rodzina przeniosła się do Warszawy, tam trafił do szpitala. A niedługo potem wybuchło Powstanie Warszawskie. Dla kogoś, kto ledwo uszedł z życiem z rak nacjonalistów ukraińskich, pacyfikacja stolicy była jak "drugi Wołyń". 

- Pamiętam, jak esesman popychał mnie lufą, mówił: "Dawaj, dawaj". Ustawili nas pod murem - wspomina Mirosław Don. - Najbardziej to moja siostra płakała i krzyczała do matki: "Mamusiu, mamusiu". Proszę sobie wyobrazić, że myślałem nawet w ten sposób: "A może ci panowie mają rację, że nas zabijają? Przecież nikt nas nie broni, wszyscy biją, mordują, jeść nie dadzą. Dlaczego tak jest?".

Szacuje się, że w latach 1939–1945 na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej z rąk nacjonalistów ukraińskich zginęło ponad 130 tys. osób narodowości polskiej. W bestialski sposób unicestwiono tysiące miejscowości oraz ich polskich mieszkańców, którzy żyli od pokoleń na kresach Rzeczypospolitej. Ci, którzy cudem uniknęli śmierci, dziś są ostatnimi świadkami okrutnej zbrodni wołyńskiej.©℗

Alan Sasinowski 

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

Baran
2021-11-14 14:26:25
Chroniony przez cenzora...
A My teraz...
2021-11-12 21:33:31
Poprzyjmowalismy ich az ok. 2 000 000 i ciekawe co sie z tego... dalej "Urodzi" ??/!
olo
2021-11-12 15:57:12
Boze! Jesli zapomnijmy o nich,zapomnij o nas!
napływowiec
2021-11-12 08:40:37
A radny PO ,B.Baran tłumaczył " napływowej ludności Szczecina" ,że to były bratobójcze walki .
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA