– Z okazji pana 50. urodzin ukazał się album z kilkoma płytami CD i DVD – „L”. Można powiedzieć, że sam pan sobie sprawił prezent urodzinowy.
– To było wbrew moim planom, bo ja bardzo nie lubię żadnej celebry. Nie chciałem zatem żadnych specjalnych wydawnictw. Ale pewien człowiek – detektyw archiwista Wiktor Czajkowski – zaczął pokazywać mi rzeczy, o istnieniu których nie miałem pojęcia. Po tej jego kwerendzie okazało się, że jest dużo nagrań, które są całkiem niezłe. Zatem album składa się z rzeczy, które nigdy nie zostały wydane – nagrania z koncertów czy tzw. demo. Z powodu skłonności do formalizowania różnych wykopalisk zgodziłem się je opublikować. Ale zaznaczyłem: „Jak jeszcze kiedyś coś wykopiesz, to zakop”.
– Jak pan świętował 50. urodziny?
– Od wielu lat grałem w imieniny koncert imieninowy, a w urodziny – urodzinowy. Była zatem praca, a nie świętowanie. Teraz było podobnie. Zresztą dla mnie każdy dzień to jest świąteczny cud. To, że coś robimy, pracujemy, staramy się, żeby to nie było błahe, to już jest świętowanie.
– Czy kiedy kończy się te 50 lat, to przychodzą do głowy zupełnie nieoczywiste wcześniej pomysły, choćby o kupnie motocykla czy hodowli gadów?
– Ale mnie bierze pani pod włos, że niby mężczyzna ma potrzebę udowodnienia czegoś… Nie, chyba nie mam takich skłonności. Bardzo podoba mi się kupowanie motoru albo – jak to zrobił mój młodszy kolega – drezyny. Ale tytuł mojej płyty „L” trochę wygląda na okładce jak fotel w samolocie przed startem, zatem może być: „leć”. Jestem za tym, by lecieć. A „leż” – to już później…
– Pamięta pan ten pierwszy moment, gdy dotarło do pana, iż jest rozpoznawalny?
– Tego nie pamiętam, ale pamiętam, jakim przeżyciem było pierwsze śpiewanie do mikrofonu. To było na festiwalu międzyszkolnym w Krakowie. Wtedy usłyszałem swój głos przetworzony przez mikrofon. Szczerze mówiąc, to jest narkotyczne przeżycie. W jakimś momencie ludzie zaczęli mnie rozpoznawać, bo pojawiałem się w telewizji. ©℗
Cały wywiad w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 24 listopada 2017 r.
Rozmawiała Monika Gapińska
Fot. Tomasz Sikora