Piątek, 22 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Jazz nie jest formą muzealną

Data publikacji: 18 lutego 2016 r. 10:28
Ostatnia aktualizacja: 16 maja 2017 r. 12:54
Jazz nie jest formą muzealną
 

Rozmowa z Sylwestrem Ostrowskim, dyrektorem artystycznym festiwalu Szczecin Jazz

- Skąd wziął się pomysł na zorganizowanie festiwalu Szczecin Jazz?
- Pomysł powstał w Szczecińskiej Agencji Artystycznej i Urzędzie Miasta. Tam uznano, że tego typu impreza wpisze się strategię promocji Szczecina, a także będzie ciekawym wydarzeniem artystycznym prezentującym zarówno gwiazdy, jak i lokalne środowisko muzyczne.

- W Szczecinie do tej pory chyba nie brakowało koncertów jazzowych?
- Jeśli chodzi o ilość koncertów, to na pewno nie. Jest Szczecin Music Fest, Zmagania Jazzowe, kilka innych inicjatyw promujących muzykę jazzową. Brakowało jednak typowego, stacjonarnego festiwalu ze świadomą strategią promocji miasta. Dzięki muzyce, o Szczecinie i samym festiwalu usłyszała już cała Polska. Zorganizowaliśmy happening „jazz na lodzie”, koncert w prywatnym mieszkaniu największego fana jazzu, byliśmy z koncertem w Kansas City, skąd przyjedzie do nas jedna z gwiazd Deborah Brown.

- Jaka idea przyświecała doborowi artystów? Z jednej strony mamy nawiązującego do coltrane’owskiej tradycji Billy’ego Harpera, z drugiej bardziej soulowego Mario Biondiego. Chciałeś pokazać, że jazz na wiele twarzy?
- Ideą na pewno nie było, żeby wrzucić wszystko do jednego worka. Chciałem znaleźć mocny środek, dobrze reprezentowany mainstream. Zależało mi na pokazaniu, że jazz jest modny, a nie jest jakąś muzealną formą. Dlatego podczas festiwalu jednego dnia będzie można pójść pod krawatem do filharmonii, do klubu, gdzie jazz spotyka się z muzyką elektroniczną, a jeszcze kolejnego do kościoła na koncert gospel.

- Dziękuję za rozmowę.
Szymon WASILEWSKI

 

Na zdjęciu: Sylwester Ostrowski

Fot. Ryszard Pakieser

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

zibi
2016-02-18 14:11:40
Może podziekujmy temu Panu.Czemu mierna władza lubi miernoty.
pixie i dixie
2016-02-18 11:01:30
Mnie wystarczył sam happening, bo jazz już dawno zostawił pana Sylwka "na lodzie".
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA