Piątek, 22 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Jerzy Piosicki – człowiek renesansu

Data publikacji: 06 maja 2018 r. 15:01
Ostatnia aktualizacja: 08 listopada 2018 r. 02:49
Jerzy Piosicki – człowiek renesansu
Fot. Ryszard Pakieser  

Pokonał w życiu wiele zakrętów, ale nigdy się nie przewrócił. Szantażowała go bezpieka i nakłaniała do współpracy, robiono naloty na jego kancelarię, stawiano przed sądem za wymyślone przestępstwa skarbowe, inwigilowano. Przez pół wieku jego akta objęte były klauzulą tajności. A mimo to on robił swoje – intensywnie pracował i znajdował jeszcze czas na swoje pasje.

We wczesnym dzieciństwie spędzonym w Poznaniu fascynowało go biurko ojca. Było owocem zakazanym, bo miał wyraźny zakaz zbliżania się do niego. Ale on, mały szkrab, nie mógł się powstrzymać, by w czasie nieobecności ojca nie chwycić za poukładane starannie na blacie ołówki, pędzelki, by nie dotknąć farb i arkuszy papieru. Wiedział, że grozi mu za to kara i gdy ojciec wróci do domu, to tak jak zawsze odkryje jego obecność przy biurku. Ale to było silniejsze i nawet boleśnie odczuwany zakaz gry w piłkę albo inna kara nie był go w stanie powstrzymać. Ojciec, Ludwik Piosicki, który pracował w poznańskich teatrach jako scenograf, miał wielki plastyczny talent i za pomocą ołówka na zwykłej kartce papieru wyczarowywał postacie i obrazy, które niezwykle mocno oddziaływały na wyobraźnię małego Jurka.

* * *

Lata 50. W sklepach pustki, brakowało zabawek, kredek, farb. Literaturę wydawano na papierze V klasy. Z czasem jednak nastąpiła poprawa. W sklepach już można było kupić lepszy papier, dobre ołówki, a nawet farbki. Mały Jurek, gdy tylko była taka możliwość, rysował i malował, a gdy dostał parę groszy na jakieś słodycze, to kupował… książki. Malowanie i książki pobudzały jego wyobraźnię, a im dłużej go fascynowały, tym bardziej chciał się tym zajmować. Ojciec zabierał go czasami na plenery malarskie, np. do Rogalina, a on chłonął ten plastyczny świat niczym gąbka wodę. Aż przyszła średnia szkoła, w której zaczął się wyróżniać plastycznymi umiejętnościami. Na początku najbliżsi koledzy, a z czasem cała klasa prosiła go o rysunki na oceny. Nauczyciel szybko się zorientował, że wychodzą spod jednej ręki. Wszystkim postawił piątki, a autorowi trójkę. Zaznaczył jednak, że jeżeli w przyszłości Piosicki zostanie artystą, to on się będzie rumienił. I pewnie się zarumienił, bo Jurek postawił na swoim, chociaż do miana artysty dochodził długą i okrężną drogą.

Cały artykuł w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 4 kwietnia 2018 r.

 Marek OSAJDA

Fot. Ryszard PAKIESER

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

Piotr K.
2018-05-07 16:35:55
Ciekawostka- ale na początku jest napisane, że nie po drodze mu było z konfiturami to skąd pomysł, że chadza na treningi Berserkersów?
gg
2018-05-06 20:26:54
Naciągane to trochę...
Ciekawostka
2018-05-06 15:44:51
Mało kto wie, że Pan Piosicki miał zadatki na naprawdę dobrego zawodnika MMA. Niestety PRL nie inwestował w tę dziedzinę sportu, więc Tato Pana Jerzego niejako zmusił go do zaprzestania tego co kochał czyli KSW a wybrał mu zajęcia artystyczne. Po chwilowym buncie, Pan Jerzy wiedząc, że ze względów politycznych nie ma szans walczyć w klatce (a klasyczny boks był dla niego za nudny) poddał się woli ojca, choć serce zawsze zostało na macie... Dziś często widzimy go na treningach szczecińskich Beserkersów, gdzie dzieli się swoimi doświadczeniami z młodymi adeptami sztuk walki.
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA