Po dwóch latach od wybuchu pandemii koronawirusa COVID-19 z ulgą przyjęliśmy zdjęcie obostrzeń sanitarnych, które – przypominam – skutkowały między innymi ograniczeniem działalności instytucji kultury. Odżyła branża turystyczna, ale również kultura, która mogła już nie być „zdalna”; zapełniły się teatry, muzea, galerie i sale koncertowe.
Kiedy dwa tygodnie temu przyszedłem na wernisaż Andrzeja Fogtta i Jarosława Perszki do oddziału Muzeum Narodowego w Szczecinie przy ulicy Staromłyńskiej, gdzie mieści się Galeria Sztuki Współczesnej, byłem zaskoczony frekwencją. To były prawdziwe tłumy. Przypomniały mi się czasy, kiedy w Szczecinie na wystawy publiczność – mówiąc kolokwialnie – waliła drzwiami i oknami. A były takie wystawy. Nie tylko popowego W. Siódmaka czy wypożyczonego pamiętnego Rembrandta w Muzeum na Wałach Chrobrego. Przypomnę, że ponad 10 lat temu na wystawie w Muzeum Narodowym w Szczecinie – „Amerykańskie i europejskie malarstwo z kolekcji Marxa” prezentowane były obrazy i jedna instalacja ze słynnych zbiorów sztuki Ericha Marxa, na co dzień eksponowanych w berlińskim muzeum Hamburger Bahnhof. Zbiory Marxa to jedna z najważniejszych w Niemczech i na świecie kolekcji sztuki współczesnej. Takich wystaw się nie zapomina. Podobnie imponująca skalą i jakością wydaje się być wystawa Fogtta i Perszki. Przed laty ogromną popularnością cieszyła się wystawa malarstwa Młodej Polski, także w muzeum na Wałach Chrobrego. Słowem – od czasu do czasu sale wystawiennicze szczecińskich muzeów ożywają. Mamy wówczas święto sztuki i kultury z udziałem licznej i żywej publiczności. Co jest więc „nie tak”?
Ze zdziwieniem zauważyłem, że galeria przy ul. Staromłyńskiej, gdzie znajduje się wspomniana wspaniała wystawa – nie licząc niedzieli – czynna jest tylko niczym „izba pamięci w Pcimiu Dolnym” (nie obrażając tej miejscowości) – przez trzy dni w tygodniu. Przy czym w piątki tylko do 16.00. Taka sytuacja to konsekwencja „badań frekwencji”. Wynika z nich, że po 16.00 w piątki i w niedziele pies z kulawą nogą do galerii nie zagląda. Muzeum ma ponadto problem z obsadą stanowisk tzw. opiekunów wystaw, bo wynagrodzenie nie zachęca. Podobnie rzecz się ma w przypadku Muzeum Przełomy (placówka podległa MN w Szczecinie). A więc nie da się.
Zupełnie inaczej jest z inną placówką kultury – Trafostacją Sztuki. To instytucja, która po prostu jest otwarta, dosłownie i w przenośni. Trafostacja Sztuki żyje przez wiele godzin dziennie, czasem do 21.00.
Coś jest chyba nie tak z „otwartością” Muzeum Narodowego w Szczecinie. W piwnicach tej instytucji znajdują się setki, a może i tysiące ciekawych prac malarskich, które muzeum przez ostatnich siedem dekad kupowało. Są wśród nich obrazy z najwyższej półki polskiego malarstwa współczesnego, w tym między innymi Kazimierza Ostrowskiego, Marii Jaremy, Eugeniusza Gepperta. Są obrazy uczestników festiwali malarstwa, które organizowane były w Szczecinie od 60 lat. Myślę, że warto sobie przypomnieć o tym zapomnianym depozycie, otworzyć nowe ekspozycje, powalczyć o nowe przestrzenie dla sztuki, wzorem innych miast – zadbać o promocję. ©℗
Roman CIEPLIŃSKI