Piątek, 22 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Muzyka bez serca nie bierze...

Data publikacji: 03 marca 2016 r. 09:21
Ostatnia aktualizacja: 08 listopada 2018 r. 02:39
Muzyka bez serca nie bierze...
Sławomir Łosowski - lider grupy KOMBI Fot. Łukasz Gawroński  

Rozmowa ze Sławomirem Łosowskim, liderem grupy KOMBI

- KOMBI obchodzi czterdziestolecie i wydaje z tej okazji płytę, na której są tylko premierowe utwory. Z reguły w takich okolicznościach umieszcza się na płycie stare, lubiane przeboje, które by się pewnie dobrze sprzedały. Idziecie pod prąd?

- Nie chcieliśmy chwalić się wylansowanymi dawniej przebojami. Postanowiliśmy wydać całkowicie „Nowy Album” (taki jest jego tytuł - przyp. red.) z dziesięcioma premierowymi utworami, w tym jednym instrumentalnym. W tych kawałkach zawarłem to, co mi grało w duszy i nie myślałem podczas pracy nad nimi, by się komukolwiek przypodobać. Nie podążam w nich za żadną modą i nie odszedłem od rdzenia muzyki KOMBI, który oparty jest na mojej melodyce, brzmieniach moich analogowych syntetyzatorów i w dużej mierze elektronicznych bębnach. Ale poza tym rdzeniem jest dużo nowego w naszej muzyce.

- I pomyśleć, że mogłoby nie być tego albumu i pana muzyki, przebojów zespołu, gdyby rosyjskim żołnierzom nie udało się wyperswadować oddania pianina, które już mieli na ciężarówce...

- To jest gdybanie, ale mogę powiedzieć na pewno, że to poniemieckie pianino odegrało ważną rolę w mojej edukacji muzycznej. Zresztą nie tylko w mojej, bo także starszej o cztery lata siostry. Mieliśmy jedną nauczycielkę od muzyki, z tym że siostra musiała jeździć do niej na nauki w szkole muzycznej przez całe miasto, a ja pobierałem naukę gry prywatnie, u niej w mieszkaniu. Dobrze akurat się składało, bo to było w pobliżu naszego domu w gdańskim Wrzeszczu. Ale tak w ogóle, to ja sobie grałem w domu na tym pianinie i nawet nie myślałem wtedy, że mógłbym założyć zespół muzyczny.

- No to jak w końcu do tego doszło?

- W epoce Beatlesów i Rolling Stonesów fascynowałem się oczywiście muzyką, grywałem na pianinie, ale zespołu zakładać nie chciałem, chociaż w liceum namawiał mnie do tego usilnie mój grający na perkusji kolega Andrzej Kyś. Na jego presję odpowiadałem pytaniem: na czym mam grać, na pianinie? A to nie wchodziło w grę, bo potrzebne były organy elektronowe. I gdy Andrzej mnie przekonał, wtedy mój ojciec (artysta rzeźbiarz - przyp. red.) wyciągnął jakąś zaoszczędzoną kasę i kupił mi to, co było wtedy dostępne. Był to instrument rodem z NRD, pewien rodzaj fisharmonii, dosyć prymitywne urządzenie. Brzmiał okrutnie, ale mimo to dawało się na tym jakoś grać. Pamiętam, że zagraliśmy potem z Andrzejem i w kilkuosobowym przypadkowo zorganizowanym składzie na paru nieźle zakrapianych wieczorkach tanecznych w klubie budowlańców o nazwie „ Gzyms”. Graliśmy rzecz jasna ówczesne hity, na przykład „Satisfaction”. Wkrótce potem pozbyłem się tego potworka i przesiadłem się na na nieco lepszy instrument.

- I potem powołał pan do życia Akcenty?

- Tak. To był początek 1969 r., a już jesienią wystąpiliśmy na Festiwalu Awangardy Beatowej w Kaliszu, którego jednym z organizatorów był Bogdan Bogiel, dziennikarz muzyczny ze Szczecina, z pochodzenia kaliszanin. W następnych latach wzięliśmy udział w dwóch kolejnych edycjach tego festiwalu. W 1973 r. otrzymaliśmy I nagrodę w Kaliszu. Prosto z Kalisza pojechaliśmy na festiwal Jazz nad Odrą i otrzymaliśmy tam wyróżnienie, a rok później na tym samym festiwalu dostałem (jako instrumentalista) nagrodę indywidualną.

- A KOMBI jak powstało?

- Muzyka jaką grałem pod szyldem Akcenty nie miała przełożenia na zarobki. Miałem już rodzinę i z czegoś trzeba było żyć. Wtedy pomyślałem, że muszę jednak wrócić do moich muzycznych korzeni, czyli do rocka. Ale koledzy z zespołu chcieli grać jazz i nasze drogi się rozeszły. Zacząłem kompletować nowy skład, najpierw z perkusistą Jasiem Plutą i śpiewającym basistą Zbyszkiem Sentowskim, potem Zbyszka zastąpił Waldek Tkaczyk, który z kolei zaanonsował mi śpiewającego gitarzystę Grzegorza Skawińskiego i jego wkrótce też przyjąłem do zespołu.

W Radiu Gdańsk odbywały się wtedy co jakiś czas koncerty na żywo. Mieliśmy tam zagrać, a dziennikarze wymyślili, że ogłoszą plebiscyt na nazwę zespołu wśród słuchaczy. Bałem się jakiejś absurdalnej nazwy, więc wolałem się na to przygotować i mieć w zanadrzu własną propozycję. Do jej wymyślenia postanowiłem zaprosić współpracowników, czyli muzyków i menedżera. Tak też zrobiłem. Po próbie w moim domu rozdałem kartki, żeby każdy wpisał swoją propozycję nazwy zespołu. Propozycji było kilka; Jasiu Pluta zaproponował nazwę KOMBI. Według mnie była najlepsza, ale chciałem poczekać do audycji i zobaczyć, co zaproponują radiosłuchacze. Radiosłuchacze zaproponowali jakieś beznadziejne, więc podjąłem decyzję o przyjęciu nazwy KOMBI. No i wtedy doszło do sytuacji jak z filmu „Miś”, który świetnie oddaje paranoję tamtych czasów. Bo radio ogłosiło, że nazwa KOMBI to wynik tego plebiscytu, a prawda była zupełnie inna.



 

- Na wielki sukces i niezwykłą popularność pracowaliście jednak długo...

- Tak rzeczywiście długo i była to ciężka praca. Sukces osiągnęliśmy po ośmiu latach. Wylansowaliśmy wiele przebojów, a płyty sprzedawały się w gigantycznych, nawet półmilionowych nakładach. Wygraliśmy festiwal w Opolu, gdzie otrzymaliśmy główną nagrodę od publiczności za „Słodkiego, miłego życia”, a charakterystyczny styl KOMBI jako zespołu mocno elektronicznego przyniósł spektakularny sukces.

- W 1992 roku z zespołu odszedł Grzegorz Skawiński, który chciał grać własną muzykę. A krótko potem zawiesił pan jego działalność. Dlaczego?

- Jego odejście nie było dla mnie zaskoczeniem, bo już pod koniec lat 80. dążył w kierunku grania innej muzyki. Wtedy pogarszał się stan zdrowia mojej żony, chorującej od ponad 10 lat na SM. Było dla mnie oczywiste, że muszę być przy niej i walczyć o jej zdrowie. Zrezygnowałem więc z podejmowania innych zobowiązań i angażowania nowych muzyków, i zawiesiłem działalność zespołu. Dopiero po ośmiu latach opieka dla żony była zorganizowana na takim poziomie, że zacząłem myśleć o wznowieniu działalności KOMBI. Wtedy już nie myślałem o nowym składzie, a o powrocie Grzegorza i Waldka do zespołu. Tak byłoby najlepiej dla fanów. Gdy O.N.A. rozpadło się, zaproponowałem im, ale odmówili.

- Założyli zespół z podwójnym „i”, czyli KOMBII.

- I grają na koncertach skomponowane przeze mnie przeboje, które grał i gra zespół z jednym „i”. Udają, że są prawdziwym KOMBI, a nie są, co słychać, widać i czuć. Nie można podrobić muzyki KOMBI beze mnie. Jak komponuję utwory, to nadaję im od razu charakter brzmieniowy. Jeśli amputuje się w muzyce KOMBI klawisze, to zostają po niej tylko szczątki. Jasne, że mój utwór „Słodkiego miłego życia" grają nawet orkiestry dęte, ale czy to jest KOMBI? To nie jest zresztą miły temat i spuśćmy na to zasłonę milczenia. Wolę rozmawiać o muzyce… z sercem.

- Z sercem?

- Muzyka bez serca, które się w nią wkłada, bez duszy i wrażliwości, jest jak automat. Mnie muzyka bez serca nie bierze.

- „Nowy Album” zbiera świetne recenzje i bardzo się podoba. Mnie poruszył śpiew afrykańskich dzieci i muzyka świerszczy z utworu „Gwinea”. Skąd te świerszcze i pięknie śpiewające afrykańskie dzieci?

- Świerszcze nagrałem na „chwastniku” przy swoim domu w Gdańsku, a dziecięcy chór to moje wnuczęta. Postawiłem je przed mikrofonami którejś niedzieli, gdy cała populacja była pod ręką. Pokazałem im co potrzebuję i zaśpiewały. Nie było z tym problemu, bo są bardzo muzykalne. A cały „Nowy Album" to kwintesencja muzyki KOMBI, wszystko co najlepsze z mojego dorobku, zebrane w nowych utworach. Jestem szczęśliwy, że KOMBI w swoje 40-lecie weszło takim mocnym muzycznym uderzeniem.

- Dziękuję za rozmowę.

Marek OSAJDA

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

Nera
2016-07-11 21:00:35
Przy PIS-owskim 500+ rozmnażanie się to lepszy biznes, niż te kwadratowe wypociny nazywane przez nich muzyką, które prawie nikogo nie interesują.
Dujda
2016-07-11 20:47:31
Łosowski może i serce ma, ale nie do muzyki, a do lutownicy i obwodów scalonych :) Zdecydowanie lepiej niż muzyka wychodzi im rozmnażanie się - Gwinea :D
Papa Dance
2016-07-11 18:09:05
Czyżby Łosowski nie miał serca, bo jego muzyka mało kogo "bierze" ?
Ślepy. A i głuchy ??
2016-04-25 14:50:01
Współczuję.
W którym roku życia ten pan stracił wzrok ?
2016-03-04 22:07:09
.
Łysy
2016-03-03 10:59:47
Łysy z Kombi był słynniejszy niż Łysy z Brazzers ;)
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA