Czwartek, 21 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Najsłynniejsza gejsza świata w Operze na Zamku

Data publikacji: 05 października 2024 r. 15:08
Ostatnia aktualizacja: 05 października 2024 r. 15:08
Najsłynniejsza gejsza świata w Operze na Zamku
Fot. Włodzimierz PIĄTEK  

Na scenę Opery na Zamku w Szczecinie wraca opera Giacoma Pucciniego „Madama Butterfly” w reżyserii Pii Partum, pod batutą Vladimira Kiradjieva, jedna z najsłynniejszych oper świata. Zobaczymy ją w sobotę o g. 19 i w niedzielę o g. 18.

„Madama Butterfly” to jedno z najsławniejszych dzieł w repertuarze operowym. Wysmakowana brzmieniowo, multikolorowa partytura Giacoma Pucciniego opowiada dramatyczną historię związku japońskiej gejszy i porucznika amerykańskiej marynarki, a sposób jej oddziaływania podobny jest poetyce obrazu filmowego. Autorzy libretta nawiązali do kilku źródeł literackich: francuskiej powieści Pierre’a Lotiego Madame Chrysanthème, opowiadania Johna Luthera Longa „Madame Butterfly” i bazującego na nim dramatu Davida Belasco pod tym samym tytułem. Choć główna postać opery Cio-Cio-San swój przydomek zawdzięcza rodowemu herbowi wyrzeźbionemu w kształcie motyla, to można doszukać się w nim głębszej symboliki. Motyl symbolizuje przecież zarówno piękno, jak i kruchość życia. Chryzantema to zarówno kwiat szczęścia, jak i żałoby. Butterfly składa się więc z paradoksów – żyje, by kochać, ale jednocześnie kocha, by umrzeć. Cio-Cio-San uniesiona uczuciem porzuca religię przodków, gorączkowo szukając nowej tożsamości. Uciekając od przeszłości, nie odnajduje jednak przyszłości. Jej świat rozpada się na naszych oczach w drobny pył, a samobójczy gest ma charakter rytualnego obrzędu.

Pomimo premierowej klęski „Madama Butterfly” szybko osiągnęła sławę, by z czasem – razem z „Traviatą” i „Carmen” – stworzyć triadę najpopularniejszych oper świata. Butterfly jest najgłębszą psychologicznie ze wszystkich postaci Pucciniego. Piętnastoletnia gejsza, która szczerze zakochała się w poślubiającym ją nieco dla zabawy poruczniku amerykańskiej marynarki Pinkertonie, prezentowana jest jako bohaterka dynamiczna i wielowymiarowa: pełna wdzięku narzeczona, namiętna kochanka (jeden z najwspanialszych, po Wagnerowskim Tristanie i Izoldzie, duetów miłosnych), oczekująca powrotu ukochanego wierna żona i kochająca matka. Kreująca jej rolę śpiewaczka musi pokazać różnorodne i niekiedy skrajne emocje, od miłosnego uniesienia i radości aż po rozpacz, która wiedzie bohaterkę do decyzji o odebraniu sobie życia, gdy dowiaduje się, że Pinkerton ma nową, prawdziwą żonę. Butterfly to także partia niezmiernie trudna muzycznie, wymagająca od śpiewaczki nie tylko umiejętności oddania dramatycznego wymiaru postaci, ale również znakomitej techniki i kondycji wokalnej. Jest obecna na scenie przez całe przedstawienie, a śpiewa niemal przez 90 minut – zupełny ewenement w dziejach opery. Nic dziwnego, że tak złożona postać, zadziwiająco skompilowana jak na swój wiek – w I akcie ma ona lat piętnaście, w drugim o kilka więcej – prowokuje do prób nowego jej odczytania, mającego dokonać reinterpretacji dzieła. W takim właśnie kierunku zmierza propozycja artystyczna Pii Partum. Dla reżyserki drugorzędne w budowaniu postaci stają się japońskie realia i czas akcji. Jej bohaterowie są po prostu współczesnymi mieszkańcami wielkiego miasta, ulegającymi jego rytmowi, żyjącymi w nieustannym pędzie. Najważniejsze jest jednak przekonanie, że Butterfly to osobowość dążąca do autodestrukcji, która być może od samego początku wie, że jej małżeństwo z Pinkertonem jest „nieprawdziwe” i że zostanie przez niego oszukana i porzucona. Konsekwentnie zmierza jednak do samozniszczenia, oszukuje się, choć wie, że Pinkerton do niej nie wróci. Jest jednak bohaterką aktywną, działającą w swojej samotności, skontrastowaną ze słabym i pasywnym Pinkertonem. Jej finałowe samobójstwo zdaje się być niespełnieniem kulturowego rytuału – zgodnego z sentencją wypisaną na mieczu, którym odbiera sobie życie: „Niech z honorem umiera ten, komu los nie pozwolił żyć z honorem” – ale indywidualnym wyborem, dopełnieniem tego, co było dla niej oczywiste zapewne od samego początku. Reżyserka skupia się na ukazywaniu samoświadomości bohaterki, jej pogłębiającej się samotności, a także dziwnej i tajemniczej przyjemności, jaką daje jej zmierzanie do obranego celu – autodestrukcji. Szczecińskie przedstawienie nawiązuje do poetyki filmów Larsa von Triera, jest wzbogacone o postać tancerza – alter ego Butterfly, a także o multimedialne projekcje obrazu współczesnego Tokio.

(as)

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA