Setne urodziny obchodzi dziś (11 kwietnia) szczecinianka Izabella Pawłowska, śpiewaczka, żona legendarnego dyrygenta Waleriana Pawłowskiego. Jubilatka jest w znakomitej formie, tryska energią i humorem. Żartuje, że nigdy nie przyszło jej do głowy, iż dożyje setki, bo nie posiada żadnej recepty na długowieczność.
Pani Izabella urodziła się w1922 roku w Wielkopolsce. Podkreśla, że życie miała dobre, poza strasznym okresem wojny. W latach 50. ubiegłego wieku zyskała sławę jako solistka Państwowej Operetki w Lublinie oraz Operetki Poznańskiej. Do 1962 roku wystąpiła w najważniejszych spektaklach tych scen, choćby w „Zemście nietoperza”, „Wesołej wdówce” (w reżyserii słynnej Danuty Baduszkowej) i „Pannie Wodnej”. Przy tym ostatnim przedstawieniu pracował przyszły mąż artystki, jako dyrygent i autor opracowania muzycznego.
W 1962 roku, już jako żona Waleriana Pawłowskiego, zamieszkała w Szczecinie. Jak mówi Jubilatka, wtedy zdecydowała się zakończyć karierę artystyczną.
– Mąż uważał, że dwóch pracujących artystów w domu to za dużo. Miał rację. Ale wcale się nie nudziłam. W domu zawsze jest co robić. Poza tym byliśmy z mężem bardzo towarzyscy. Często przyjmowaliśmy u siebie gości. Bywało u nas wielu artystów – wspomina pani Izabella. – Bardzo mi męża brakuje. Przeżyliśmy razem ponad czterdzieści lat. Choć początki naszej znajomości i decyzja o małżeństwie były dość zabawne. Poznaliśmy się w Lublinie w tamtejszej operetce. Waluś wtedy pracował na stałe w Szczecinie w filharmonii, dlatego ciągle krążył między Lublinem a Szczecinem. W Lublinie zawsze był otoczony wianuszkiem kobiet, roztaczał bowiem wokół siebie niezwykły urok. Mimo że podczas prób często się do mnie przysiadał i dużo rozmawialiśmy, nie byliśmy parą. Któregoś dnia pojechał do Szczecina. Kilka dni później mama zadzwoniła do mnie z Poznania z pretensjami, że jej nie powiadomiłam o swoich zaręczynach z Walusiem. Okazało się, że Waluś pojechał ze swoją matką do Poznania, żeby poznać się z moją rodziną. Na miejscu wszystko załatwił, łącznie z ustaleniem daty ślubu i wszelkimi formalnościami. A ja nic o tym nie wiedziałam! No i tak zostałam panią Pawłowską. Ślub wzięliśmy w Poznaniu, a potem przyjechaliśmy do Szczecina. Byliśmy dobrym, szczęśliwym małżeństwem. Mąż był bardzo wesoły i potrafił mnie rozśmieszyć, nawet gdy miałam gorszy nastrój. Mieliśmy wspólne pasje. Kochaliśmy muzykę. Przez jakiś czas jeździłam też z mężem na motocyklach, ale po wypadku, kiedy podczas jazdy pękła opona, już nie chciałam.
Swoje setne urodziny pani Izabella świętowała już w niedzielę w Szczecinie, w gronie bliskich, którzy licznie zjechali między innymi z Poznania. Na dzisiaj zaplanowane są dalsze obchody, bowiem Jubilatka spodziewa się delegacji ze szczecińskich instytucji kultury oraz wizyt zaprzyjaźnionych artystów. ©℗
Monika GAPIŃSKA