Z wokalistą, instrumentalistą i kompozytorem, Stanisławem SOYKĄ, rozmawia Monika GAPIŃSKA
- Czy to była duża radość, kiedy po „odmrożeniu” koncertów mógł pan wreszcie stanąć na scenie przed publicznością?
- Nie bardzo się tym emocjonuję. Podobnie jak nie emocjonowałem się lockdownem. Z pokorą przyjmuję to, co się dzieje. Pandemia jest czymś większym od nas wszystkich. Człowiek próbuje sobie z tym dać radę, lepiej lub gorzej. Ludzie zachowują się w różny sposób, jedni się szczepią, inni nie. Wydaje mi się, że pandemia pozwoliła nam wszystkim na trochę refleksji, na którą pewnie niektórym brakowało czasu w tym życiowym pędzie. Mnie pandemia dała nie tylko czas na refleksję, ale też na czytanie. Będąc w tym ciągu koncertowym, w 2018 i 2019 roku, ciągle brakowało chwili na sięgnięcie po książki.
- A czas lockdownu był dla pana wyłącznie okresem odpoczynku czy mimo wszystko też pracy?
- To był pracowity czas, choć nie ma związku z moją profesją. Zajmuję się bowiem kończeniem budowy domu na wsi. To ogromna frajda budować coś, czego nie było. Samo w sobie jest to interesujące. Architektura zawsze mnie fascynowała.
- Nie chce mi się wierzyć, że ucieknie pan ze swojej ukochanej warszawskiej Saskiej Kępy...
- Nie ucieknę, po prostu się wyprowadzę. Myślę, że miasto jest dla młodych ludzi. Zresztą, miasto ma cechy szkodliwe dla systemu nerwowego. Ja już doszedłem do takiego momentu, kiedy nie tylko muszę bardziej dbać o zdrowie, ale mogę sobie pozwolić na przeprowadzkę na wieś. Na wsi jest cisza. Oczywiście nie taka laboratoryjna. Słychać wyłącznie przyrodę - choćby jak wieje wiatr. Słychać ptaki, szczególnie od wiosny, kiedy zlatują się te, które wcześniej odleciały. To są niesamowite koncerty. Na wsi te same pejzaże codziennie wyglądają inaczej. No i jest inna kaloryczność tlenu, a co za tym idzie, również inna kaloryczność snu.
- Ta przyroda sprzyja tworzeniu muzyki czy raczej potrzebuje pan do tego tętniącego miasta?
- Cisza i przyroda są najbardziej sprzyjającymi okolicznościami. Choć ja cały czas piszę utwory, a jeszcze nie mieszkam na wsi. Stąd trudno zmierzyć i obliczyć, czy będę pisał więcej na wsi. I co będę wtedy pisał. Choć obiecałem sobie, będę tam pisał więcej utworów instrumentalnych. Zasilę też kameralistykę swoim piórem.
- Proszę uchylić rąbka tajemnicy, jakich utworów możemy się spodziewać podczas koncertu w Szczecinie? Czy to będą choćby piosenki z nowej płyty?
- Na pewno. Najkrócej mówiąc - to będzie koncert ze starymi i nowymi piosenkami. Będą też fragmenty muzyki niewiadomej, jeśli tak mogę ją nazwać. Jesteśmy przecież muzykami improwizującymi.
- Zatem wszystko może się zdarzyć
- Gwarantuję, że żaden koncert nigdy nie jest taki sam.
- Czy zdarzają się panu koncerty, na których nie wykonuje pan "Tolerancji"? Domyślam się, publiczność zwykle oczekuje tego utworu
- W większości przypadków koncerty kończą się "Tolerancją". Choć zdarzało się, że nie wykonywałem tej piosenki, kiedy koncert poświęcony był utworom jednorodnym. Gdy wykonywaliśmy choćby sonety Szekspira, to "Tolerancji" nie było. Ale też wtedy nie było oczekiwania ze strony publiczności, że ta piosenka pojawi się w koncercie. Zresztą, mnie bardzo cieszy, że mimo tylu lat "Tolerancji", ten utwór jest popularny, lubiany, ważny i skłania do refleksji.
- Zdarza się panu otrzymywać prezenty po koncertach?
- Dostałem kilka niesamowitych rzeczy. Mam w domu krzyż, który jest trudny do opisania. Wykonany został z drewna uratowanego z większego, starego obiektu. Jest na nim niekompletny Jezus, bo złamany w pół. Otrzymałem ten krzyż po koncercie we Wrocławiu. Nawet nie wiem, kto jest autorem tego dzieła sztuki. Bo to z pewnością jest dzieło sztuki. Zdarzało mi się również dostawać rysunki i obrazy.
- Czy podczas wyjazdów na koncerty ma pan czas, by zwiedzać odwiedzane miejsca. Czy raczej jest tak: hotel, koncert, hotel i wyjazd?
- Raczej to drugie. Chyba że mam godzinę czasu, to idę na pobliski skwerek na ławeczkę. Lubię to. Po prostu posiedzieć i popatrzeć na przechadzających się ludzi, na przyrodę. Ale zwykle czas podczas koncertów jest ściśle zaplanowany i trudno mi się coś więcej zobaczyć. Bywa jednak, że w jakimś miejscu jestem kilka dni. Nie biegam wtedy jednak od zabytku do zabytku. Raczej wolę iść do galerii sztuki albo poznawać ciekawe miejsca w trakcie spacerów.
- W Szczecinie wystąpi pan w pięknym miejscu na dziedzińcu zamku.
- I trudno mi będzie coś więcej zobaczyć.
- Dziękuję za rozmowę. ©℗