A Irena Brodzińska, co często podkreśla, kocha Szczecin. Największa gwiazda operetki, a potem Teatru Muzycznego w środę, 24 stycznia skończyła 91 lat. Starsze pokolenie szczecinian z wielkim sentymentem wspomina jej głos, wspaniałe kreacje, niezapomniane role, choćby w „Krainie uśmiechu” i „Cnotliwej Zuzannie”. To spektakle, które cieszyły się wielkim powodzeniem, a zdobycie na nie biletów „od ręki” było nie lada wyczynem.
Ci, którzy pamiętają jej role mówią o tym, że miała nie tylko sceniczną charyzmę, wielką kobiecą urodę, ale także „bijącą blaskiem osobowość”.
Po raz pierwszy w grodzie Gryfa wystąpiła na deskach… Teatru Polskiego, gdy na gościnne spektakle przyjechała Operetka Gliwicka, w której wtedy występowała. Zapamiętała wręcz żywiołowe przyjęcie publiczności, co bardzo ujęło ją i jej kolegów z zespołu. Od tej pory, co podkreśla, Teatr Polski jest dla niej ważnym miejscem i jak mówi „nosi go w sercu”.
Ta pierwsza wizyta w Szczecinie i reakcja publiczności bez wątpienia wpłynęła na jedną z najważniejszych życiowych decyzji Ireny Brodzińskiej, czyli przyjęcia propozycji Jacka Nieżychowskiego. To on namówił ją do występów w powołanej do życia z jego inicjatywy operetce przy ul. Potulickiej. Artystka doskonale pamięta pierwszą premierę – „Krainę uśmiechu”, która odbyła się 25 stycznia 1957. Publiczność siedziała w płaszczach i kożuchach, bo sala była nieogrzewana, w dachu była dziura, przez którą… padał śnieg. A że była akurat nad centralnym punktem sceny, to płatki śniegu sypały się na grającą jedną z głównych ról Irenę występującą w lekkiej sukni. Słynny krytyk muzyczny Jerzy Waldorff (prywatnie wuj artystki), podobnie jak wszyscy, którzy mieli okazję bywać na Potulickiej, podkreślał wspaniałą atmosferę tego miejsca. Mawiał, że operetka szczecińska z zewnątrz „przypomina kryminał, ale w środku to teatr”. I to teatr przez duże T.
– Te niedogodności nie miały wtedy większego znaczenia, bo atmosfera zarówno w zespole, jak i na widowni była wspaniała – wspomina pani Irena. – Byliśmy wszyscy wręcz w euforii, bo po prostu się udało i operetka zaczęła działać.
Śpiewaczka, aktorka teatralna i filmowa i tancerka występowała zawodowo na scenie do 1978 roku. Od tej pory minęło 46 lat, a wielu mieszkańców Szczecina dobrze ją pamięta. Ciągle, oczywiście przez tych starszych jest rozpoznawana, zaczepiana miłym słowem na ulicach, a gdy jest okazja się z nią spotkać np. w teatrze albo w Operze na Zamku, to zawsze prędzej czy później otacza ją krąg wielbicieli.
Tym, którzy ją pamiętają i tym, którzy nie mieli okazji poznać tej wyjątkowej postaci, polecamy film dokumentalny „Irenka, ach Irenka”, zrealizowany w 2017 roku przez Marka Osajdę wspólnie z operatorem Bartoszem Jurgiewiczem. Będzie go można po raz pierwszy zobaczyć w TVP Szczecin w sobotę, 27 stycznia o godz. 18.50. Polecamy.
Wszystkiego dobrego Pani Irenko! Szczecin kocha i pamięta. ©℗
(K)