Rozmowa z trębaczem, Tomaszem Stańką, jednym z najpopularniejszych muzyków jazzowych w Polsce oraz dyrektorem artystycznym festiwalu Jazzowa Jesień w Bielsku-Białej
– Chyba nie uciekniemy od tematu amerykańskich wyborów prezydenckich. Jak tłumaczy pan zwycięstwo Donalda Trumpa?
– Nie uciekniemy, nie mamy szans. Świat się zmienia, to się czuje. Pomyślałem sobie wczoraj, że ja nie mogę jednak dzielić swojego życia na "za komuny" i "po komunie". Odkąd skończyłem 20 lat żyłem własnym życiem, jazzem. Nie czułem się uwiązany, nie czułem cenzury. Oczywiście, wiedzieliśmy jaka jest sytuacja w kraju, ale było życie poza polityką – w Krakowie pojawili się pierwsi polscy hipisi, były kawiarnie artystyczne, Piwnica pod Baranami. Czułem się wolny. Wszystkie moje liberalne, internacjonalne poglądy na świat towarzyszyły mi przez całe życie, zawsze były jakoś wokół mnie, nie tylko we mnie. Teraz to się zmienia.
– Jazz ze swej natury jest nastawiony na internacjonalizm, współpracę różnych artystów z różnych krajów, wychodzących z różnych estetyk, różnych światów, języków i doświadczeń życiowych.
– Teraz to się zmienia. Ludzie są sfrustrowani, czują się odepchnięci. Duża część społeczeństwa jest niezadowolona. Ludzie, którzy są pokrzywdzeni, niespełnieni w życiu doprowadzili do tego, że po latach narastania tych uczuć zagłosowali na Donalda Trumpa. Poddani populistycznym tendencjom, reagują na tego typu wodzów. Chwytają się czegokolwiek w nadziei na zmianę.
– Roger Daltrey, wokalista The Who, powiedział ostatnio, że muzyka rockowa doszła do ściany, zamieniła się w muzealną skamielinę, a jedynymi muzykami, którzy mówią coś ważnego i aktualnego są raperzy. Co z jazzem? Czy takie przemiany to okazja dla jazzu do ponownego "włączenia się w obieg"?
– Jazz staje się coraz bardziej muzyką klasyczną. Jest muzyką zawodową, która coraz bardziej zajmuje się problemami technicznymi. Jest wyrafinowana w swojej harmonii i formie. Jest także muzyką improwizowaną i ta improwizacyjność jest jej być może najważniejszą cechą. W związku z tym jazz idzie trochę bokiem. Jak muzyka klasyczna czy poważna, ma swoją widownię, ponieważ ludzie słuchają każdej dobrej muzyki.
Jadę teraz na festiwal do Bielska, gdzie publiczność jest bardzo wyrafinowana, osłuchana. W tym roku będzie mogła wysłuchać programu, złożonego z ECM-owskich produkcji. Wszystkie te projekty mają znakomite recenzje, zostały świetnie przyjęte przez krytykę. Wciąż jest to jednak muzyka, która wymaga skupienia, podobnego do tego, którym musimy się wykazać, gdy słuchamy muzyki poważnej.
– Jednocześnie jazzmani chętnie odnosili się do spraw polityczno-społecznych, nawet jeśli dziś robią to nieco rzadziej. Na festiwal zaprosił pan trębacza Wadadę Leo Smitha, znanego z politycznego zaangażowania.
– Dużo muzyków włącza się w politykę, zwłaszcza free-jazzowych. Wadada to guru, przedstawiciel starszej generacji. Ja osobiście nie jestem człowiekiem walczącym, przepychającym się. Staram się raczej unosić nad zjawiskami, których nie potrafię zrozumieć. Cały rozwój polega na tym, że posuwamy się trochę naprzód, potem musimy się trochę cofnąć, by móc iść dalej do przodu. Pewnego typu ludzie prą ze swoimi koncepcjami naprzód, promując różne koncepcje społeczne, ekonomiczne. Ale wiadomo przecież, że za jakiś czas – wcale nie długi – te koncepcje też upadną, przestaną odnosić się do rzeczywistości.
Państwa w końcu przestaną istnieć. To pewne, dyskutować można tylko o tym, kiedy to się stanie. Ale konieczne są także pewne cofnięcia. Ludzie boją się zmian, szukają "ojców", którzy je zatrzymają albo bezpiecznie przez nie przeprowadzą. I ci "ojcowie" się objawiają.
Smith zagra w duecie z pianistą Vijayem Iyerem. To wspaniałe spotkanie dwóch wielkich improwizatorów. Pochodzą z różnych pokoleń, różnych światów, różnych technik. Ale na tym polega granie jazzu, na szukaniu ciekawych połączeń, które potrafią zaprowadzić do czegoś odkrywczego. Im mniej do siebie – pozornie – pasują muzycy, tym ciekawiej może zaprezentować się muzyczny dialog między nimi (...) Osobiście uważam, że jazz to koncert. Na żywo gram inaczej niż na płytach.
Rozmawiał Piotr Jagielski (PAP)
Fot. Ryszard Pakieser