Piątek, 22 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Wizje fantastów często się spełniają

Data publikacji: 26 listopada 2016 r. 20:06
Ostatnia aktualizacja: 08 listopada 2018 r. 02:40
Wizje fantastów często się spełniają
 

Rozmowa z Wojciechem Sedeńką, redaktorem antologii fantastyki socjologicznej „Przedmurze”, w której autorzy (Marek Oramus, Maciej Parowski, Piotr Gociek) piszą m.in. o islamskim terroryzmie, wojnie hybrydowej, Breiviku

– Co o świecie może nam powiedzieć fantastyka socjologiczna, czego nie powiedzą nam inne gatunki literackie?

– Mainstream nie powie nam, jak może wygladać Europa, świat czy Polska za lat dziesięć, piętnaście. Nie powie nam, jak wprowadzane właśnie technologie mogą wpłynąć na człowieka. Nie powie nam, jak będzie wyglądać życie, kiedy skończą się surowce… Kiedy mainstream zaczyna odpowiadać na takie pytania, sięga po narzędzia fantastyki i staje się… fantastyką. Autorzy mainstreamu dzisiaj lubią sięgać po SF – przykładem głównonurtowi i niezwykle popularni pisarze jak Michael Houellebecq, Cormac McCarthy czy Jean Raspail. Fantastyka socjologiczna opisze nam warianty przyszłości, jakie rozwiną się z teraźniejszości, którą inne gatunki mogą co najwyżej relacjonować. Nie wszystkie prognozy się sprawdzają, społeczeństwo to układ bardzo dynamiczny, z wieloma niewiadomymi, ale wizje fantastów często się spełniają. Chociaż nie raz, nie dwa nie chciałbym, by mieli rację…

– Bywa, że autorzy fantastyki socjologicznej są obdarzeni zdolnościami profetycznymi. Jakie scenariusze snute przez autorów polskiej fantastyki na początku lat 90. – albo i wcześniej – ziszczają się teraz na naszych oczach?

– Wszystko to, co dzieje się ze współczesnym światem, zostało przez literaturę science fiction przewidziane i – w różnych wariantach – opisane. Lepiej lub gorzej, choć zwykle były to prognozy pesymistyczne. Kiedyś analizowałem, który z wielkich wynalazków mających globalny wpływ na świat nie został przez fantastów “wymyślony”. Wyszło mi, że jedynie telefon komórkowy i rewolucja informatyczna jaka się z nim wiąże. I dzieje się ta rewolucja na naszych oczach – zmiany następują już w zastraszającym tempie, co miesiąc mamy jakąś nowość w tej branży. Ale z kolei internet, wirtualna rzeczywistość, sztuczna inteligencja – to wszystko już wymyślono.

– Któryś z tekstów napisany do antologii szczególnie pana zaskoczył – formą, ujęciem tematu, diagnozą?

– Jedyne co mnie zaskoczyło, przy tak szerokiej reprezentacji autorów, że nie powtórzył się żaden temat. Pracując niezależnie, każdy z pisarzy wybrał inny intrygujący go kawałek rzeczywistości, a przecież na przykład wszyscy mogli pisać o zagrożeniu islamem, uchodźcach. Wyszło zgrabnie.

– Co odróżnia „Przedmurze” od poprzednich antologii, przy których pan pracował?

– Przez dziewięć ostatnich lat nie redagowałem antologii z polskimi opowiadaniami, zajmowałem się głównie wyborem najlepszej amerykańskiej i brytyjskiej fantastyki (siedmiotomowa seria „Rakietowe szlaki”), kompilacjami rosyjskiej sci fi. Obserwowałem rynek, rozmawiałem z autorami polskimi, często się spotykamy na konwentach – dwa lata temu zdecydowałem, że już czas wrócić do polskiej literatury. Fantastyka naukowa zwykle jest zwrócona w przyszłość, choć jej korzenie i inspiracje wywodzą się z teraźniejszości. „Przedmurze” jest chyba najbardziej w tej teraźniejszości zanurzona, a odmalowana przez pisarzy bliska, niedaleka przyszłość jest pesymistyczna. Główna różnica – to zainteresowanie i powrót do współczesności.

– Zwraca pan uwagę na to, że autorom s.f. w końcu udało się wejść na salony. Jak to opuszczenie getta odmieniło polską fantastykę?

– Pisarze, którzy opuszczali getto fantastyczne, zwykle odwracali się potem od fantastyki, pisząc obyczajowe czy kryminalne historie. Dzisiaj wiele gatunków dotąd uważanych za niszowe, wrzuconych do większego worka zwanego popkulturą, zyskało grono zainteresowanych tym zjawiskiem krytyków. Powiększył się krąg odbiorców, pojawiło się tym samym zainteresowanie popularnych mediów. Taka zmiana wiele znaczy dla pisarzy. Pojawiła się szersza publika. Widzę, że autorzy są śmielsi, bardziej pewni i świadomi swojej wartości. Zyskuje na tym warsztat. I pomysły. Każdy artysta lubi mieć świadomość, że jest potrzebny publiczności.

– Dziękuję za rozmowę. ©℗

Rozmawiał Alan SASINOWSKI

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA