Doświadczenie ekstremalnego zła często pozostaje z ludźmi do końca życia - twierdzi Sylwia Winnik, autorka książek takich jak "Dziewczęta z Auschwitz" czy "Dzieci z Pawiaka". Spotkać się z nią mogli szczecińscy czytelnicy.
- W każdej swojej książce staram się sięgać po temat i narratora, których moim zdaniem do tej brakowało - mówiła pisarka. - W literaturze wojennej było za mało kobiecej narracji. Narracji dziecięcej także. Do tego tematyka. Jeśli chodzi o Pawiak, jest kilka książek, głównie tużpowojennych, to relacje osób, które tam były. Parę lat po wojnie może pojawiło się coś wspomnieniowego, ale nie trafiłam na książkę o Pawiaku, napisaną długo po wojnie. To było na tyle ważne i straszne miejsce odosobnienia, że trzeba było o nim napisać. Głosów dziewcząt z Auschwitz również brakowało. Były relacje kobiet, ale zazwyczaj mieliśmy do czynienia z książkami napisanymi przez mężczyzn o mężczyznach w czasie wojny. Ucieszyłam się, gdy temat kobiet w wojnie zaczął się pojawiać. Dużym atutem dla tej literatury była książka "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" Swiatłany Aleksijewicz.
Jedna z bohaterek "Dziewcząt z Auschwitz" już w trakcie rozmów z pisarką zaczęła chorować na Alzheimera. Z czasem przestała poznawać dzieci, wnuki. Wkrótce zmarła. Gdy po jej śmierci syn zaczął porządkować jej mieszkanie, znalazł mnóstwo poukrywanego jedzenia, pod łóżkiem, za boazerią, za ubraniami - okazało się, że choć kobieta zapominała o najważniejszych sprawach, to wyrobiony w obozie koncentracyjnym nawyk chowania wszystkiego, co mogłoby przydać się do zjedzenia, pozostał z nią do końca.
- Pani Wiesława Gołąbek, bohaterka "Dziewcząt z Auschwitz" i "Moc truchleje", powiedziała, że pomimo upływu czasu można jasno stwierdzić, że z Auschwitz się nigdy nie wychodzi - stwierdziła Sylwia Winik. - Walentyna Nikodem powiedziała zaś, że za dnia pewne rzeczy związane z Auschwitz i wojną przypominają się jej automatycznie. Nawet szklanka wody, którą przede mną postawiła, potrafiła wywołać wspomnienia. Ona patrzy na te wodę i przypomina jej się Auschwitz, bo nie było tam wody. Więźniarki piły z kałuż. Gdy popadał deszcz, prały ubrania w kałużach, albo chlipały z nich wodę. O ile esesman nie widział. Była świadkiem sytuacji, gdy kobieta piła wodę z kałuży po burzy, a esesman potrafił podejść i przetrącić jej kark. To wspomnienia za dnia. A w nocy wracały koszmary.
Inny przypadek: Jan Herburt - Heybowicz. Dziś jej cenionym kardiochirurgiem, wciąż prowadzącym praktykę lekarską. Trafił na Pawiak z matką, gdy miał niespełna dwa miesiące. Spędził tam trzy lata. Przez ten okres całym światem była dla niego cela. Gdy został uwolniony, i odebrała go babcia, był zdziwiony istnieniem innych ludzi, tramwajów, ptaków. Do teraz towarzyszą mu stopklatki z czasów Pawiaka: czapka esesmana, wielki wilczur, spacerniak. Sylwia Winnik nie był pewna, czy to możliwe, żeby cokolwiek pamiętać z tak wczesnego okresu życia. Jednak...
- Rozmawiałam o jego historii z psychiatrią - zdradziła pisarka. - Zapytałam, czy to w ogóle możliwe. Okazało się, że tak. Zło bardzo mocno zakotwicza się w naszej psychice. I zło takie jak Pawiak, ciągły strach przed śmiercią, ujadające wilczury, ciągły lament, krew, nawet u dwulatka może się zakotwiczyć w pamięci.
Spotkanie z Sylwią Winnik zorganizowała Miejska Biblioteka Publiczna w Szczecinie. Poprowadził je Krzysztof Lichtblau. ©℗
Alan Sasinowski