To nie była gala pełna zaskoczeń, bo laureaci o swoich nagrodach wiedzieli od dziesięciu miesięcy. Mimo tego środowej (4 sierpnia) imprezie towarzyszyły ogromne emocje i wzruszenia. Mowa tu imprezie w szczecińskim Domu Kultury Krzemień, podczas której wręczono "zaległe" statuetki Fryderyka. Zaległe, bo ubiegłoroczne, kiedy to pandemia uniemożliwiła spotkanie środowiska muzycznego i uhonorowanie wyróżnionych artystów. W trakcie wieczornej uroczystości były również wyjątkowe momenty, takie jak wręczenie Nagrody Specjalnej dla Tomasza Kopcia - szefa Polskiej Fundacji Muzycznej oraz Złotych Fryderyków za całokształt twórczości, które otrzymali: perkusista Czesław Bartkowski, grupa Perfect oraz Tomek Lipiński.
Najwięcej statuetek, bo aż cztery dostała pianistka i kompozytorka Hania Rani. Odbierając Fryderyka w kategorii "album roku alternatywa", artystka wspomniała początek nagrywania płyty, kiedy to ważną rolę odegrały ... kradzione mikrofony.
- Jedną z tych osób, dzięki którym mogłam nagrywać swoje pierwsze utwory w domu, był mój wieloletni przyjaciel, genialny reżyser dźwięku Piotr Wieczorek. On kradł mikrofony z uczelni i przynosił je do mojego domu. Mam nadzieję, że nie zostanę z tego rozliczona - żartowała artystka. - Druga połowa utworów została nagrana na Islandii, na mikrofonach zakupionych za tamtejsze korony.
Muzycy grupy Perfect, którzy przybyli na galę bez wokalista Grzegorza Markowskiego, z ogromnym wzruszeniem wspominali szczeciński koncert tuż przed pandemią w Netto Arenie.
- Dziękujemy za nagrodę i za to, że wreszcie nastąpiło nam jej przyznanie. Choć w zasadzie pośmiertnie, bo w zeszłym roku zespół zakończył działalność, po czterdziestu latach - mówi ze sceny perkusista zespołu, Piotr Szkudelski (który był już w pierwszym składzie formacji). - Nie była to wola wszystkich, ale naszego jednego kolegi, śpiewającego. Od roku zatem nie gramy. Zresztą, to dość znamienne, że wręczenie Złotego Fryderyka odbywa się akurat w Szczecinie. Ponad roku, dokładnie 6 marca, zagraliśmy ostatni koncert jako Perfect właśnie w Szczecinie. Potem przyszedł covid i nie można już było grać koncertów. Wracając do historii zespołu, to Perfect błyskawicznie wstrzelił się w polski rynek muzyczny. Próby zaczął w jesienią osiemdziesiątego roku, a na początku kolejnego roku piosenki pojawiły się w Trójce, niegdysiejszej oczywiście Trójce. To aż do nie uwierzenia, że tak szybko zespół zyskał popularność. Czy myśleli kiedyś państwo, jak wyglądałaby Polska, gdyby nie powstał Perfect? - na koniec zwrócił się muzyk do swoich kolegów artystów na widowni.
Tomek Lipiński, odbierając nagrodę, wspominał, że występuje na scenie od 42 lat, a otrzymał w Krzemieniu ... swojego pierwszego Fryderyka, od razu złotego.
- Kiedy w 1979 roku zakładałem zespół Tilt, byliśmy takimi taranami, które rozbijały różne kompletnie zbędne elementy rzeczywistości. Takie, które składały się na żelazną kurtynę. Próbowano ją nam zaszczepić w głowach - mówił artysta na scenie. - Po 42 latach z tarana stałem się weteranem. Przy okazji dzisiejszego spotkania, najbardziej cieszy mnie to, że doczekaliśmy czasów, kiedy mamy całą chmarę przezdolnych, wspaniałych młodych artystów. Życzę im, by nigdy nie musieli być taranami i mogli bez przeszkód i bez ograniczeń tworzyć wszystko, na co będą mieli ochotę.
Wśród artystów, którzy odebrali swoje nagrody w Krzemieniu, byli też m.in. Natalia Nykiel, Czesław Mozil, Mela Koteluk i grupa Nocny Kochanek. Nie wszyscy laureaci dotarli na środową galę. Nie było choćby Muńka Staszczyka, Leszka Możdżera czy Taco Hemingwaya, który - jak żartował prowadzący galę Piotr Metz - posiada zaświadczenie lekarskie, iż ma alergię na takie imprezy, jak Fryderyki. Artysta ten słynie bowiem z tego, że nie pojawia się z zasady na podobnych galach, ani nie udziela żadnych wywiadów.
Warto dodać, że w trakcie środowej gali wystąpił na scenie jazzowy, poznańsko - szczeciński zespół Unleashed Cooperation, wzbudzając zachwyt muzyków siedzących na widowni.
(MON)