Wczasowicze narzekają, że nad polskim morzem sporo trzeba zapłacić za kulinarne przyjemności, nawet niewyszukane. Postanowiliśmy sprawdzić, ile trzeba wydać w największym polskim mieście uzdrowiskowym, jakim jest Kołobrzeg. Strefa nadmorska kusi tu nie tylko szerokimi piaszczystymi plażami, ale i parkami, estetycznymi deptakami i kuszącymi swoimi ofertami lokalami gastronomicznymi, sklepikami, kramami z pamiątkami i innymi licznymi wakacyjnymi atrakcjami.
Upalna w ostatnim czasie aura wprost wpycha do licznych lodziarni klientów. Ceny mrożonych deserów w niezliczonej liczbie smaków wszędzie są niemal takie same. Gałka śmietankowej, czekoladowej, malinowej, tudzież bakaliowej zimnej masy kosztuje 7 zł. Nieco więcej zapłacić trzeba za amerykańskie świderki. Powiększona porcja w stożkowym wafelku kosztuje 12 zł. Ci, którzy martwią się o ból gardła, mogą uraczyć swoje kubki smakowe gofrem. Przy kołobrzeskim Bulwarze Szymańskiego zwykłego z cukrem pudrem dostaniemy za 8 zł i 50 gr. Gdy pojawi się na nim bita śmietana, cena rośnie do 13 zł. Full wypas, czyli świeżo wypieczony gofr o smaku cynamonowym z frużeliną i całymi owocami kosztuje bagatela, 18 zł i 50 gr! Łatwo policzyć, ile zapłaci za taką przyjemność 4-osobowa rodzina. Swoim zapachem przyciągają także kołobrzeski racuchy, które znaleźć można od dziesięcioleci w jednym z pawilonów przy ul. Obrońców Westerplatte. Za niewielką porcję składającą się z 3 sztuk zapłacić trzeba tam 9 zł. To akurat, jak na warunki nadmorskiej miejscowości, niebyt wygórowana cena. Może dlatego, że mimo iż ich produkcja idzie pełną parą, kolejka po nie wydaje się nigdy nie niknąć. W innym lokalu smażone są bez przerwy naleśniki - każdy za 11 zł. Ci, którzy wolą zadowolić się herbatą, zapłacą za nią 6 zł. Gorąca czekolada to już znacznie większy wydatek. 24 zł za wypełniony nią figlarny szklany puchar to uzdrowiskowy standard. Lubiana kawa latte sprzedawana z mobilnej kawiarenki na kółkach kosztuje 17 zł. Może być przy tym za niewielką dopłatą uatrakcyjniona smakową posypką. Na upały lepsza zdaje się być jednak zimna coca cola, sprzedawana po 9 zł w niewielkich jednorazowych kubkach. Za kilka łyków schłodzonej wody mineralnej zapłacić trzeba o 2 zł mniej.
Oczywiście nie samymi słodkimi przysmakami turysta żyje. Nawet w trakcie niezwykle upalnego dnia trzeba zjeść coś bardziej sycącego. Dość pokaźnych rozmiarów sałatka firmowa wyciągnie z turystycznego portfela 42 zł. Za porcję żeberek w sosie śliwkowym trzeba niedaleko plaży zapłacić 54 zł. Oczywiście bez dodatków, czyli frytek i surówek. Za nie należność doliczana jest osobno. Rekordy biją oczywiście smażone ryby. Jak tu jednak nie przejść koło nich obojętnie. Przynajmniej raz w roku trzeba zaliczyć ich nadmorski smak. Turyści wciąż wierzą w to, że pochodzą one ze świeżych połowów, tak jak za dawnych lat. Czasy te jednak bezpowrotnie minęły. Dziś w smażalniach raczyć się możemy jedynie rybami, które przynajmniej kilka tygodni spoczywały w stanie zamrożonym. To standard współczesności. Takim samym standardem stały się ich wysokie ceny. Za kilogram usmażonego dorsza w jednej z najsłynniejszych kołobrzeskich smażalni, ulokowanej przy deptaku pomiędzy latarnią morską i molem, zapłacić trzeba 175 zł. Halibut i sandacz sprzedawany jest w tym samym miejscu po 185 zł za kilogram! Do tego doliczyć należy frytki i surówkę, najlepiej tę z kiszonej kapusty. Potem wystarczy przy kasie mocno wytrzeszczyć oczy, sięgnąć po pieniądze do zapasowej skarpety i odebrać kwit, nazywany przez niektórych paragonem grozy.
Kołobrzescy przedsiębiorcy, szczególnie ci działający najbliżej plaży, nie zamierzają obniżać stosowanych przez siebie cen. Wpływ na ich kalkulacje mają oczywiście wysokie koszty prowadzenia działalności gospodarczej, ale i niegasnący popyt. Ten drugi wynika między innymi z prawdziwych tłumów, jakie przez całe wakacje przewijają się w strefie uzdrowiskowej Kołobrzegu. Każdy przechodzień to potencjalny klient i to nie tylko dla właścicieli punktów gastronomicznych oraz sklepików. Wakacyjny biznes to także zaplatane na deptakach warkoczyki, tatuaże z henny, odręcznie robione karykatury, kubki z imionami, balony wypełnione helem, zdjęcia na tle Latarni Morskiej z ogromnymi maskotkami, rejsy statkami białej floty na redę oraz podziwianie widoków z wielkiego diabelskiego młyna. Jednym słowem pieniądze jest gdzie zostawiać. ©℗
(pw)