Piotr Semka, publicysta, dziennikarz, autor m.in. książki "Za, a nawet przeciw. Zagadka Lecha Wałęsy":
– To, że dawni oficerowie Służby Bezpieczeństwa, dysponują hakotekami, było wiadome od dawna. Taka sytuacja jak ujawnienie teczki "Bolka" musiała się zdarzyć. Oczywiście pozostaje otwarte pytanie, dlaczego Maria Kiszczak zwróciła się do Instytutu Pamięci Narodowej, a nie do Lecha Wałęsy. Może coś się jej pomyliło, może sama skusiła się na pieniądze. Robiąc rewizję w jej domu, IPN zrobił coś, co powinno zostać zrobione dawno temu, już na początku lat 90. Dziwi mnie ton u niektórych komentatorów, którzy wypowiadają się, jakby sprawa donosów to było odkrycie Ameryki. Tymczasem już od czasu wydania książki Sławomira Cenckiewicza oraz Piotra Gontarczyka wiemy, że Lech Wałęsa donosił. Teczka znaleziona w domu Kiszczaka ostatecznie rozstrzyga sprawę.
Dla Czesława Kiszczaka te akta były środkiem ochrony przed procesem. Skutecznym. Generał nie spędził w więzieniu ani jednego dnia. Moim zdaniem biologia będzie sprawiać, że poznamy dokumenty przechowywane przez innych oficerów SB. Niektórzy umrą nagle, nie zdążą poinstruować swoich rodzin, co robić dalej z archiwami.
Dr Radosław Ptaszyński – politolog, historyk i socjolog, adiunkt w Instytucie Historii i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Szczecińskiego:
– Jeśli te materiały są oryginalne, a wydaje się to wielce prawdopodobne, przynoszą nam wiedzę na różnych poziomach, liczne donosy omawiające sytuację w Stoczni, nastroje wśród robotników mogą być cennym źródłem historycznym. Inną sprawą jest co te materiały mówią nam o skomplikowanej biografii Lecha Wałęsy. Wobec kategorycznych zaprzeczeń byłego prezydenta warto jednak dokonać analizy grafologicznej, zwłaszcza zobowiązania do współpracy i pokwitowań przyjęcia pieniędzy. Zwracam też uwagę, że również oryginalne materiały z epoki nie zawsze muszą nieść ze sobą prawdę, stąd przy badaniach historycznych potrzebna jest rzetelność, spokój i rozsądek. Zaskakujące były działania żony Czesława Kiszczaka. Z niesmakiem patrzę również na działania niektórych dziennikarzy, którzy z dziką namiętnością, w atmosferze wiecu, na wyrywki kartkowali i próbowali czytać udostępnione materiały. Rozkosze lustracji przybrały momentami formę lustracyjnej orgii. Puste najczęściej czytelnie akt zapełniły się żądnymi sensacji amatorami. Atmosfera linczu podkręcana przez rządową telewizję odciąga nas od racjonalnego spojrzenia na tę sprawę. Teoria, że SB sama (razem z KGB?) stworzyła Solidarność, i sama obaliła komunizm jest i absurdalna i nieprawdziwa. Do tego jakaś perwersyjna przyjemność, której nie ustrzegł się również Prezydent Rzeczypospolitej, budzi niesmak. Jeśli naszą historię będą pisali funkcjonariusze SB, Czesław Kiszczak, lub ludzie widzący świat tylko przez ich pryzmat, to z pewnością nie będzie to historia prawdziwa. ©℗
A. Sasinowski
Więcej w środowym "Kurierze Szczecińskim" i e-wydaniu z 24 lutego 2016 roku.
Na zdjęciu: List Czesława Kiszczaka do dyrektora Archiwum Akt Nowych
Fot. PAP/Jacek Turczyk