Piątek, 22 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Główka pracuje

Data publikacji: 11 września 2015 r. 21:45
Ostatnia aktualizacja: 11 września 2015 r. 21:45
Główka pracuje
 
Są w różnym wieku. Niektórzy skończyli dopiero gimnazjum, inni zrezygnowali ze studiów. Łączy ich decyzja, by spróbować swojego szczęścia w Niemczech. Przez najbliższe 3 lata będą uczyć się zawodu pielęgniarki, kucharza, hotelarza, pracownika banku i administracji.

Z uczestnikami programu edukacyjnego „Główka pracuje – Cleveres Köpfchen” spotkaliśmy się w przygranicznym Ueckermünde. Tam od miesiąca uczą się intensywnie języka. We wrześniu, gdy rozpoczną naukę zawodu w niemieckich szkołach, chcą radzić sobie równie dobrze, co ich niemieccy koledzy. To nie wszyscy uczestnicy programu. Pozostali albo znają już dobrze język niemiecki, albo uczą się w domu.

Założenia programu są proste. Nie można mieć wyuczonego zawodu, za to wielką motywację, by żyć i pracować w Niemczech. Po pomyślnym przejściu rozmowy rekrutacyjnej z pracodawcą oraz podpisaniu umowy o kształcenie i praktykę rozpoczyna się kilkuletnia nauka zawodu. Ten ostatni etap jeszcze przed naszymi rozmówcami, którzy od końca czerwca mieszkają w internacie. W szkole oddalonej od niego o kilka minut każdego dnia przez osiem godzin szlifują język.

W poniedziałek gramatyka, we wtorek mówienie…

Dzień zaczynają przeważnie o 6.30. O 7 jest śniadanie, a po nim czas, by szykować się na kurs. O godzinie 8 zaczynają się zajęcia. 
• Każdy dzień jest poświęcony innej dziedzinie – mówi Klaudia. - W poniedziałek mamy gramatykę, we wtorek mówienie, w środę czytanie, w czwartek pisanie, a w piątek słuchanie. 
Lekcje prowadzą polscy i niemieccy nauczyciele. Przygotowują ich do egzaminu na poziom B1. Czy materiał jest trudny? Uczestnicy kursu zaprzeczają. 
• Jeśli ktoś się uczy, to na pewno nadąży – stwierdza Jan. 
• Trzeba też się samemu uczyć – dodaje Marta. - W szkole mamy zadania typowo książkowe. A słówek uczymy się i powtarzamy w domu.

Trudno się przestawić

W trakcie nauki mają trzy przerwy. Do obiadowej, o godzinie 11, nadal się nie przyzwyczaili. Jednak na pytanie co najpierw robią po powrocie ze szkoły, chórem odpowiadają: „pijemy kawę!”. Dopiero później szykują drugi obiad. W internacie mają do dyspozycji czajnik, mikrofalówkę i lodówkę, dlatego najczęściej kończy się na zupce chińskiej, niekiedy czymś zdrowszym. Zadania domowe zdarzają się bardzo rzadko, więc popołudnie to czas na książki Stephena Kinga, drzemkę lub spacer na plażę. Na weekend wracają do domu. Szczecina, Szczecinka, Lipian. Wtedy nadrabiają wirtualne zaległości, bo w Ueckermünde nie ma internetu. 
- Był przez jakiś czas, ale już nie ma – mówi Jan. Jakub – Ktoś ściągnął nielegalnie muzykę albo film i odcięli.

Zadziwiające różnice

Drastyczna i natychmiastowa decyzja dotycząca odłączenia internetu to niejedyna różnica, którą zauważyli młodzi kursanci z Polski. Dużo ścieżek rowerowych, inne godziny pracy – wyliczają. 
• W piątek o godzinie 13 zaczyna się weekend i tylko niektóre zakłady są otwarte – stwierdza Jan. 
• A na przykład piekarnia w niedzielę jest otwarta od 7 do 10 - dodaje Jakub. - Bardzo mnie to zdziwiło. Podobnie sklepy, kawiarnie otwarte są maksymalnie do 17. 
• Gdy w niedzielę wracamy do internatu, miasto jest puste. Nikogo nie ma. Ciekawe, co mieszkańcy robią w tym czasie – zastanawia się na głos Jakub. Pewnie odpoczywają – dodaje po chwili.
Inaczej jest też przy wynajmie mieszkania lub pokoju. U naszych zachodnich sąsiadów nie ma zwyczaju, by pomieszczenia zostawiać wyposażone. Potwierdziły to Marta, Klaudia i Agata, które będą mieszkać razem w Pasewalku. 
– Mamy idealnie puste mieszkanie. Tylko łazienka jest wyposażona, ale np. w kuchni nie ma nawet zlewu. Dlatego wprowadzamy się trochę wcześniej, by je urządzić. 
Samo wynajmowanie mieszkania również nie należy do rzeczy łatwych, a każdy z uczestników musi je znaleźć w miejscowości, gdzie będzie się uczyć lub pracować. Kacprowi i Jakubowi pomogła koleżanka, która mieszka i pracuje w Lindow. Z kolei dziewczynom z Pasewalku pomógł tata Agaty, który zna niemiecki i wszystko załatwił. 
- My jeszcze za słabo znamy język, więc gdybyśmy miały radzić sobie same, to byłoby trudno – zauważa Marta.

Cały artykuł czytaj w Magazynie „Kuriera Szczecińskiego”

Tekst i fot. Monika DEHR

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA