Piątek, 22 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Śpiew, podróże i medycyna

Data publikacji: 06 listopada 2017 r. 11:08
Ostatnia aktualizacja: 25 sierpnia 2019 r. 18:45
Śpiew, podróże i medycyna
Fot. Ryszard Pakieser  

Rozmowa z prof. Ryszardem Handke, dyrygentem i kierownikiem artystycznym chóru Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie

– W styczniu ubiegłego roku zakończyło się świętowanie 45-lecia chóru. Elementem jubileuszu był wyjazd do Stanów Zjednoczonych.

– Daliśmy dziewięć koncertów w Nowym Jorku, tuż przed Bożym Narodzeniem. Śpiewaliśmy polskie utwory, kolędy. Polska publiczność była bardzo wzruszona. Śpiewając w Polsce, nie uświadamiamy sobie siły przekazu naszej tradycji, pięknej melodyki naszych kolęd, wyjątkowego klimatu tych utworów. Nowy Jork zrobił na nas ogromne wrażenie, ale bardziej byliśmy zainteresowani relacjami międzyludzkimi. Ku naszej radości okazało się, że środowiska polonijne są zintegrowane, aktywne, świetnie sobie radzą.

– Chór sporo podróżuje. Niedawno po raz pierwszy odwiedziliście Meksyk.

– Najpierw gościliśmy w Szczecinie świetny zespół z uniwersytetu w Mexico City, w którym studiuje, bagatela, 350 tysięcy studentów. W ramach rewizyty udaliśmy się do Mexico City.

– Było bezpiecznie?

– Tak. Gdy jechaliśmy do Izraela, też słuchaliśmy ostrzeżeń. Tymczasem w Izraelu turyści są traktowani z wyjątkową estymą – zarówno przez Żydów, jak i Arabów, którzy rozumieją, jak ważny jest przemysł turystyczny. Jerozolimę zwiedzaliśmy z przewodniczką, która jest jedną z dwóch kobiet na świecie, które mają licencję przewodnika duchowego po Jerozolimie. Wielkie wrażenie robi najstarsza część tego miasta oraz te miejsca, które są związane z historią Jezusa. Poczuliśmy atmosferę Drogi Krzyżowej. Ona wiodła między straganami sprzedawców. Jezus był dla nich tylko kolejną osobą – nie pierwszą i nie ostatnią – wiedzioną na ukrzyżowanie. Szedł, przewracał się, upadał, ale im po prostu przeszkadzał w biznesie, odstraszał klientów, dlatego go przeganiali. Duże wrażenie robi religijna wielokulturowość tego miasta. To prawdziwy tygiel. Śpiewaliśmy w ciekawych miejscach, między innymi w prowadzonym przez francuskich misjonarzy ośrodku Notre Dame, w którym analizowano Całun Turyński.

– Wróćmy do Meksyku.

– W Mexico City śpiewaliśmy na przykład na terenie muzeum narodowego, które bezpośrednio sąsiaduje z pałacem prezydenta. Pod pomnikiem papieża zaśpiewaliśmy „Gaude Mater Polonia” w obstawie gwardzistów z karabinami maszynowymi. Okazało się bowiem, że tuż obok zdeponowanych jest kilka ton fajerwerków – następnego dnia Meksykanie obchodzili swoje święto narodowe. Było to dla nas niesłychane przeżycie! Meksykanie na każdym kroku podkreślają przywiązanie do flagi, do państwowych symboli. Święto narodowe spędziliśmy w domu rodzinnym jednej z chórzystek. O godzinie 23, gdy w telewizji miało być transmitowane przemówienie prezydenta, z piętra zszedł ojciec rodziny z flagą Meksyku, wszyscy stanęli na baczność, ze łzami w oczach odśpiewali hymn, a potem w milczeniu wysłuchali przemówienia głowy państwa. Nawiasem mówiąc, Mexico City zrobiło na mnie większe wrażenie niż sam Nowy Jork. Nowy Jork jest bardzo uporządkowany, jego geometria jest niesamowita, natomiast stolica Meksyku wygląda tak, jakby ktoś z helikoptera zrzucił tysiące domów, które stoją jak chcą. Miasto ma ciekawą historię. Gdy Meksykanie szukali swojego miejsca na ziemi, usłyszeli, że mają założyć miasto tam, gdzie zobaczą orła zjadającego węża na liściu opuncji – obecnie to motyw z ich godła. Zobaczyli tego orła na środku wyspy wielkiego jeziora. Przez setki lat miasto się tak rozrosło, że woda została zagospodarowana. Mexico City leży na dnie jeziora.

– Prowadzi pan zespół od 1981 roku. Studenci chętniej niż kiedyś wstępują do chóru? A może robią to mniej chętnie?

– To sinusoida. W latach 80. kusiła ich możliwość uzyskania paszportu i wyjazdu do krajów zachodnich. Po transformacji był pewien problem, przychodziło mniej osób. Wyjazdy przestały być magnesem. Zależało mi, żeby utrzymać dobrą atmosferę, poczucie koleżeństwa, bo to – oprócz satysfakcji z osiągniętego efektu artystycznego – przyciąga ludzi. I teraz to ma ogromne znaczenie. Studentów przyciąga także możliwość wyjścia na scenę, z orkiestrą, z solistami. Przez 10 lat chór PUM współpracował z operą i miał okazję wziąć udział w wielu przedstawieniach operowych, w „Tosce”, „Trubadurze”, „Carmen”, „Strasznym dworze”. Do dzisiaj chórzyści wracają wspomnieniami do tamtych występów. Chór daje możliwość kontaktu z różnymi światami – z wybitnymi solistami, dyrygentami, kulturami innych krajów. Dla chórzystów to pasja. Jak ktoś zamyka swój gabinet o 18.30 albo kończy dyżur w szpitalu i jeszcze jedzie dwie godziny pośpiewać, to musi być pasjonatem.

– Co wyróżnia zespół PUM na tle innych chórów?

– To zespół specyficzny. Medycyna to dziedzina, która nie toleruje błędów. Kiedy ja jako muzyk sfałszuję, coś mi się nie uda na scenie, to najwyżej przeczytam negatywną recenzję w gazecie. Tymczasem jeśli lekarz popełni błąd, bo czegoś się nie douczył albo czegoś nie doćwiczył, skutki będą o wiele bardziej poważne. Dlatego ta młodzież podchodzi do nauki niezwykle odpowiedzialnie. Młodzi ludzie nie rozstają się z podręcznikami, ćwiczenia i praktyki są dla nich najważniejsze. Kiedyś, gdy zaczynałem pracę, nie było problemu, żebym wyjechał z chórem za granicę na dwa tygodnie. Dziś wyjazd na 3, 4 dni wymaga już bardzo wielu zabiegów. Pewnej bariery obciążenia nie mogę przekroczyć, bo chórzyści i tak są już obciążeni. Chór tworzą ludzie o dużej wrażliwości. Ze studentami najpierw PAM-u, a teraz PUM-u zawsze mogłem rozmawiać z wysokiego punktu świadomości. Jeśli mowa o wyróżnikach, zawsze starałem się budować repertuar tak, żeby był on odmienny od tego, co proponują inne szczecińskie chóry. Preferuję utwory o bogatej harmonii, ładnej melodyce, lubię muzykę dawną o tematyce sakralnej.

– Nabór do chóru trwa nieprzerwanie?

– Drzwi cały czas stoją otworem. Młodzież czasami ma obawę, że sobie nie poradzi. Do dzisiaj mam chórzystę, który, gdy przyszedł, miał niewyrobiony głos, problemy z intonacją. A teraz to jeden z czołowych śpiewaków. Wszystko jest kwestią ćwiczeń. Chórzysta musi rozróżniać wysokości dźwięków – to jedyne kryterium. Całej reszty może się nauczyć. Przygotowujemy się do jubileuszu 70-lecia PUM-u. Zachęcam studentów, żeby zgłosili się do projektu i zaśpiewali dla swojej uczelni. W programie jest wielka gala w filharmoni – z orkiestrą symfoniczną, solistką Teatru Wielkiego…

– Dziękuję za rozmowę. ©

Rozmawiał Alan Sasinowski

Fot. Ryszard Pakieser

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA