Studenci i wykładowcy Politechniki Morskiej w Szczecinie oraz przedstawiciele Uniwersytetu Morskiego w Gdyni wzięli udział w ćwiczeniach Morskiej Służby Poszukiwania i Ratwnictwo w Zatoce Gdańskiej. Obejmowały one dwie części – badanie zachowań rozbitków na tratwie ratunkowej podczas wielogodzinnego dryfu i obliczenia przewidywań znosu tratwy.
Dziewięcioro studentek i studentów z PM oraz sześcioro z UMG ćwiczyło pod okiem profesjonalistów z SAR, przy wsparciu lekarzy, ratowników morskich, łodzi ratowniczych z baz SAR Świbno i Sztutowo oraz wielozadaniowego statku ratowniczego m/v Kapitan Poinc, stacjonującego na co dzień w Gdyni. Studenci wcielili się w role rozbitków na dwóch 10-osobowych tratwach. Ubrani w kombinezony ratunkowe, z racjami żywnościowymi, radiotelefonem, lokalizatorem oraz nadajnikami monitorującymi ich pozycję, byli co dwie godziny kontrolowani przez psychologa i lekarza. Badano ich stan psychiczny i fizyczny.
Akcja prowadzona była w kontrolowanych warunkach, zapewniających całkowite bezpieczeństwo. Uczestnicy mogli zgłosić potrzebę opuszczenia tratwy, gdy stan fizyczny lub psychiczny nie pozwalał im na dalszy udział w badaniach. Warunki panujące na morzu były dość łagodne, jednak pierwszy student opuścił ćwiczenia po półtorej godziny. Najwytrwalsi wytrzymali 8 godzin.
– Po pięciu godzinach czułem już mdłości, pojawiły się pierwsze drgawki związane z wyziębieniem – mówi Krzysztof Jeszka z II roku nawigacji. – Finalnie wytrzymałem ok. sześciu godzin. Wiem już, że nie chciałbym trafić do tratwy ratunkowej na dłużej niż 10-12 godzin, bo to bardzo wycieńczające dla organizmu – dodaje.
Głównym celem badań było określenie wpływu ekstremalnych warunków występujących na jednostce ratunkowej na występowanie dolegliwości choroby morskiej, wychładzania organizmu oaz zmian w zdolnościach psychomotorycznych.
– Te ćwiczenia były bardzo wymagające psychicznie, zadziałał czynnik stresowy – mówi Mateusz Drapała z IV roku nawigacji. – To była pierwsza taka sytuacja, gdy spędziłem na tratwie aż siedem godzin, bez jedzenia i picia – dodaje. Największy stres? Możliwość wywrócenia tratwy, gdy w środku zostało mniej osób, a fala się zwiększyła.
Dowodzącym podczas badań był Kierownik Morskiego Ratowniczego Centrum Koordynacyjnego w Gdyni kpt. Wojciech Paczkowski. Ze strony PM, udział w akcji wzięli studenci Koła Naukowego Ratownictwa Morskiego wraz z opiekunką – prof. Marzeną Małyszko, adiunktem Katedry Ratownictwa i Zarządzania Ryzykiem Wydziału Nawigacyjnego
Druga część badań, związana z obliczeniami przewidywań znosu tratw ratunkowych podczas długotrwałego prowadzenia akcji poszukiwawczo-ratowniczej, była realizowana jednocześnie przez pięć ratowniczych centrów koordynacyjnych z: Polski, Finlandii, Niemiec, Szwecji i Danii. Podczas eksperymentu obciążenie tratw było porównywalne, jednakże jedna z nich wyposażona została w dryfkotwę, druga była jej pozbawiona. Zadaniem dryfkotwy jest spowolnienie znosu tratwy oraz utrzymywanie jej precyzyjnej w kierunku oddziaływania wiatru.
– Na jednostki ratunkowe, na które ewakuują się załogi, takie jak łodzie lub tratwy, działają siły: zarówno prąd, jak i wiatr, które będą je znosić. Przewidywane trasy tego znosu trzeba obliczyć skutecznie i szybko, bo im dłużej od wypadku, tym bardziej rozbitkowie oddalą się od miejsca zdarzenia, a jednostkom ratowniczym trudniej będzie ich znaleźć – tłumaczy dr inż. Małyszko.
Wszystkie centra koordynacyjne, wykorzystując własne narzędzia, prowadziły niezależnie obliczenia predykcji znosu obu tratw zgodnie wytycznymi Międzynarodowego Lotniczego i Morskiego Poradnika Poszukiwania i Ratowania (IAMSAR Manual). Przedstawicielka PM dr inż. Marzena Małyszko wykonała natomiast obliczenia realizowane przez statek towarowy, gdyby samodzielnie musiał prowadzić planowanie poszukiwań. Wyniki wszystkich kalkulacji zostały zestawione z faktycznymi parametrami znosu, dzięki monitorowaniu pozycji tratw na bieżąco.
(as)