Wtorek, 03 grudnia 2024 r.  .
REKLAMA

U progu rewolucji

Data publikacji: 08 listopada 2019 r. 23:26
Ostatnia aktualizacja: 01 lipca 2020 r. 17:53
U progu rewolucji
 

Rozmowa z prof. Bogdanem Czerniakiem z Uniwersytetu Teksańskiego MD Anderson Cancer Center w Houston, nowym doktorem honoris causa Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie, absolwentem i byłym pracownikiem tej uczelni

- Jak to jest - dostać doktorat honoris causa od swojej macierzystej uczelni?

- Minęło kilkadziesiąt lat od skończenia Pomorskiej Akademii Medycznej, tu zdawałem egzaminy wstępne, tu wysłuchałem pierwszych wykładów, spędziłem w murach tej uczelni piętnaście lat życia. Jestem wychowankiem słynnej szczecińskiej szkoły patologii założonej przez prof. Stanisława Woykego. Stąd odbyłem też pierwsze podróże zagraniczne. Powrót po trzydziestu latach do alma mater i odebranie doktoratu honoris causa to duże emocje, spotkanie dawnych kolegów, dawnych pedagogów, również poznanie młodych ludzi.

- Miał pan kontakt ze Szczecińskim Pomorskim Uniwersytetem Medycznym?

- Jestem w stałym, żywym kontakcie z uczelnią. Praktycznie raz do roku odwiedzam Szczecin. Zazwyczaj jest to związane z wygłoszeniem wykładu. Odbywają się wtedy rozmowy dotyczące naszych wspólnych problemów, czasami dochodzi do konsultacji preparatów.

- Co dała panu Pomorska Akademia Medyczna?

- Zdobyłem tu podstawową wiedzę medyczną. Tutaj ukształtowały się moje poglądy naukowe. Wyjechałem stąd jako już dojrzały, doświadczony patolog. Moimi mentorami w Szczecinie byli prof. Stanisław Woyke i prof. Wenancjusz Domagała. Współpracowałem z nimi już jako student, napisaliśmy wspólnie ok. 30 artykułów naukowych. To były prace głównie obserwacyjne o charakterze morfologicznym. Ich centrum zainteresowania była diagnostyka nowotworów.

- Była jakaś fundamentalna rada, jaką przekazali panu ci naukowcy?

- Pojedynczej złotej myśli nie było. Radą był styl pracy i styl myślenia. Pracowało się od ósmej rano do dwunastej w nocy, z krótką przerwą na obiad. Ta intensywność pracy u prof. Woykego stanowiła klucz do sukcesu, także do mojej dalszej kariery za Atlantykiem.

- Ma pan opinię wybitnego specjalisty w zakresie nowotworów układu moczowego oraz układu kostnego. Proszę powiedzieć więcej o tych chorobach.

- Te dwie grupy nowotworów mają zupełnie inną kinetykę epidemiologiczną. Nowotwory układu moczowo-płciowego, zwłaszcza rak pęcherza moczowego, którym się zajmuję, to jeden z częstszych nowotworów. Z kolei nowotwory układu kostnego należą do najrzadszych, i dlatego ich znajomość jest bardzo powierzchowna. Moje badania naukowe skupiają się na nowotworach pęcherza moczowego i dotyczą najwcześniejszych faz procesu nowotworowego. Próbujemy zidentyfikować molekularne mechanizmy, które inicjują proces nowotworowy. Poprzez poznanie tych procesów będziemy mogli opracować bardziej efektywne prewencje nowotworów pęcherza moczowego. Nowotwory te mają bardzo podobną etiopatogenezę do innych częstych nowotworów, jak rak płuca. W związku z tym jesteśmy przekonani, że nasze badania mogą rzucić światło na inne nowotwory, które są związane z paleniem papierosów.

- Odkrył pan geny harcownicze. Czym one są?

- To polska nazwa specjalnej grupy genów, które odgrywają rolę we wczesnych fazach powstawania raka pęcherza moczowego. Polska nazwa jest wzięta z Sienkiewcza, po angielsku nazywają się one forerunner genes. Ich zmieniona funkcja powoduje rozrost komórek przednowotworowych, a w ten sposób zmieniona błona śluzowa inicjuje proces nowotworowy. Z tego pierwotnego klonu przednowotworowego, powstają następne etapy choroby, które już można rozpoznać pod mikroskopem. W fazie, w której działają geny harcownicze, nabłonek wyścielający pęcherz moczowy wydaje się być normalny mikroskopowo, a jednak już są w nim poważne zmiany na poziomie molekularnym.

- Co z pracy pana i pana zespołu wynika dla pacjentów?

- Idea, która jest u podstaw tych badań zakłada, że poznanie najwcześniejszych faz procesu nowotworowego umożliwi wcześniejszą interwencję terapeutyczną. Obecna onkologiczna praktyka medyczna jest nastawiona na leczenie nowotworów wtedy, kiedy proces jest ewidentny klinicznie lub przynajmniej widoczny pod mikroskopem. Nie mamy natomiast ustalonej koncepcji, co robić wtedy, gdy pozornie nic się nie dzieje, a zmiany są tylko na poziomie molekularnym. Jeżeli poznamy wczesne fazy procesu nowotworowego, to powinno to zmienić w sposób zdecydowany nasze podejście lecznicze. Gdybyśmy nauczyli się, jak działać w tych najwcześniejszych fazach, może moglibyśmy zatrzymać proces nowotworowy. To byłaby rewolucja.

- A nowotwory układu kostnego?

- Są bardzo rzadkie, duży ich procent występuje u dzieci i młodzieży. Rzadkość tych nowotworów stanowi wyzwanie dla klinicystów, którzy je leczą, oraz dla patologów, którzy zajmują się ich rozpoznawaniem. To wyzwanie, ale i satysfakcja, że mogę pomóc pacjentom z takimi rzadkimi schorzeniami. Udało mi się opracować nowe systemy klasyfikacji niektórych nowotworów kości i ich nową koncepcję patogenetyczną, która w sposób istotny zmieniła podejście terapeutyczne. Z punktu widzenia etyki pacjent z rzadką chorobą wymaga takiej samej atencji i troski jak ten, który choruje na chorobę stosunkowo częstą. Istnieje więc etyczne wyzwanie, które w pozytywny sposób stymuluje tych z nas, którzy starają się poznać rzadkie choroby. Na szczęście nowoczesne terapie w ciągu ostatnich dwóch dekad zmniejszyły śmiertelność u młodych ludzi z nowotworami układu kostnego.

- Dziękuję za rozmowę

Rozmawiał Alan Sasinowski

Fot. Ryszard Pakieser

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA