Sobota, 23 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Boks. Szczecińska nadzieja

Data publikacji: 04 maja 2016 r. 08:09
Ostatnia aktualizacja: 28 maja 2016 r. 22:40
Boks. Szczecińska nadzieja
 

Rozmowa z Pawłem Stępniem - szczecińskim pięściarzem

CORAZ bliżej do zawodowej pięściarskiej gali Szczecin Boxing Night, która odbędzie się w sobotę 28 maja w hali Azoty Arena przy ul. Szafera. Wystąpi w niej m. in. były mistrz świata Krzysztof Włodarczyk oraz nowe nadzieje, czyli Michał Cieślak oraz Krzysztof Zimnoch. Drugą tegoroczną walkę stoczy także młodzieżowy mistrz świata - Przemysław Runowski.

Szczecińscy kibice chyba jednak najbardziej czekają na występ 26-letniego Pawła Stępnia, uważanego za przyszłość polskiej wagi półciężkiej, który jest absolwentem Centrum Kształcenia Sportowego SMS-boks przy ul. Mazurskiej 40. Boksował w szczecińskich klubach Sztorm i Olimp, a następnie przeniósł się do Róży Karlino. Poprosiliśmy go o krótką rozmowę.

- Jak toczą się przygotowania do walki?

- Do której walki? Tak żartuję, bo myślimy chyba o szczecińskiej gali, a mnie czeka jeszcze wcześniej, bo 7 maja, walka w Tarnowie, gdzie moim rywalem będzie Remigiusz Wóz, a pojedynek ten będzie można obejrzeć w Polsacie Sport. Trudno powiedzieć jak będzie, bo rywal jest dla mnie dużą niewiadomą. Przygotowuję się do tej potyczki w Warszawie, bo tam jest lepsze zaplecze i szerszy wybór sparingpartnerów. O gali Szczecin Boxing Night jeszcze nie myślę i nawet nie wiem z kim podczas niej skrzyżuję rękawice.

- Kiedy rozpoczęła się zawodowa kariera?

- W ubiegłym roku przegrałem walkę na mistrzostwach Polski, a właściwie to uważam, że jej nie przegrałem, ale taki wyrok wydali na mnie sędziowie. Pomyślałem, że nie chcę już dłużej być w tym towarzystwie i spróbuję sił w boksie zawodowym. W pierwszych sparingach wypatrzyli mnie Andrzej Gmitruk oraz Andrzej Wasilewski i zaproponowali podpisanie zawodowego kontraktu, co stało się w październiku 2015. Zadebiutowałem w grudniu w Ełku zwyciężając przez nokaut, a w kolejnej gali w marcu w Sosnowcu wygrałem w ten sam sposób. Teraz czeka mnie trzecia walka, a czwarta będzie w rodzinnym Szczecinie. Tempo jest więc ostre.

- A początki przygody ze sportem?

- Rozpoczęło się od aikido, gdy miałem 6 lat, ale trener dołączał do tego sportu elementy boksu, co mi bardzo odpowiadało. Dobrze mi szło, a gdy miałem 15 lat zapisałem się do Sztormu Szczecin i nawet wywalczyłem brązowy medal w Pucharze Polski. Pomyślałem sobie jednak, że muszę zdobyć czarny pas i stopień mistrzowski 1° Dan w aikido, więc skoncentrowałem się bardziej na tej sztuce walki, aż w końcu dopiąłem swego. Cały czas trenowałem też boks, ale nie startowałem w zawodach. Gdy na moich biodrach wisiał już czarny pas, Tomek Król mnie namówił, bym wrócił do boksu i zacząłem znowu walczyć, tym razem w barwach szczecińskiego Olimpu. Gdy osiągnąłem wiek seniora, z trenerem Edwardem Królem doszliśmy do wniosku, że lepsze szanse rozwoju będę miał, jak zmienię barwy klubowe przenosząc się do Róży Karlino, gdzie szkoleniowcem był Tomasz Różański, przymierzany do pracy z reprezentacją Polski. W Karlinie łatwiej też byłoby o odpowiednich sparingpartnerów.

- Czyli w karierze było już kilku trenerów...

- Ale moim najważniejszym szkoleniowcem w boksie, już od pięciu lat, jest mieszkający w Szczecinie, pochodzący z Rosji Jurij Wachtierow. Mimo zmian barw klubowych, najwięcej trenowałem właśnie z nim, w salce klubu mieszanych sportów walki Linke Gold Team u zbiegu ulic Mickiewicza i Wawrzyniaka.

- Dziękujemy za rozmowę. ©℗ (mij)

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA