W sobotniej gali zawodowego boksu, która odbyła się w Azoty Arenie, w walce wieczoru nasz rodak Krzysztof Zimnocha wygrał z Amerykaninem Mikem Mollo, rewanżując mu się za porażkę sprzed roku. Wcześniej swoje walki wygrali szczecinianie, Tomasz Król i Paweł Stępień, a remis zanotowała reprezentantka grodu Gryfa Sylwia Kusiak.
Gala rozpoczęła się od pojedynku reprezentanta Olimpu Szczecin Tomasza Króla, który po zaciętym i emocjonującym pojedynku decyzją sędziów 2:1 pokonał Kamila Młodzińskiego. Z zadowoleniem oglądał więc kolejne pojedynki, choć ślady walki miał wypisane na twarzy.
Jako drugi w ringu stawił się Paweł Stępień, który już w pierwszej rundzie seriami ciosów zasypał Ukraińca Artema Redko i sędzia był zmuszony przerwać ten nierówny pojedynek, który oficjalnie zakończył się technicznym nokautem.
- Miałem ostatnio trudne dni, bo zmarł mój tata, ale teraz dostałem zastrzyk pozytywnej energii - powiedział po walce P. Stępień, którego dodatkowo uhonorowano za pomoc niepełnosprawnym dzieciom. - Marzę o tym, by zostać mistrzem świata i mam nadzieję, że uczyniłem kolejny krok w dobrym kierunku.
Zmieniony harmonogram
Tak szybkie zakończenie drugiej walki spowodowało, że nieco zmienił się harmonogram imprezy. Postanowiono do ringu zaprosić medalistki mistrzostw Europy w boksie olimpijskim, które według pierwotnych założeń miały walczyć dopiero w dalszej części gali.
Wicemistrzyni Europy ze Skorpiona Szczecin Sylwia Kusiak, po 3-rundowym wyrównanym starciu, zremisowała z brązową medalistką ME, Białorusinką Wiktorią Kedikovą. W czasie walki szczeciniance częściej i głośniej niż oficjalny sekundant, podpowiadał siedzący w pierwszym rzędzie publiczności jej klubowy trener Marcin Stankiewicz. Czy w ringowym tumulcie zawodniczka mogła słyszeć jego uwagi? Postanowiliśmy zapytać ją o to po walce.
- Słyszałem każde słowo klubowego trenera i starałam się realizować jego wskazania - powiedziała S. Kusiak. - Rywalkę miałam jednak bardzo trudną i oceniam, że walka mogłaby być lepsza. Nie zawsze jednak wszystko wychodzi. Myślę jednak, że lepiej iż stoczyłam nierozstrzygnięty pojedynek z silną przeciwniczką, niż gdybym wyraźnie wygrała, ale ze słabszą rywalką, jaką mi wcześniej proponowano...
Syrowatka nokautuje
W czwartej walce Michał Syrowatka przez techniczny nokaut pokonał młodziutkiego Filipińczyka Elmo Traya, a w kolejnym pojedynku Kamil Szeremeta pokonał na punkty Argentyńczyka Jose Antonio Villalobosa, któremu nie przyniosły sukcesu niekonwencjonalne zwody.
Z powodu walk kończonych przed czasem, na ostatni pojedynek trzeba było sporo czekać. Licznie przybyli kibice (chociaż nie wypełnili hali w komplecie), wykorzystywali ten czas robiąc sobie pamiątkowe fotki z obecnym na gali aktualnym mistrzem świata Krzysztofem Włodarczykiem i byłym czempionem, który zamierza odzyskać tytuł - Krzysztofem Głowackim. Oblegany był też znany trener i działacz bokserski Andrzej Gmitruk.
Wreszcie nadszedł czas decydującego starcia. W blaskach czerwonych i niebieskich świateł oraz białych, punktowych reflektorów, w stronę ringu z flagami swoich krajów podążyli główni aktorzy sobotniego widowiska.
Na początku przeważał Polak, który w drugiej rundzie wyprowadził mocny lewy sierpowy i Amerykanin znalazł się na deskach, a przed nokautem uratował go gong kończący to starcie. W kolejnej rundzie Zimnoch bombardował Mollo seriami ciosów.
Nokaut w 7 rundzie
Nieoczekiwanie jednak, w czwartej oraz piątej rundzie Amerykanin przetrwał kryzys i zaczął się odgryzać, a w jednej z akcji zapędził zawodnika z Białegostoku do narożnika i omal go nie znokautował. Szóste starcie znowu jednak stało pod znakiem seryjnych ataków Zimnocha, a rywala uratował gong, choć być może kilka ciosów padło nawet po nim. W hali było tak głośno, że naprawdę trudno to było ocenić. Do kolejnego starcia reprezentant USA już nie wyszedł i ogłoszono nokaut techniczny w VII rundzie.
- Nie wytrzymał mięsień mojego lewego ramienia i ręka przestała mnie słuchać, a w tej sytuacji dalsza walka nie miała sensu, więc mój sekundant Sam Colonna poddał walkę - powiedział po bitwie Mike Mollo.
Mimo wcześniejszych antagonizmów (wzajemne niepochlebne wypowiedzi, a podczas piątkowego ważenia w Centrum Handlowym Galaxy nawet bójka, którą przerwali ochroniarze), po walce obaj pięściarze wyściskali się serdecznie i prawili sobie po angielsku komplementy.
- Zeszło ze mnie powietrze i już jestem spokojny, a najważniejsze, że naprawdę bardzo ciężkie przygotowania przyniosły zamierzony efekt - mówił po wszystkim K. Zimnoch. - Miałem plan, by dać się przeciwnikowi wystrzelać i dopiero potem sfinalizować walkę, więc nie kończyłem na siłę starcia po nokdaunie w drugiej rundzie. Zbyt długi atak mógłby się nie powieść i akcja mogłaby się obrócić na moją niekorzyść, a poza tym pokrzywdzona byłaby wspaniała szczecińska publiczność, bo obejrzałaby jedynie kilka minut walki wieczoru. Teraz pora na kolejne wyzwania i nie wykluczam, że będzie to pojedynek z Arturem Szpilką, ale wszystko w rękach promotorów. Moim głównym celem jest jednak przede wszystkim doprowadzenie do walki o tytuł mistrza świata. ©℗ (mij)