Sobota, 23 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Koszykówka. Teraz się zacznie prawdziwy finał

Data publikacji: 10 czerwca 2023 r. 07:32
Ostatnia aktualizacja: 10 czerwca 2023 r. 09:32
Koszykówka. Teraz się zacznie prawdziwy finał
Fot. Ryszard Pakieser  

Porażka w piątkowym meczu Kinga ze Śląskiem sprawiła, że walka o mistrzostwo Polski rozstrzygnie się dopiero w najbliższym tygodniu. Jeśli w poniedziałek wrocławianie odniosą drugie finałowe zwycięstwo, rywalizacja wróci w czwartek do Szczecina. Jeśli i ten mecz nie przyniesie rozstrzygnięcia, na dekorację w Energa Basket Lidze trzeba będzie poczekać do niedzieli, a mistrz Polski będzie wówczas świętował swój sukces po decydującym spotkaniu we Wrocławiu.

 - Teraz się zacznie prawdziwy finał. Śląsk uwierzył, że może nas pokonać. My trochę dostaliśmy po uszach. Za pięknie by było gdybyśmy wygrali 4:0 - komentował po piątkowym meczu trener Kinga Arkadiusz Miłoszewski.

W trzech pierwszych meczach finałowych to King dyktował warunki na parkiecie. Tym razem role się odwróciły. To Śląsk mocno wszedł w mecz i przez większą jego część nie schodził poniżej poziomu, który dał mu pozycje lidera po rundzie zasadniczej. Pierwszą kwartę podopieczni trenera Ertugrula Erdogana zagrali najlepiej ze wszystkich w tym finale, rzucając 29 punktów. W III kwarcie dzięki rewelacyjnej grze Jeremiaha Martina Śląsk prowadził już 18 oczkami. Lider Śląska mecz zakończył z rekordowymi 33 punktami i skutecznością rzutów z gry na poziomie 69 procent.

- Wynik meczu był efektem braku obrony jeden na jeden. Do tej pory bardzo dobrze broniliśmy. Nie pozwalaliśmy Martinowi rozwinąć skrzydeł, a w tym meczu to robił. Naszej agresywności bardzo zabrakło. Już w pierwszych minutach bałem się, że nie mamy energii, którą mieliśmy we wcześniejszych meczach. Nie możemy sobie pozwolić na stratę 29 punktów w pierwszej kwarcie jeżeli chcemy być mistrzem Polski - komentuje szkoleniowiec Kinga Arkadiusz Miłoszewski.

Wpływ na wynik meczu bez wątpienia miały też kłopoty kadrowe Kinga. Już po 16 minutach gry po dwóch faulach niesportowych nie mógł meczu kontynuować Zac Cuthbertson, a dopiero w trzecie kwarcie wszedł z nie do końca zaleczoną kontuzją stawu skokowego Bryce Brown.

- Jesteśmy monolitem. Role były do tej pory bardzo podzielone. Zawaliła nam się rotacja. Myślę, że na zawodników wpłynęło to trochę deprymująco. Brown sam zgłosił, że chce grać. Miałem informację ze sztabu medycznego, że nie ma przeciwwskazań do jego gry. Był tylko próg bólowy, ale nie było ryzyka pogłębienia kontuzji. Można powiedzieć, że to była nasza ostatnia deską ratunku. Okazało się to dobrą decyzją. Bryce dał super energię, co jest budujące przed kolejnym meczem we Wrocławiu - tłumaczył swoje decyzję trener Kinga.

(woj)

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA