35-letni Adam Hrycaniuk był jednym z wyróżniających się koszykarzy reprezentacji Polski w zwycięskim meczu z Wenezuelą (80:69) na inaugurację mistrzostw świata w Chinach.
- Wygrana cieszy, ale zostajemy na ziemi – powiedział młodzieżowy mistrz Polski ze Spójnia Stargard z roku 2003, grając w jednej drużynie z obecnym szkoleniowcem stargardzkiego zespołu Kamilem Piechuckim.
Wychowanek Spójni do pamiętnego występu w Gdańsku przeciwko Chorwacji w eliminacjach mistrzostw świata, gdzie doskonale radził sobie z rywalami z ligi NBA, dodał w sobotę w Pekinie kolejny, w którym stał się bohaterem drużyny.
- Staraliśmy się robić wszystko, aby dorównać siłą i walecznością Wenezuelczykom. Od samego początku wiedzieliśmy, że będą chcieli narzucić swój styl gry. Faktycznie momentami tak było. Skakali nam po głowach, nie mogliśmy ich zastawić. Walczyliśmy, żeby zebrać piłki odbijające się na trzeci, czwarty metr, ale summa summarum postawiliśmy im się i wygraliśmy – komentował bezpośrednio po zwycięskim spotkaniu.
Hrycaniuk od samego początku dał w tym ważnym meczu pozytywny impuls drużynie. Znalazł się w wyjściowej piątce i zdobył pierwsze punkty dla Polski w chińskich mistrzostwach. Następnie asystował przy skutecznej akcji Mateusza Ponitki i po chwili sam znów trafił do kosza.
35-letni weteran jako jedyny w tym meczu miał double-double - 10 punktów i 10 zbiórek. Przebywał na parkiecie blisko 22 minuty. Trafił 4 z 8 rzutów za dwa punkty i 2 z 5 wolnych. Zanotował też trzy asysty, przechwyt i tylko jedną stratę. Polacy, mając przewagę wzrostu nad rywalami, m.in. dzięki niemu wygrali walkę pod tablicami 42:39.
- Z jednej strony był to nasz atut, z drugiej Wenezuelczycy dużo penetrowali, ale staraliśmy się narzucać swój styl. Graliśmy dużo akcji pick and roll, z których mieliśmy otwarte pozycje dla ścinających pod kosz - tłumaczył.
Sam świetnie w takich akcjach współpracował z rozgrywającym A.J. Slaughterem. W obronie biało-czerwonym udało się zatrzymać liderów rywali, braci Gregory’ego i Jose Vargasów oraz Heisslera Guillenta, którzy w sumie zdobyli 12 punktów.
- Mieliśmy uważać na braci, ale i graczy podkoszowych, którzy lubią się przepychać i dobijają niecelne rzuty. W sumie udało się neutralizować akcje, z których słynęli rywale. Było dużo dobrej roboty z naszej strony, ale także wiele błędów, które trzeba wyeliminować przed następnym meczem. Cieszy wygrana, ale zostajemy na ziemi. To dopiero pierwszy mecz z kolejnych co najmniej czterech. Dużo jeszcze przed nami – zauważył 35-letni koszykarz, który w drużynie narodowej rozegrał 117 spotkań i zdobył 693 punkty.
Polacy wygrali pierwszy mecz w mistrzostwach świata od 52 lat i turnieju w Urugwaju, gdzie ekipa prowadzona przez trenera Witolda Zagórskiego wywalczyła piąte miejsce. Hrycaniuk jest świadomy wartości obecnej reprezentacji Mike’a Taylora.
- Mamy drużynę, która jest ze sobą od wielu, wielu lat. Wszyscy razem przechodziliśmy i dobre, i złe momenty. Z tych ostatnich potrafiliśmy się wygrzebać i w tym jest nasza siła. Ważna też jest głębia składu. Dziś znakomicie zagrał Michał Sokołowski. Może ktoś inny się podłączy w kolejnym spotkaniu. Gdy zagramy skoncentrowani i każdy poczuje, że jest ważnym ogniwem w drużynie, potrafi wtedy dać bardzo wiele – podkreślił zawodnik zwany „Bestią”, którego rolę selekcjoner bardzo sobie ceni.
W poniedziałek kolejnym rywalem reprezentacji Polski będą prowadzące w tabeli grupy A Chiny, które w drugim sobotnim meczu pokonały Wybrzeże Kości Słoniowej 70:55. Początek spotkania w Pekinie o godz. 14.00 czasu polskiego. (par)