Niedziela, 24 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Lekkoatletyka. Myśli o Tokio, woli skakać w... Szczecinie

Data publikacji: 23 grudnia 2019 r. 22:28
Ostatnia aktualizacja: 24 grudnia 2019 r. 14:20
Lekkoatletyka. Myśli o Tokio, woli skakać w... Szczecinie
 

Rozmowa z Piotrem Liskiem, triumfatorem 66. Plebiscytu Sportowego „Kuriera Szczecińskiego” w kategorii zawodników. W kończącym się roku 2019 lekkoatleta OSoT-u Szczecin Piotr Lisek wywalczył brązowy medal w skoku o tyczce podczas mistrzostw świata w Doha. Na podium stanął też podczas halowych mistrzostw Europy w Glasgow, wywalczając tam srebrny medal, czym potwierdził przynależność do ścisłej czołówki. Osiągnięcia te zostały docenione przez naszych Czytelników, którzy w plebiscycie „Kuriera” właśnie na niego oddali najwięcej głosów.

– Które starty z kończącego się roku najczęściej powracają we wspomnieniach?

– Mistrzostwa świata rozgrywane na świeżym powietrzu cieszą się wśród lekkoatletów największym prestiżem, więc bezsprzecznie najbardziej cieszy mnie III miejsce wywalczone w Doha. Najważniejsze, że trafiłem z formą, więc nie mogę mieć do siebie żadnych pretensji, choć szczerze mówiąc, aspiracje miałem ciut większe, bo we wcześniejszych startach najgroźniejszych rywali byłem w stanie pokonać. Na mistrzostwach świata moi przeciwnicy skakali jednak rewelacyjnie i choć nawiązałem z nimi walkę, to moje skoki pozwoliły wywalczyć brązowy medal. Wyższe, czyli srebrne, miejsce na halowych mistrzostwach Europy w Szkocji miało nieco mniejszą wartość emocjonalną, choć oczywiście też cieszyło. W kończącym się roku skakałem na wielu imprezach, ale najprzyjemniej było w Szczecinie, bo to przecież moje miasto, a doping wspaniałej publiczności uskrzydlał. Szczególnie pamiętam halowe zmagania w Netto Arenie, gdzie do wyłonienia zwycięzcy potrzebna była dogrywka i dopiero w niej pokonałem Szweda i Włocha. Świetnie skakało mi się także na lekkoatletycznym stadionie imienia Wiesława Maniaka, gdzie też zwyciężyłem i… nie miałem już problemów, by dostać się na obiekt. Nie pamiętam już teraz, czy nosiłem identyfikator, czy też stałem się bardziej rozpoznawalny, ale ochroniarze wszędzie mnie wpuszczali. Nie znam jeszcze terminów, ale mam nadzieję, że latem 2020 roku Memoriał Wiesława Maniaka znowu się odbędzie z moim udziałem.

– Dlaczego nie spotkaliśmy się w miniony czwartek na Gali Mistrzów Sportu w „Bulwarach”?

– Przez trzy tygodnie aż do soboty byłem na zgrupowaniu w Spale i jest to najcięższy okres treningowy, w którym buduję formę na cały długi sezon. Biegam, gimnastykuję się, ćwiczę na siłowni, wyrabiam siłę i szybkość, lecz pracuję także nad techniką. Wszystkie elementy trzeba poprawiać, a trening jest kompleksowy. Jestem człowiekiem, a nie maszyną, więc dobrze wiem, co to zakwasy, zmęczenie i zły humor, lecz w tym przypadku staram się wyżyć na treningu… Tak nawiasem dodam, że żona Ola nie ma ze mną lekkiego życia. Czasem zabieram ją na obozy i tak właśnie było teraz w Spale, a dodatkowo po raz pierwszy na zgrupowaniu była moja 4-miesięczna córeczka Liliana. Przewijałem ją, zmieniałem pampersy, kąpałem, bo to przecież mój obowiązek jako ojca. W moim życiu jest jednak tak dużo zajęć sportowych, że nie zawsze miałem dla niej tyle czasu, co powinienem.

– Jak wyglądał przeciętny dzień na obozie w Spale?

– Wstawałem o różnych porach, ale najczęściej było to około godziny 8 rano. Po bardzo pożywnym i obfitym śniadaniu przychodziła pora na trening i tak leciał czas do obiadu, po którym można było sobie pozwolić na chwilę odpoczynku przed popołudniowymi zajęciami. Po wyczerpującym dniu czekała zasłużona kolacja, a po niej zmęczony człowiek często nie miał już sił na nic innego niż pójście do łóżka. Często o dziesiątej wieczorem już spałem i nie miałem nawet czasu na odsłuchanie poczty głosowej.

– To po przyjeździe do Szczecina będzie można trochę odpocząć. Czy święta są już zaplanowane?

– Trenował będę codziennie w Szczecinie, także w święta, by nie stracić formy. Takie to już uroki bycia wyczynowym sportowcem. Wigilię tradycyjnie spędzę z rodziną w Dusznikach pod Poznaniem, a wieczerza będzie tradycyjna jak od lat. Pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia zarezerwowany zaś jest dla rodziców żony, a spędzimy go przy stole i na rozmowach w Łodzi. Na drugi dzień świąt wracamy już do domu. Święta to generalnie dla sportowców czas przeznaczony dla rodzin, w którym próbujemy nadrabiać familijne zaległości.

– Ten krótki wyjazd do Dusznik i Łodzi spowoduje chyba jednak krótką przerwą w treningach, a tym samym przymusowy odpoczynek…

– Nic podobnego. Trenował będę według planu, jaki przygotuje mi mój trener Marcin Szczepański. Przypuszczam, że na święta będą to głównie biegi w plenerze, a najpewniej po lesie. Jeśli jednak w pierwszy dzień Bożego Narodzenia szkoleniowiec wyznaczy mi siłownię, to będę musiał w Łodzi szukać jakiegoś otwartego ośrodka, a jak wszystko będzie zamknięte, to postaram się załatwić wstęp na jakąś siłownię na stadionie.

– To rzeczywiście trudna sytuacja. A czy w planach triumfatora naszego plebiscytu są jakieś sylwestrowe szaleństwa?

– Nowy Rok powitamy w domu w Szczecinie z rodziną. Na razie nie mam nic zaplanowane. Jeśli się jednak zgadamy z jakimiś przyjaciółmi, co też nie mają planów, to może coś wymyślimy wspólnie, improwizowanego w ostatniej chwili. Nie szukam dodatkowych obowiązków, jakimi byłoby organizowanie sylwestrowej zabawy. Niestety, na szaleństwa nie mogę sobie pozwolić. W okresie zimowym tak ciężko haruję na treningach, że szkoda byłoby w jedną noc stracić z takim mozołem budowaną formę.

– Jakie są sportowe plany na nowy rok?

– Już 3 stycznia wyjeżdżam na kolejne zgrupowanie do Spały, a 28 stycznia czeka mnie pierwszy mityng halowy, tradycyjnie w pobliskim niemieckim Cottbus. Głównym punktem halowego sezonu będą mistrzostwa świata w chińskim mieście Nankin. O organizację tej imprezy starał się też Toruń, ale przegrał walkę, więc czeka mnie daleki wyjazd. Lecz może to i dobrze, bo będzie to przygrywka przed letnimi igrzyskami olimpijskimi, które odbędą się w Tokio i oczywiście będą koronną przyszłoroczną imprezą. Praktycznie mam już przepustkę do Japonii i tylko jakiś splot nieprzewidzianych zdarzeń mógłby mnie skreślić z igrzysk. Na razie nie mam jeszcze ustalonych planów treningowych pod kątem Tokio, ale zapewne będzie jakiś rekonesans w Japonii, bo w tym kraju jeszcze nigdy nie startowałem. Wielokrotnie skakałem jednak w Azji, więc myślę, że nie powinno być jakichś przykrych niespodzianek. Sprawą aklimatyzacji się nie przejmuję i zazwyczaj o tym nie myślę, bo taka już dola sportowca, że musi startować na różnych kontynentach i być na to przygotowanym.

– Życzymy radosnych świąt, udanych startów w 2020 roku i dziękujemy za rozmowę. ©℗

(mij)

Fot. Ryszard Pakieser

Sportowy plebiscyt Kuriera Szczecińskiego

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA