Rozmowa z Marcinem Lewandowskim - brązowym medalistą mistrzostw świata w biegu na 1500 m.
Marcin Lewandowski po zdobyciu brązowego medalu lekkoatletycznych mistrzostw świata w biegu na 1500 m nie zaczął jeszcze wakacji. Kilka dni po swoim życiowym sukcesie odbierał w Policach gratulacje od prezesa Grupy Azoty Wojciecha Wardackiego, w weekend wystartował w biegu na 5 km towarzyszącym półmaratonowi w Krakowie, a za kilka dni rozpocznie w chińskim Wuhan Igrzyska Wojskowe.
– Wyjątkowo długi był tegoroczny sezon lekkoatletyczny, a przed panem jeszcze kolejne starty.
– Biegałem i dalej biegam. Nadal się nie zatrzymuję. Dla mnie mistrzostwa świata nie były końcem sezonu, który jest w tym roku wyjątkowo długi. Same mistrzostwa odbywały się bardzo późno, a z racji, że jestem żołnierzem zawodowym wyjeżdżam jeszcze do Chin na Igrzyska Wojskowe. Tam spędzę kolejne dwa tygodnie i dopiero potem będę miał urlop. Ta przerwa też nie będzie trwała długo. Spędzę trochę czasu z rodziną i trzeba rozpoczęć przygotowania do igrzysk w Tokio. Rozpocznę je od zgrupowania w Kenii, na święta pojadę do RPA i zacznę sezon halowy. Potem mam zgrupowanie w Ameryce i zanim się obejrzę będą już igrzyska w Tokio.
– Mistrzostwa w Katarze były głośno krytykowane za fatalne warunki zakwaterowania. Czy pana również to dotknęło?
– W czasie mistrzostw głośno mówiono o warunkach zakwaterowania i wyżywieniu. Mnie to w ogóle nie interesowało. Przyjechałem tam nie na wakacje tylko do roboty. Nie spędzałem w hotelowym pokoju wiele czasu. Spotykałem się ze znajomymi, oglądałem filmy, wszystko po to żeby wyciszyć się przed startem, bo głowa jest nierzadko ważniejsza niż przygotowanie fizyczne.
– Przed rokiem po zdobyciu medalu mistrzostw Europy na 1500 m zastanawiał się pan dopiero, czy jest to pana wymarzony dystans. Dziś po sukcesie w Doha wszystkie wątpliwości zostały już chyba rozwiane?
– Śmiało mogę przyznać, że jestem zawodnikiem biegającym na 1500 metrów. To już jest moja koronna konkurencja.
– Zdobył pan pierwszy w historii polskiej lekkiej atletyki medal MŚ na 1500 m. Po raz pierwszy w karierze stanął pan na podium MŚ na otwartym stadionie i dodatkowo poprawił pan rekord Polski. To chyba wystarczające powody, aby uznać ten sezon za najlepszy w karierze?
– Ten medal mistrzostw świata to była bardzo długo wyczekiwana chwila. W ostatnich latach miałem szereg sukcesów, ale na ten medal wyczekiwałem aż 12 lat. Mam w swojej karierze sześć finałów mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich, trzy razy czwarte miejsca, dwa razy szóste miejsca. Ciągle byłem bardzo blisko, medal był w zasięgu ręki, ale czegoś zawsze brakowało. W końcu po 12 latach się go doczekałem. Ustanowiłem pięć rekordów kraju – dwa na hali, trzy na otwartym obiekcie. Do tego doszła wygrana na halowych mistrzostwach Europy, także śmiało mogę przyznać, że to najlepszy sezon w moim życiu.
– Poziom mistrzostw świata w konkurencjach biegowych był bardzo wysoki. Jak szybko trzeba będzie biegać za rok na igrzyskach, aby myśleć o medalu na 1500 m? Ma pan jeszcze rezerwy, aby kolejny raz wyśrubować rekord Polski?
– Sport jest nieprzewidywalny. Trudno na to dziś odpowiedzieć. Z moim trenerem i bratem Tomaszem na imprezę docelową zawsze potrafiliśmy wypracować optymalną formę. Miejmy nadzieję, że będę przygotowany na igrzyska tak jak na mistrzostwa świata. Nie powinno mnie w Tokio nic zaskoczyć. Jestem najszybszym zawodnikiem z całej stawki, ciągle przecież biegam na 800 m i legitymuję się w tym roku siódmym wynikiem na świecie. W wolnym biegu przeciwnicy mnie nie zaskoczą, a na ewentualny szybki też będę przygotowany.
– Jaka jest dziś, poza wspomnianą szybkością, najmocniejsza pana strona na bieżni?
– Teraz śmiało mogę powiedzieć, że jestem już pełnym zawodnikiem. Pełnym to znaczy, że już doświadczonym zawodnikiem, mam optymalny wiek do uzyskiwania takich fajnych wyników, jestem wytrzymały, bardzo szybki i bezkontuzjogenny.
Wojciech TACZALSKI