Piotr Lisek wynikiem 5,87 m wywalczył brązowy medal w konkursie tyczkarzy na lekkoatletycznych mistrzostwach świata w Doha.
To trzeci w karierze zawodnika OSOT Szczecin krążek wywalczony na mistrzostwach globu – w 2015 roku w Pekinie był trzeci wspólnie z Pawłem Wojciechowskim, dwa lata temu w Londynie wywalczył srebro. Tytuł mistrza świata obronił w Doha Sam Kendricks, a srebro wywalczył Armand Duplantis.
Wielka trójka
Konkurs tyczkarzy miał emocjonujący przebieg, na wysokości 5,80 m pozostało już tylko trzech zawodników. Wszyscy pokonali ją w pierwszej próbie. Poprzeczka zawieszona na 5,87 m sprawiła pierwsze problemy – Duplantis i Lisek uporali się z nią za drugim podejściem, podczas gdy obrońca tytułu mistrzowskiego potrzebował trzech prób. Lisek nie uporał się z kolejnymi wysokościami – po nieudanym skoku na 5,92 m przeniósł dwa kolejne skoki na 5,97 m, ale bez powodzenia. Tytuł mistrza świata Sam Kendricks wywalczył skokiem na 5,97 m.
– Mogłem sobie pozwolić na przenosiny i inną walkę niż skakanie każdej wysokości. Wiedziałem wtedy, że jestem już trzeci. Była pełna jazda na złoto, ale tym razem się nie udało – mówił na gorąco po zawodach Piotr Lisek.
Po ostatnim skoku konkursu trójka medalistów wspólnie świętowała sukces. Na zeskoku stanęli obok siebie i zrobili wspólne salto, dziękując kibicom za doping. Schodząc już z płyty stadionu, tyczkarze odebrali jeszcze gratulacje od Sebastiana Coe – prezydenta Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych (IAAF).
Rezerwy w gimnastyce
Trener Piotra Liska po konkursie zaznaczył, że w skokach z Dohy można było coś jeszcze poprawić.
– Tyczka to taka konkurencja, w której zawsze coś można polepszyć. Najwięcej oczywiście w technice. Pewnie obejrzę jeszcze te ostatnie skoki Piotra z dziś i będę je analizował – mówił Marcin Szczepański.
Sam Piotr Lisek przyznaje, że to był najlepszy sezon w jego karierze i wyjątkowy rok.
– Wiele działo się w moim życiu. Zostałem ojcem, wynikiem 6,02 m poprawiłem rekord Polski i wywalczyłem medal mistrzostw świata – to jest naprawdę duże obciążenie psychiczne, z którym muszę się zmagać – powiedział brązowy medalista mistrzostw świata.
Przed Piotrem Liskiem teraz odpoczynek po trudach sezonu w gronie rodziny, a potem najważniejszy okres przygotowawczy w karierze – do igrzysk olimpijskich w Tokio. Przed trzema laty w Rio de Janeiro szczecinianin był czwarty.
– Nasz cykl treningowy jest już od dawna ustawiony pod igrzyska w Tokio i tam będziemy walczyć o jak najlepsze rezultaty. Wiem, że największe rezerwy mam w gimnastyce. Przez to, że jestem większym facetem niż przeciętnie, to ten element trochę u mnie kuleje. Dlatego bardzo się cieszę, że mój trener Marcin Szczepański jest po gimnastyce i bardzo mnie pcha w tę stronę. A skok o tyczce jest właśnie taką gimnastyką z użyciem nietypowego sprzętu – mówi Piotr Lisek.
(woj)