Sobota, 23 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Lekkoatletyka. Niech się rywale martwią

Data publikacji: 12 sierpnia 2017 r. 11:32
Ostatnia aktualizacja: 12 sierpnia 2017 r. 11:32
Lekkoatletyka. Niech się rywale martwią
 

- Niech się teraz rywale martwią, jak ze mną wygrać. Zdobyć medal? A czemu nie? – powiedział przed niedzielnym finałem lekkoatletycznych mistrzostw świata w biegu na 1500 m Marcin Lewandowski.

To urodzony w Szczecinie lekkoatleta, który swoją sportową karierę rozpoczynał w polickim klubie biegowym Ósemka. Jego trenerem jest brat Tomasz Lewandowski, który do finału 800 m. doprowadził też Angelikę Cichocką.

- Zachowałem jeszcze trochę sił i to mnie bardzo cieszy. Kiedy wchodziłem na ostatnią prostą, to już czułem, że to jest to. Wiedziałem, że będzie dobrze. Trochę zerwałem na prostej, bo widziałem w telebimie, że robi się ciasno za mną i spokojnie awansowałem do finału – komentował Lewandowski.

Sam siebie chwalił, że mądrze rozprowadził bieg i przypomniał, że nadal jego koronną konkurencją pozostaje 800 m. Nie dostał się w niej jednak do finału i musiał zadowolić się dziewiątą lokatą.

- Ciągle powtarzałem, że przyjechałem robić tutaj swoją robotę na 800 m, to był dla mnie cel. A 1500 m to jest nauka na przyszłość, bo to będzie kiedyś mój koronny dystans. Robię swoje, fajnie wyszło, jestem w finale, z czego bardzo się cieszę. Teraz trzeba się zregenerować, bo w finale wszystko jest możliwe. Podchodzę do walki bez kompleksów - przyznał.

Lewandowski jest przekonany o tym, że bieg o medale nie będzie szybki. A to tylko będzie z korzyścią dla niego.

- Niech się moi przeciwnicy martwią, jak ze mną wygrać. Każdy wie, że jestem 800-metrowcem i na ostatnich 300 m jestem bardzo groźny. I to oni niech myślą, jak zgubić Lewandowskiego, a nie ja mam się zastanawiać, jak ich wyprzedzić - powiedział.

Mimo tego, że właśnie na dystansie 1500 m znalazł się w finale, nadal czuje się 800-metrowcem.

- Jest pewne, że 1500 m będzie moim koronnym dystansem, ale nie wiem, kiedy będę na to gotowy. To, że jestem w czołowej dwunastce, to wielki sukces, ale to jeszcze o niczym nie świadczy. Nie jestem jeszcze gotowy. Czas 3.34 na polskie i europejskie warunki to całkiem dobry wynik, ale na świecie to jeszcze nic nie oznacza. Mierzę znacznie wyżej. Chcę zbliżyć się do 3.30, wtedy powiem, że jestem gotowy – ocenił.

Nie boi się też, że w takim tempie – w granicach 3.30 - będzie poprowadzony bieg finałowy.

- To nie są czasy Hichama El Guerrouja. Nikogo nie stać na to, by w trzecim biegu bez tzw. zająca poprowadzić na tak świetny wynik. Choć kto wie. Może Kenijczycy się dogadają, ktoś poświęci się, zaryzykuje, żeby pomóc kumplom, ale nie sądzę. Biegi w finale właśnie tym się charakteryzują, że to nie jest mityng. Tu każdy walczy dla siebie i chce zdobywać medale. Pewnie bieganie będzie szybsze niż w półfinale, ale nie na tyle, by mnie zgubić - zapewnił.

Wychowanek Ósemki Police po raz pierwszy w karierze w trakcie prezentacji pomachał do kamery. Zrobił to, bo poprosiła go o to jego starsza, 4-letnia córka Mia.

- Prośba mojej córka jest dla mnie najważniejsza. Nawet gdyby miało to mnie kosztować awans do finału – powiedział.

Finał 1500 m zaplanowany jest na niedzielę na godz. 21.30 czasu polskiego. (pap)

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA