Sobota, 23 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Lekkoatletyka. Żołnierz w Afryce

Data publikacji: 18 stycznia 2020 r. 11:14
Ostatnia aktualizacja: 21 stycznia 2020 r. 20:03
Lekkoatletyka. Żołnierz w Afryce
 

Rozmowa z Małgorzatą Hołub-Kowalik, wicemistrzynią świata i halową mistrzynią Europy w sztafecie

Lekkoatletka Małgorzata Hołub-Kowalik, reprezentująca KL Bałtyk Koszalin, podczas rozgrywanych w Katarze mistrzostw świata, wraz z koleżankami z reprezentacji Polski, wywalczyła srebrny medal w sztafecie 4 x 400 metrów, a wcześniej w tej samej konkurencji została halową mistrzynią Europy. Docenili to nasi Czytelnicy, bo dzięki ich głosom sympatyczna sportsmenka zajęła II miejsce w 66. Plebiscycie Sportowym „Kuriera Szczecińskiego”. Postanowiliśmy poprosić ją o rozmowę.

– W jakich nastrojach jechała pani na mistrzostwa świata do Kataru i jak odebrane zostało wywalczenie srebrnego medalu?

– Wiele miesięcy trwały przygotowania, żeby być gotowym na ten jeden najważniejszy dzień. Od początku wierzyłyśmy, że stać nas na walkę o medal i z taką myślą jechałyśmy na mistrzostwa. Muszę jednak przyznać, że po biegach eliminacyjnych, kiedy zobaczyłyśmy wyniki naszych rywalek, wiedziałyśmy, że to będzie walka do ostatniego metra, bo każdy przyjechał walczyć i wszyscy są w świetnych dyspozycjach. Jeśli chodzi o skład naszej sztafety, to wiele zmieniało się w trakcie mistrzostw. Nikt nie mógł być pewny swojego udziału. To, że dwie dziewczyny z naszego składu dostały się do finału indywidualnego, to też była wielka niespodzianka, ale wiadomo, że wpływała także na sztafetę. O ostatecznym składzie trener zadecydował po biegu eliminacyjnym, kiedy każda z dziewczyn mogła się zaprezentować i pokazać w jakiej jest dyspozycji. Emocje na finiszu są zawsze nie do opisania. Ogromnie cieszyłyśmy się ze zdobycia drugiego miejsca, a wynik i rekord Polski, pobity o prawie 3 sekundy, przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania. Były okrzyki radości i miny pełne niedowierzania, które kibice teraz miło wspominają. Po biegu jedna z Amerykanek podeszła do nas z gratulacjami i miłymi słowami, że zazdrości nam tego, że jesteśmy tak zgraną grupą i nasza reakcja jest tak cudowna i dlatego cieszy się tym wynikiem razem z nami. To było naprawdę miłe.

– To prosimy jeszcze o trochę ciekawostek turystycznych z Kataru.

– Jeśli chodzi o wrażenia turystyczne, to niestety za dużo powiedzieć nie mogę. Nasz start był zaplanowany na ostatni dzień mistrzostw, dlatego, wiedząc po co tam pojechałyśmy, zrezygnowałyśmy z wycieczek, mając na uwadze fakt, że było tam ponad 40 stopni Celsjusza, a odczuwalna temperatura wynosiła powyżej 50 stopni. Każdy spacer w takich warunkach odwadniał i bardzo męczył. My jechałyśmy tam wykonać naszą pracę i na tym się skupiłyśmy. W drodze z hotelu na stadion, która trwała około 40 minut autobusem, widziałyśmy wiele ciekawych, wysokich, innych niż w Polsce budynków. Muszę jednak przyznać, że poza ty nic mnie jakoś nie urzekło i nie jest to miejsce, do którego koniecznie chciałabym wrócić, nawet mimo cudownych wspomnień medalowych.

– W poprzednich mistrzostwach świata był brąz, teraz srebro, a czy są marzenia o złocie?

– Marzenia o złocie są. Każdy sportowiec o tym marzy. My wiemy, na co nas stać. Budujemy swoją pewność siebie. Kiedyś rywalizacja z Amerykankami czy Jamajkami jak równy z równym, a tym bardziej ich pokonanie, to było coś niemożliwego, a jednak w tym sezonie nam się to udało. Cały czas się poprawiamy, ciężko trenujemy i staramy się eliminować błędy do minimum. Trzeba ciężko pracować i być cierpliwym. Wierzę, że podczas igrzysk olimpijskich w Tokio to będzie nasz czas!

– Jak pani już wspomniała, dwie koleżanki dostały się do finału mistrzostw świata indywidualnie. Czy nie było planów, by samemu też spróbować samodzielnego startu?

– Dziewczyny zaprezentowały się świetnie indywidualnie i to trzeba im oddać. Ten sezon nie do końca układał się po mojej myśli. Było trochę problemów. Forma przyszła w idealnym momencie, bo na mistrzostwach świata, ale do startu indywidualnego trochę zabrakło. Może to lepiej, bo będzie większa motywacja na kolejny sezon.

– Jakie starty w 2019 roku dały pani największą satysfakcję oprócz mistrzostw świata?

– Ten sezon był dla mnie bardzo długi i trudny. Podczas przygotowań do sezonu halowego 2019 wszystko układało się świetnie. Biegałam jak nigdy wcześniej, ale chwilę przed rozpoczęciem startów pojawiła się kontuzja. Każdy start z bólem i łzami wiele mnie kosztował. Walczyłam każdego dnia i chciałam rezygnować, ale mój mąż oraz trener bardzo mnie wspierali i namawiali do walki. I się udało, bo wystartowałam na halowych mistrzostwach Polski, a później na mistrzostwach Europy, gdzie zdobyłyśmy złoto. To był dla mnie bardzo ważny medal, bo kosztował mnie naprawdę bardzo dużo. Jeśli chodzi o starty na otwartym stadionie, muszę przyznać, że jakoś nie potrafiłam znaleźć swojego miejsca. Chyba trochę siadała mi głowa i nie pokazałam tego, na co byłam przygotowana, bo uważam, że wyniki z tego sezonu niestety nie oddają pracy, jaką wykonałam. Taki jest niestety sport. Nie zawsze jest sprawiedliwy. Trzeba to przyjąć i walczyć dalej.

– Jakie są plany na 2020 rok?

– Tegoroczny plan to oczywiście igrzyska olimpijskie w Tokio i to jest numer jeden tego sezonu. Pierwszy start będzie zaś na hali na mityngu Copernicus Cup w Toruniu. W tym roku przygotowania do sezonu halowego nie będą jednak przeprowadzane na sto procent, bo skupiam się tylko na jednym: pojechać do Japonii!

– Jak wyglądają przygotowania do sezonu? Czy tradycyjnie rozpoczynacie od Republiki Południowej Afryki?

– Początek przygotowań był trochę inny niż ostatnio, gdyż zakończyłam poprzedni sezon dopiero z końcem października i w okresie, w którym zazwyczaj zaczynałam już trenować, dopiero zaczynałam wakacje. Początki zawsze są trudne, ale wiem, po co trenuję. Styczeń to zazwyczaj 3-tygodniowy obóz w RPA i tak jest tym razem. Zgrupowanie na wysokości w ciepłym klimacie pozwala na ciężką robotę. Jesteśmy tu z dziewczynami, więc zawsze w grupie „umiera się” na treningach łatwiej. Dzień treningowy to raczej nic ciekawego: śniadanie – trening pierwszy – obiad – trening drugi – kolacja i sen. Jeśli chodzi o wrażenia turystyczne, to cóż mogę powiedzieć. Jestem w tym samym miejscu chyba po raz piąty, więc większość pobliskich atrakcji już znam. Śmiejemy się z dziewczynami, że już jesteśmy za stare na zwiedzanie, bo kiedy tylko dowiemy się, że mamy luźniejszy dzień, to zamiast zwiedzać, wolimy odpocząć, bo wiemy, że kolejne dni przyniosą nam naprawdę wiele zmęczenia. Zawsze umawiamy się wtedy na kawkę i deser. Zwiedzanie safari i parków wodnych mamy już odhaczone parę lat temu i dlatego teraz trochę odpuściłyśmy.

– Jak rozwija się hobby z gotowaniem, o czym rozmawialiśmy przed rokiem. Czy jest może nowe danie-specjalność? A może potrafi pani ugotować jakąś potrawę afrykańską? Czy może pojawiło się jakieś inne hobby?

– Jeśli chodzi o gotowanie, to muszę przyznać, że cały czas próbuję. Bardzo mi się to podoba, ale nie mam za wiele czasu. O efekty trzeba by spytać mojego męża. Mówi, że mu smakuje, to co przygotowuję, ale nie wiem, czy nie robi tego z grzeczności, żeby mnie nie zniechęcać. Jeśli chodzi o specjalność kulinarną, to jeszcze nie jest ten etap. Na razie testuję i próbuję nauczyć się podstaw. Jak uda mi się to lepiej opanować, to wtedy będę szukała jednej trudniejszej potrawy, którą będę mogła się pochwalić. Jeśli chodzi o afrykańskie potrawy, to jeszcze tej kuchni nie próbowałam odtworzyć sama. Na razie próbuję i smakuję afrykańskie frykasy. Od roku niewiele się u mnie zmieniło. Cały czas sport jest dla mnie na miejscu pierwszym. A wolnego czasu nie mam za wiele, a tyle co mam, to wykorzystuję w kuchni i na oglądaniu internetowych stron i gazet z projektowaniem wnętrz, co mnie dość mocno wciąga.

– Czy w 2019 roku były jakieś przygody i nieoczekiwane zdarzenia?

– Myślę, że najbardziej nieoczekiwane są kontuzje i ta mi się niestety przydarzyła, o czym już wspominałam, ale za bardzo nie chcę do tego tematu wracać. Myślę, że rok 2019 był dla mnie przełomowy, ponieważ zostałam żołnierzem Wojska Polskiego. To dla mnie ogromne wyróżnienie, prestiż, ale też obowiązki i nauka. Dopiero uczę się wszystkiego, co jest związane z armią i jak na razie, muszę przyznać, że bardzo mi się podoba. Zaczynam się zastanawiać, czy po zakończeniu kariery właśnie w wojsku nie szukać swojego miejsca. Teraz służę w 31. Bazie Lotnictwa Taktycznego w Poznaniu.

– Na zakończenie rozmowy prosimy o parę słów o życiu prywatnym.

– Jestem szczęśliwą żoną fajnego męża, mam cudowną rodzinę i z tego się bardzo cieszę. Podsumowując rozmowę, bardzo chciałabym podziękować wszystkim za głosy w waszym plebiscycie. Jest mi niezmiernie miło, że mój sukces zapadł kibicom w pamięć. Dziękuję za wszystkie miłe słowa i mam nadzieję, że cała sportowa rodzina może liczyć na kibicowskie wsparcie w kolejnym bardzo trudnym roku i mam nadzieję, że wspólnie będziemy mogli cieszyć się z wielu sukcesów. I życzę wszystkim zdrowia, bo z resztą spraw można sobie poradzić.

– Dziękujemy za rozmowę. ©℗

(mij)

Sportowy plebiscyt Kuriera Szczecińskiego

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA