Dwaj szczecinianie w dojrzałym wieku, choć nie tak dawno zaczęli uprawiać wyczynowy sport, a ponadto nie są zrzeszeni w żadnym klubie, zdobyli ostatnio medale mistrzostw Polski w łucznictwie!
W łuczniczych mistrzostwach kraju, które odbyły się w Więcławicach pod Krakowem, w konkurencji barebow, czyli w łuku gołym (bez celowników, stabilizatora, spustów) Dominik Nowak wywalczył złoty medal, a Dariusz Serocki - brązowy. Natomiast w Prudniku, w polskiej stolicy łucznictwa, w międzynarodowych mistrzostwach Polski mastersów, D. Nowak był najlepszy, a w zaciętym finale pokonał właśnie D. Serockiego. Medale wręczała im legenda polskiego łucznictwa, pochodząca z Trzebieży Jadwiga Wilejto.
Szczecinianie trenują od niedawna, ale radzą też sobie w innych łuczniczych konkurencjach niż barebow, jak łuk bloczkowy czy field (jest to konkurencja, w której idzie się po torze i strzela do tarcz czy sylwetek z różnych odległości). Na ługi gołym jednak zdecydowanie się koncentrują i tutaj odnoszą sukcesy, więc planują nawet założenie własnego klubu sportowego.
- Zainteresowałem się łucznictwem przez przypadek trzy i pół roku temu, gdy na majówce trafiłem do kolegi na grilla, a w pobliżu był tor łuczniczy i tak się zaczęło - opowiada D. Nowak. - Po pierwszych strzałach spodobał mi się ten sport, lecz zanim zacząłem uprawiać łucznictwo na poważnie, postanowiłem zapoznać się z nim teoretycznie i gruntownie spenetrowałem internet, a mając tą podstawę przyszła pora na kolejny etap i kompletowanie sprzętu, który musi być indywidualnie dopasowany do konkretnego zawodnika; ramiona łuku, majdan i cięciwa, a nawet strzały, które jeśli są źle dobrane mogą eksplodować. Do osiągania sukcesów potrzebne są systematyczne, codzienne treningi i zapewne odrobina talentu także oraz specjalne predyspozycje, jak: opanowanie, spokój, skupienie i cierpliwość. Drgnięcie łuku o ułamek milimetra, to kilkadziesiąt centymetrów różnicy przy oddalonej przykładowo o 50 metrów tarczy, która ma średnicę 122 centymetrów, ale najcenniejszy żółty środek wielkości zaledwie pomarańczy.
- Amatorsko, lecz z wielką pasją grałem w siatkówkę, a gdy z powodu pandemii Covid 19 pozamykano hale sportowe, rok temu postanowiłem kupić sobie łuk oraz tarczę i to był początek mojej przygody z łucznictwem - mówi D. Serocki. - Sam byłem zdziwiony celnością moich strzałów i postanowiłem poszukać profesjonalnego toru łuczniczego, a gdy tam trafiłem, zawstydziłem się swojego łuku, który był praktycznie zabawką w porównaniu ze sprzętem innych zawodników. Od trenera wziąłem pierwsze lekcje podstaw łucznictwa, bo bez tego nie można się było obejść, choćby ze względów bezpieczeństwa. Okazało się też, że do strzelania potrzeba sporej siły. Dotarło to do mnie szczególnie na drugi dzień rano po pierwszym treningu, gdy z powodu zakwasów nie mogłem ruszyć ręką. Postanowiłem nigdy więcej nie brać łuku do ręki! Ale dość szybko moja sportowa ambicja wzięła górę i wybrałem się na kolejne zajęcia. Mamy teraz z kolegą szczególną motywację do treningów, bo nasza koronna konkurencja łuku gołego wchodzi do terminarza mistrzostw Europy. ©℗
(mij)