Na torze motocrossowym przy al. Wojska Polskiego w Szczecinie aż 18 razy odbywały się zawody rangi mistrzostw świata, a obecnie o jego dawnej świetności przypominają już tylko zniszczone stare kasy i brama wejściowa, mieszczące się tuż przy ulicy…
Tor doświadczalny
Mało kto pamięta, że – początkowo – powstały na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego wieku tor przeznaczony był jedynie dla celów doświadczalno-treningowych dawnej Szczecińskiej Fabryki Motocykli „POLMO”, która mieściła się po drugiej stronie ulicy. W latach 1956-1965 produkowała ona polski motocykl SFM Junak, który był najcięższym oraz jedynym motocyklem z silnikiem czterosuwowym produkowanym w PRL. Tor przeznaczony był głównie do prób dla motocykli Junak M07 i M10, które startowały w zawodach i… wygrywały.
Sport i mistrzostwa świata
Dopiero z czasem tor stał się obiektem sportowym, na którym początkowo przeprowadzano zawody lokalne, a później o randze krajowej. Aż w końcu w 1966 roku przeprowadzono w Szczecinie po raz pierwszy eliminacje do motocrossowych mistrzostw świata. Okazało się to strzałem w dziesiątkę, a impreza podbiła serca kibiców oraz zawodników, którzy nadzwyczaj chętnie przyjeżdżali do grodu Gryfa.
Legionista i AK-owiec
Była w tym zasługa wielu działaczy i zapaleńców motocrossowego sportu, ale trzeba w tym miejscu koniecznie wspomnieć o pionierze Szczecina Franciszku Jarzyńskim (1900-1981), który przyjechał do naszego miasta wkrótce po wojnie. Jako młodzieniec był legionistą i uczestniczył w rozbrajaniu Niemców w Warszawie. Był kawalerzystą w wojnie polsko-bolszewickiej. W 1939 r. brał udział w obronie Warszawy, a po ucieczce z niewoli niemieckiej wstąpił do Związku Walki Zbrojnej, później Armii Krajowej. W trakcie powstania warszawskiego był zastępcą dowódcy plutonu. Za czyny bojowe otrzymał wiele odznaczeń, w tym Krzyż Virtuti Militari. Niedawno jedną z ulic przy nowej hali widowiskowo-sportowej Arena Szczecin nazwano jego imieniem. W naszym mieście dał się poznać jako pasjonat sportów motorowych: był wieloletnim prezesem Automobilklubu, Polskiego Związku Motorowego i Wojewódzkiego Zespołu Rzeczoznawców. To głównie dzięki niemu najlepsi motocrossowcy z całego świata przyjechali po raz pierwszy do Szczecina.
Przekupieni dolarami?
Motocrossowców przyciągano do naszego miasta tym, że już w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku, a więc w czasach komunizmu, wypłacano nagrody w… dolarach. Tak się to sportowcom spodobało, że przyjeżdżali rokrocznie przez 16 lat (1966-1981), a po dłuższej przerwie – jeszcze dwukrotnie (1994, 1995). Największą indywidualnością rozgrywanych u nas zawodów był Belg Joel Robert, który aż 5-krotnie stawał na najwyższym stopniu podium. Sportowcy polubili nasz specyficzny tor i z chęcią odwiedzali gród Gryfa, a duża w tym zasługa także wieloletniego działacza Józefa Serdyńskiego, który był nie tylko organizatorem, ale również sędzią, spikerem, a wcześniej budowniczym toru.
Rekord kibiców – 20 tysięcy
Na zawody przychodziły tłumy kibiców, w różnym wieku, od dzieciarni po emerytów. Średnia ilość sprzedanych biletów wynosiła 15 tysięcy, a rekord to 20 tysięcy. Było też dużo gapowiczów, szczególnie dzieci, które górą pokonywały ogrodzenie lub wchodziły przez dziury w płocie. Rozdawano również sporo bezpłatnych zaproszeń, więc na brak widzów nie można było narzekać.
Fucha radzieckich żołnierzy
Obiekt był świetnie położony, bo nie znajdował się na peryferiach jak w większości miast, ale praktycznie w centrum, więc kibice zjeżdżali się tłumnie na widowiskowe zawody, a motocrossowcom bardzo się to podobało. Mało kto wie, że finezyjne górki, które umożliwiały oddawanie widowiskowych skoków, usypywali i to także nocami, stacjonujący w Szczecinie radzieccy żołnierze. Robili tę fuchę za przysłowiowe kieszonkowe, dobre jedzenie i napitki.
Szczecińscy motocrossowcy
Mieliśmy w Szczecinie nie tylko obiekt, ale także świetnych motocrossowców, jak choćby Zbigniew Rutkowski, jego syn Marcin Rutkowski, Krzysztof Baryła i wielu innych. Często zwyciężali w zawodach lub przynajmniej byli na podium i to nie tylko w Polsce.
Dawnych wspomnień czar
Dziś nie ma już jednak pięknego toru i nie słychać ryku motocyklowych silników, bo teren ogrodzono, przeganiając trenujących na dziko, w większości młodych pasjonatów motocrossu.
Przed laty, gdy sprzedawano znaczną powierzchnię tego terenu, było zastrzeżenie, że część musi być przeznaczona pod cele sportowe. Cały teren byłego motocrossu w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego uchwalonego uchwałą Rady Miasta Szczecina z 1 grudnia 2003 roku przeznaczony jest na cele sportu i rekreacji o dostępie publicznym.
Aktualnie Gmina Miasto Szczecin jest właścicielem tylko niewielkiej części byłego motocrossu o powierzchni 13 871 metrów kwadratowych. Pozostała część stanowi własność spółki „Siemaszko”, która nabyła ten teren od jednej z warszawskich firm.
Planów na przyszłość nie ma…
– Na razie nie zostało jeszcze postanowione, co powstanie na terenach przy alei Wojska Polskiego – powiedział nam we wtorek Jacek Kaźmierczak, specjalista do spraw marketingu firmy „Siemaszko”. – Obecnie koncentrujemy się na inwestycji w Międzyzdrojach, a także w kilku innych szczecińskich lokalizacjach. Na teren byłego motocrossu przyjdzie czas później, a gdy zapadną o tym decyzje, „Kurier Szczeciński” zostanie o tym szybko poinformowany. Zajmujemy się generalnie budownictwem mieszkaniowym, ale nie wykluczam, że na części wspomnianego terenu, lub nawet na całości, powstaną obiekty rekreacyjno-sportowe. ©℗
(mij)