Sobota, 23 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Olimpijski Dziewoklicz

Data publikacji: 09 czerwca 2017 r. 20:32
Ostatnia aktualizacja: 09 czerwca 2017 r. 20:31
Olimpijski Dziewoklicz
 

W drugiej połowie XX wieku na blisko 4-kilometrowym Kanale Odyńca – zwanym także Leśnym – łączącym Odrę Zachodnią z Regalicą (za kąpieliskiem Dziewoklicz) powstał tor regatowy, na którym rozgrywano zawody kajakarskie i wioślarskie. Obiekt położony był malowniczo, lecz niestety, dyscypliny zwane żartobliwie szuwarowymi nie zdołały przyciągnąć kibiców na pływające trybuny…

Florian Krygier bez trybun

Ze wspomnianego toru i miejsc dla publiczności na pływających trybunach nie korzystali więc sportowcy i kibice, lecz… jedynie wędkarze. Planowanych dużych stacjonarnych trybun, od strony Autostrady Poznańskiej (od 13 marca 2015 r. jest to ul. Floriana Krygiera), nawet nie rozpoczęto budować. W końcu z uwagi na duży stopień dewastacji obiekt został praktycznie rozebrany. Pomosty przejął WOPR, koła wędkarskie i kluby sportowe. We wschodniej części kanału jest zaś postojowisko barek.

Podwójna olimpijska szansa

Udało nam się dotrzeć do informacji, że wspomniane miejsce otarło się o możliwość organizacji konkurencji igrzysk olimpijskich, i to aż dwukrotnie (w 1936 r. i 2024 r.), lecz za każdym razem bez powodzenia.

Przy przedwojennych igrzyskach w Berlinie Niemcy zakładali możliwość rozgrywania niektórych konkurencji w trzech obecnie polskich miastach: Wrocławiu, Karpaczu i Szczecinie. Efektem tego jest jedynie to, że w stolicy Dolnego Śląska do dziś mamy Stadion Olimpijski.

Odnośnie naszego miasta, spekulacje w starych niemieckich gazetach dotyczyły organizacji u nas konkurencji strzeleckich, żeglarskich, wioślarskich i kajakarskich, po raz pierwszy wprowadzanych na igrzyska właśnie w 1936 roku.

Strzelnic w Berlinie i jego okolicach było pod dostatkiem, więc realnie oceniając, to nie mogło wchodzić w rachubę. Podobnie zresztą jak nierealna była kandydatura Karpacza. Natomiast biorąc pod uwagę fakt, że niemiecka stolica nie miała zbyt wiele odpowiednich akwenów wodnych, wysunięcie szczecińskiej kandydatury wydaje się całkiem uzasadnione.

Tramwajem do Berlina?

Wspomniane okolice Dziewoklicza (do 1945 roku nazywał się Jungfernberg, czyli Góra Dziewicza) oraz Jezioro Dąbskie i Zalew Szczeciński świetnie nadawałyby się do sportów wodnych, nawet na olimpijską skalę. Problemem nie byłby też transport, bo odległość do Berlina to niewiele ponad 100 km.

Już przed wojną były plany budowy szybkiego tramwaju miejskiego: Szczecin – Berlin. Obszar trawiasty na ul. Mieszka I przy Cmentarzu Centralnym, pomiędzy pasami ruchu w dwóch kierunkach, przeznaczony był właśnie na ten szybki tramwaj i dlatego nie poszerzano jezdni.

Do realizacji szczecińskiego epizodu jednak nie doszło, a całość olimpiady letniej w 1936 r. odbyła się w Berlinie i okolicach, co potwierdza m.in. książka „Die Olimpischen Spiele 1936 in Berlin und Garmisch-Partenkirchen”. W innych miejscowościach budowano jednak obiekty sportowe, na których często niemieccy sportowcy przygotowywali się do zawodów w 1936 roku, więc być może tak też było w Szczecinie.

Drugie niepowodzenie…

Kolejna szansa organizacji w grodzie Gryfa konkurencji olimpijskich pojawiła się przy okazji igrzysk w 2024 roku, do organizacji których ponownie aspirował Berlin. Z identycznych powodów co przed wojną Niemcy zastanawiali się nad lokalizacją imprez związanych z wodą.

Nasz region pod tym względem mógł być pomocny. Niestety, nie będzie takiej możliwości, gdyż Niemiecki Komitet Olimpijski i Sportu zadecydował, że oficjalną niemiecką kandydaturą nie będzie stolica kraju, lecz Hamburg, który wszystkie konkurencje chciał zorganizować w ścisłym obrębie miasta. Ta kandydatura także jednak upadła, a na placu boju pozostały Los Angeles i Paryż, zaś gospodarza igrzysk w 2024 roku wybiorą członkowie MKOl 13 września w Limie.

Kąpielisko w fabryce potasu

Sportu przez duże „S” na Dziewokliczu więc nie było, i długo chyba jeszcze nie będzie, ale mamy za to piękne i bezpieczne kąpielisko, które powstało już w 1933 roku i miało wówczas 300-metrową plażę. Trzy lata później otwarto w pobliżu przystanek kolejowy, który funkcjonował jeszcze w latach 70. ubiegłego wieku.

Ciekawostką, niemającą zaś nic wspólnego z rekreacją i sportem, jest fakt, że w 1825 roku utworzono na Dziewokliczu osiedle i próbowano założyć tam niewielką fabrykę potasu, która jednak upadła z powodu braku surowców. W powojennym Szczecinie, w latach 60., utworzono funkcjonujące do dziś duże kąpielisko miejskie, a z dawnej fabryki zachowały się jedynie niewielkie resztki i kanał przeładunkowy, który wykorzystywany był do kajakarstwa.

Likwidacja stanicy wodnej

Swoją długoletnią renomę miała Stanica Wodna PTTK Międzyodrze na Dziewokliczu, mieszcząca się na obrzeżach tamtejszego kąpieliska. Na wypożyczonym tam sprzęcie pływającym można było indywidualnie zwiedzać Odrę i jej rozlewiska, a nawet Park Krajobrazowy Doliny Dolnej Odry.

Specjalne atrakcje były natomiast w niedziele, kiedy to organizowano spływy z przewodnikiem. Niestety, w październiku ubiegłego roku stanica zakończyła działalność, bo jak nas tam poinformowano, władze miasta wymówiły użytkowanie terenu…

Nowoczesne atrakcje

W tej sytuacji funkcję stanicy przejął funkcjonujący od sześciu lat ośrodek Szczecin Toys Garden, mieszczący się na lewo od mostku, którym można przejść na kąpielisko Dziewoklicz. Sezon trwa tam – w zależności od warunków pogodowych – od marca do końca października, a doba – od godz. 10 do 20.

Można wypożyczać nowe, funkcjonalne kajaki, rowery wodne i łódki wędkarskie. Ale są tam nie tylko wodne atrakcje, ale i bardziej nowoczesne, bo można też pograć na specjalnym torze przeszkód w ekstremalny paintball. Można więc strzelać do przeciwników nabojami z farbą, choć organizatorzy lojalnie uprzedzają, że postrzał boli i może skutkować siniakiem, a grożą też zwichnięcia czy inne kontuzje. Adrenalina gwarantowana, ale mogą też być perturbacje. Amatorów mocnych wrażeń to zapewne nie przestraszy…

Bardziej spokojna jest zaś gra w minigolfa na dwóch polach: dziecięcym i profesjonalnym. Jest też boisko do siatkówki plażowej, plac zabaw oraz altanki, grille i ogniska. Funkcjonuje mała gastronomia, ale można też przyjść z własnym prowiantem do grillowania.

Pechowy kormoran

Przepływając niedawno kajakiem w tamtych okolicach, byliśmy świadkami niecodziennego wydarzenia. W niewielkiej Zatoce Śpiącego Suma, wgłębiającej się w Ustowskie Mokradła tuż przy kąpielisku, z odległości kilkunastu metrów widzieliśmy kormorana (według rybaków i ludzi związanych z gospodarką na Odrze, ptaki te stały się ostatnio prawdziwą plagą) lub perkoza, który zanurkował i po chwili wyfrunął z małą rybką w dziobie.

Rybka wyrwała mu się i ptak ponownie zanurkował. Nagle pod wodą coś się zakotłowało, spieniła się woda, poleciały bąbelki powietrza. Po chwili woda się uspokoiła i nastała przejmująca cisza. Ptak nie wypłynął na powierzchnię ani przy kajaku, ani w promieniu 50 metrów, bo tyle mniej więcej może przepłynąć pod wodą. Czyżby z myśliwego stał się zwierzyną łowną i padł łupem „śpiącego w zatoczce” suma lub szczupaka…? ©℗ 

(mij)

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA