Rozmowa z trenerem Krzysztofem Sobieszczukiem, który pracuje w dwóch szczecińskich klubach – Iskierce oraz Arkonii
35-letni szczeciński szkoleniowiec piłkarski Krzysztof Sobieszczuk rozpoczynał trenerską przygodę w SALOS-ie, a w wieku zaledwie 27 lat zadebiutował w II lidze. Po krachu związanym z tym, co pod koniec swej bytności w Szczecinie wyprawiał biznesmen Antoni Ptak, to on odbudowywał prapoczątki obecnie liderującej w ekstraklasie Pogoni, prowadząc w B Klasie zespół Pogoń Szczecin Nowa. Mimo młodego wieku zdążył pracować już w 16 klubach, a obecnie w grodzie Gryfa zajmuje się równocześnie IV-ligowcami Iskierki oraz juniorami Arkonii.
– Czy łatwo pogodzić pracę w dwóch klubach?
– Nie jest to proste, bo trzeba skoordynować harmonogram treningów, a przede wszystkim meczów ligowych. Nie udałaby się ta sztuka, gdyby nie zrozumienie i pomoc klubowych władz. Zawsze mogę liczyć na wsparcie prezesa Iskierki Sebastiana Podzińskiego i dyrektora sportowego Dariusza Pińkowskiego, a w Arkonii rozumie moją sytuację prezes Robert Gliwa, zaś dyrektor sportowy Tomasz Brzozowski, który sam jest trenerem, też mocno mnie wspiera. Dodam jednak, że weekendy mam totalnie zajęte i jeślibym chciał zobaczyć ekstraklasowe mecze Pogoni, to zazwyczaj mogę to robić jedynie na tablecie podczas podróży autokarem, ewentualnie gdzieś na komputerze. Z portowcami mam jednak ten związek, że staram się bywać na wszystkich przedpołudniowych treningach prowadzonych przez Kostę Runjaica.
– Znacie się z niemieckim szkoleniowcem?
– Nie miałem tej przyjemności, żeby się z nim bliżej zapoznać, ale oglądam, jak prowadzi treningi i uważam, że to w istotny sposób wzbogaca mój warsztat. Natomiast od wielu lat jestem zaprzyjaźniony z obecnym trenerem ekstraklasowej Jagiellonii Białystok Ireneuszem Mamrotem, utrzymujemy stały kontakt i wymieniamy się materiałami szkoleniowymi. Obecnie korzystam z mikrocykli treningowych, które od niego otrzymałem.
– A jakie są wspomnienia z czasów Pogoni Nowej?
– Tworzyliśmy tamten zespół, a później wspólnie go prowadziliśmy z Dariuszem Adamczukiem i Grzegorzem Matlakiem. Wspomnienia są przyjemne, a czasem pojawia się także taka myśl, że być może również dzięki temu, co wtedy robiliśmy, obecna Pogoń istnieje. Jest też na Twardowskiego akademia, o której wtedy mogliśmy tylko pomarzyć. Zresztą co było wtedy, a jest teraz, to dwa całkiem różne światy.
– Jak rozpoczęła się przygoda z trenowaniem piłkarzy?
– Moim pierwszym klubem był SALOS Szczecin, ale nie trwało to długo, a zresztą w moim przypadku zmiany są dość częste, bo choć mam dopiero 35 lat, to zaliczyłem już 16 klubów. Dwukrotnie pracowałem w II lidze, w Polonii Słubice i Chojniczance Chojnice, a na szczeblu centralnym zadebiutowałem jako 27-latek. Kilka lat temu musiałem jednak wrócić do Szczecina, by opiekować się chorym ojcem. Z pobytu w Słubicach mam jednak trwałą pamiątkę, bo przywiozłem stamtąd… moją żonę Katarzynę, ale ślub wzięliśmy dopiero przed rokiem. Pochodzi ona z małej miejscowości pod Słubicami i jest wielką fanką futbolu. Poznaliśmy się oczywiście na stadionie. Dyskutujemy na piłkarskie tematy, a nieraz małżonka nawet podpowiada mi, jak ustawić skład…
– A jak jest z tym składem w zespole beniaminka IV ligi, czyli Iskierki?
– Rozpoczęliśmy rozgrywki z animuszem, zdobywając punkty, ale od czwartej kolejki zaczęły przytrafiać się kontuzje i wypadło trzech podstawowych zawodników, a dwóm innym urodziły się dzieci i myśli mieli zaprzątnięte czymś innym niż gra, więc się nam posypało. Ale wracamy do gry, a meczem na przełamanie był wyjazdowy remis ze Spartą Węgorzyno, w którym w fatalnych warunkach atmosferycznych do 93 minuty prowadziliśmy 1:0. Ostatnio z Darłowią u siebie rozegraliśmy najlepsze spotkanie i dowieźliśmy 1:0 do końca, choć mieliśmy okazje na kolejne bramki. Naszym atutem jest gra piłką, techniczny futbol, a mniej koncentrujemy się nad postawą rywala. Bolączka zaś to szpital w drużynie, a szczególnie w obronie i luki uzupełniamy młodzieżą z SALOS-u. Organizacyjnie Iskierka jest bliska profesjonalizmu jak na ten poziom rozgrywkowy, a w niektórych aspektach zbliża się do III- lub nawet II-ligowych standardów. Oczywiście nie możemy się równać z Pogonią, ale możemy się chyba pomału porównywać ze Świtem Skolwin, Chemikiem Police czy Hutnikiem Szczecin. W treningach uczestniczy regularnie ponad 20 zawodników, mamy dwie dobre płyty, a korzystać możemy jeszcze ze sztucznej na Pomarańczowej. Są też takie sympatyczne detale jak choćby wspólne kolacje po treningach przygotowywane przez prezesa…
– Dziękujemy za rozmowę. ©℗
(mij)