Poniedziałek, 25 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Piłka nożna. 90 lat temu urodził się Leszek Jezierski

Data publikacji: 12 maja 2019 r. 08:22
Ostatnia aktualizacja: 12 maja 2019 r. 08:28
Piłka nożna. 90 lat temu urodził się Leszek Jezierski
 

90 lat temu urodził się Leszek Jezierski, jeden z najwybitniejszych trenerów w historii Pogoni Szczecin. Wywalczył z klubem największy sukces, zdobył w sezonie 1986/87 wicemistrzostwo Polski. Poza tym w sezonie 1991/92 wprowadził portowców do ekstraklasy, a wiosną 1999 roku uratował szczecinian przed degradacją.

Przychodził pracować do Szczecina trzy razy, za każdym razem miał inne zadanie do wykonania, zawsze je wykonywał i zawsze po realizacji celu odchodził. Praca wiosną 1999 roku w Pogoni była jego ostatnią w roli szkoleniowca. Legendarny trener zmarł 12 stycznia 2008 roku.

Dziś Pogoń gra bardzo prestiżowy mecz w Warszawie. Odbędzie się on w 32 rocznicę (dokładnie 10 maja 1987 roku) jednego z najlepszych meczów w wykonaniu Pogoni za kadencji Leszka Jezierskiego. Wtedy portowcy pokonali na własnym boisku naszpikowana reprezentantami kraju Legię Warszawa 4:3 przyczyniając się do wywalczenia tytułu wicemistrza Polski.

W tamtym meczu w Legii grało pięciu uczestników mistrzostw świata: Jacek Kazimierski, Dariusz Kubicki, Paweł Janas, Jan Karaś i Dariusz Dziekanowski. Dwa gole dla Pogoni zdobył Marek Leśniak, po jednym: Jacek Krzystolik i Marek Ostowski. Jest zatem doskonała okazja, żeby mieć pretekst do wywalczenia dobrego wyniku w dzisiejszym meczu Warszawie (początek meczu o g. 15.30).

Z Poznania do Szczecina

Leszek Jezierski po raz pierwszy przyszedł do Pogoni w połowie 1985 roku. Wydawało się, że jest to już szkoleniowiec, mający swoje najlepsze trenerskie lata za sobą. Nie powiodło mu się w Poznaniu, a w Szczecinie był zespół, po którym też nie spodziewano się już za wiele dobrego. Okazało się, że zarówno Jezierski, jak i grupa ludzi, która była wtedy w Pogoni, stworzyły wręcz wybuchowy mariaż, zakończony wicemistrzostwem Polski.

- Jezierski przyjechał do Szczecina jako utytułowany trener - mówi Adam Benesz, który trafił do Pogoni właśnie za namową Jezierskiego. - Wszyscy go znali i wszyscy czuli przed nim respekt. Nikt nie poddawał w wątpliwość jego szkoleniowych metod, choć te nie zawsze były piłkarzom na rękę.

W roku 1985 Pogoń była rok po wywalczeniu trzeciego miejsca. Skład niewiele się zmienił, więc nie przypuszczano, że można jeszcze wykrzesać z drużyny coś więcej.

- Pierwszy rok naszej wspólnej pracy nie zapowiadał sukcesów - wspomina Benesz. - Byliśmy drużyną środka tabeli, a prym w kraju wiodły takie drużyny, jak: Górnik Zabrze, GKS Katowice, Widzew Łódź, Lech Poznań i Legia Warszawa. Nikt nie sądził, że możemy w tym gronie namieszać.

Analiza zespołu
 
Jezierski pierwszy rok pracy poświęcił na dokładną analizę drużyny. Był znany z tego, że prowadził bardzo wyczerpujące treningi.

- Wystarczyło mu na sali kilka płotków - wspomina Benesz. - Skakaliśmy do przodu, do tyłu, płotki się łamały i piłkarze też. Wyciskał z nas siódme poty.

Podstawowym piłkarzem Pogoni był wtedy Mariusz Kuras, który spotykał się ze szkoleniowcem za każdym razem, gdy ten trafiał do Szczecina.

- Jest dużą sztuką ustawić zespół w ten sposób, by mieć korzyść z każdego piłkarza. Jezierski znakomicie potrafił wykrzesać wszystko co najlepsze z każdego.

Wypromował Bońka

Leszek Jezierski swój pierwszy trenerski sukces odniósł w Widzewie Łódź. Z czwartej ligi wprowadził tą drużynę do ekstraklasy. Wypromował wielu znakomitych piłkarzy, między innymi Zbigniewa Bońka.

- Pamiętam, że potrafił znaleźć kontakt z każdym - wspomina Kuras. - A już najlepszy miał właśnie z tymi najlepszymi i najbardziej zadziornymi - Zbigniewem Bońkiem, Włodzimierzem Smolarkiem, czy Mirosławem Tłokińskim.
 
Największą miłością Jezierskiego był ŁKS. Drużynę tę prowadził w sezonie 1976/77 i był bliski wywalczenia tytułu mistrza Polski. Pod koniec sezonu drużyna zaczęła jednak przegrywać. Poniosła siedem porażek z rzędu i skonfliktowana zakończyła sezon w środku tabeli. Na czele zbuntowanej drużyny stał wtedy Jan Tomaszewski.

- Gdy Jezierski przychodził do Szczecina, miał już na koncie tytuł mistrza Polski, wywalczony z Ruchem Chorzów - mówi Kuras. - Nie miał wtedy w składzie wybitnych piłkarzy, a mimo to osiągnął sukces. Był trochę rozczarowany, że nie został trenerem reprezentacji.

Dyżurny kandydat na selekcjonera

Sam Jezierski wielokrotnie powtarzał, że nigdy nie wchodził w żadne nieformalne układy. To dlatego pracował i osiągał sukcesy w Widzewie, a nie w Legii, potem w Ruchu, a nie w Górniku i w Pogoni, a nie Trójmieście.

Zawsze był niemal dyżurnym kandydatem do objęcia stanowiska selekcjonera reprezentacji Polski. W roku 1981 był tego bliski po sukcesach w Ruchu Chorzów. ostatecznie wybór padł na Antoniego Piechniczka. Potem w roku 1986 był kontrkandydatem dla Wojciecha Łazarka.

Nie chciał jednak uczestniczyć w wymyślonej przez PZPN farsie, który zamiast dokonać wyboru, zorganizował na to stanowisko konkurs. W roku 1989 PZPN postanowił powierzyć tą funkcję sprawdzonemu w pracy z reprezentacją w roli asystenta i nieco młodszemu Andrzejowi Strejlauowi. 
 
To był trener, dla którego najważniejsza była praca w okresie przygotowawczym. To wtedy ustalał skład i trzymał się jego przynajmniej przez kilka kolejek.

- W rundzie wiosennej sezonu 1986/87 przegraliśmy pierwszy mecz ze Śląskiem we Wrocławiu 1:4, potem z trudem zremisowaliśmy u siebie z broniącą się przed spadkiem Stalą Mielec 1:1, zdobywając gola w końcówce meczu - mówi Benesz. - Mimo to, Jezierski nie tracił głowy, wciąż ufał tym samym piłkarzom i opłaciło się. Graliśmy potem znakomicie, ofensywnie i zdobyliśmy tytuł wicemistrza Polski.

- Nie mogę zapomnieć wielkiej szansy, jaka nam przeszła koło nosa w Zabrzu - przypomina Andrzej Rynkiewicz, wtedy kierownik drużyny. - W Zabrzu remisowaliśmy 1:1, kiedy Leśniak strzelał do pustej bramki i już unosił ręce do góry w geście triumfu, kiedy Marek Kostrzewa w ostatniej chwili wślizgiem wybił piłkę z pustej bramki. Potem Andrzej Iwan strzelił gola na 2:1 i przegraliśmy. Gdyby nie Kostrzewa, bylibyśmy mistrzami Polski.

Trzy razy trener roku
 
Jezierski po sezonie 1986/87 zakończonym największym sukcesem w dziejach szczecińskiej piłki nożnej, postanowił odejść do swojego ukochanego ŁKS. I w inauguracyjnym spotkaniu ograł w Łodzi ... Pogoń 4:1. To wtedy w wieku 16 lat debiutował w dorosłej drużynie Tomasz Wieszczycki. Za rok 1987 otrzymał z redakcji „Piłka Nożna" nagrodę dla trenera roku - już po raz trzeci - wcześniej za sukcesy z Widzewem Łódź.

Pogoń w roku 1987 wywalczyła wicemistrzostwo Polski po okresie zimowym, w którym straciła swoich dwóch czołowych piłkarzy. Na kontrakt do Austrii wyjechał Adam Kensy, natomiast do Niemiec nielegalnie wyjechał Janusz Makowski. W ich miejsce przyszli piłkarze z regionu: Jacek Krzystolik ze Stali Stocznia i Jerzy Sokołowski z Chemika.

Rok wcześniej nielegalnie do Niemiec wyjechali dwaj inni czołowi gracze Pogoni: Janusz Turowski i Jarosław Biernat. Ich miejsce zajęli tez zawodnicy z regionu, a konkretnie z pobliskiej Stali Stocznia: Adam Benesz i Jerzy Hawrylewicz, choć ten pierwszy przyszedł nie bezpośrednio ze Stali, ale po rocznym pobycie w Radomiaku. Jezierski nie szukał wymówek i potrafił kreować anonimowych piłkarzy.

Po raz drugi Jezierski przyjechał do Pogoni na wiosnę 1992. Pogoń była wtedy w zupełnie innej sytuacji. Walczyła o awans do ekstraklasy, miała w składzie młodych piłkarzy i była nieukształtowaną drużyną.

- Pamiętam, że trener Jezierski przyjechał na kilka dni przed pierwszym meczem - wspomina Robert Dymkowski. - Tak dał nam w kość, że baliśmy się, jak wytrzymamy mecz kondycyjnie. Nawet jeden z piłkarzy, który miał nogę w gipsie, musiał zdjąć opatrunek i też ćwiczył bez taryfy ulgowej. Na odprawach meczowych nie było mądrych opowieści. Mieliśmy walczyć, gryźć trawę i nie odpuszczać. Do ekstraklasy awansowaliśmy.

Z Bełchatowem o utrzymanie
 
I znów Jezierski po dobrze wykonanym zadaniu postanowił opuścić Pogoń. Wrócił do Szczecina jeszcze raz. Wiosną 1998 roku Pogoń broniła się przed spadkiem i uratowała się przed degradacją w ostatnim meczu z GKS Bełchatów, wygranym 1:0.

- Byłem wtedy już grającym asystentem trenera Jezierskiego - wspomina Kuras. - Znałem dobrze trenera i wiedziałem, czego oczekuje ode mnie i drużyny. Miał świetny kontakt z trenerem Janem Juchą. Obaj przyjaźnili się i dobrze uzupełniali.

- Trener Jezierski miał świetne słownictwo - wtrąca Robert Dymkowski. - Należał do pokolenia takich trenerów, jak Wojciech Łazarek, czy Orest Lenczyk, którzy prócz znakomitego warsztatu pracy, potrafili zażartować, rozładować napięcie i dobrać odpowiednie słownictwo.

- To słownictwo nie było zbyt wyszukane, ale zawsze idealnie dopasowane do sytuacji - dodaje Kuras. ©℗ Wojciech Parada
 

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA