Piątek, 29 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Piłka nożna. Alergia zamiast koronawirusa

Data publikacji: 16 marca 2020 r. 20:00
Ostatnia aktualizacja: 16 marca 2020 r. 20:02
Piłka nożna. Alergia zamiast koronawirusa
 

16-letni były piłkarz FASE Szczecin Gracjan Szyszka od początku obecnego sezonu jest piłkarzem włoskiego SPAL Ferrara, grającego w Serie A. Miasto leży w trójkącie pomiędzy Bolonią, Wenecją i Mediolanem. To okręg bardzo mocno dotknięty koronawirusem, ale na szczęście ominął utalentowanego obrońcę.

Młody piłkarz od kilku dni przebywa już w rodzinnym Kołobrzegu, nic złego go we Włoszech nie spotkało. Obecnie walczy z narastającą alergią, przebywa w domu według zaleceń lekarzy i klubowych opiekunów. Wykonuje jedynie codzienne ćwiczenia indywidualne, pozbawiony jest kontaktu z futbolem, ale dotyczy to wszystkich piłkarzy w Europie – zarówno tych zawodowych, jak i grających na poziomie juniora.

Szyszka nie jest jedynym byłym piłkarzem szczecińskiego klubu, który gra we włoskiej SPAL Ferrara. Jego kolegą w zespole juniorów młodszych jest inny były gracz FASE Adam Stefanski. Zdołał w lidze juniorów młodszych rozegrać zaledwie dwa mecze, trafił bowiem do Włoch w przerwie zimowej i bardzo szybko musiał wracać do Polski.

W zespole juniorów starszych występuje natomiast były gracz Pogoni Szczecin Jakub Iskra. W innym włoskim klubie z północnej części Włoch Cremonense występuje kolejny wypromowany piłkarz z FASE Szymon Emche. Wszyscy są zdrowi i już bezpieczni w kraju. Nie ukrywają jednak, że mocno rozczarowani. Szalejący wirus wywołał spustoszenie w życiu wielu Europejczyków.

W Mediolanie mecz na szczycie

Pierwsze przypadki zachorowań na koronawirusa we Włoszech miały miejsce 15 lutego. W tym dniu zaraziły się wirusem trzy osoby. Juniorzy młodsi SPAL Ferrary byli wówczas po pechowo przegranym meczu z Interem w Mediolanie 0:1. To był mecz na szczycie. Inter bowiem zajmuje drugie miejsce w tabeli, a SPAL Ferrara czwarte.

– Wtedy nikt z nas nie słyszał jeszcze o koronawirusie – opowiada 16-letni obrońca Gracjan Szyszka. – Myśleliśmy już o kolejnym spotkaniu z Cagliari, które wygraliśmy 3:0. We Włoszech mamy znakomite warunki bytowe. Mieszkam w jednym pokoju z innym obrońcą Matteo Borsoi. Klub zabiega o to, żeby piłkarze z jednego kraju nie mieszkali razem. Mamy się wszyscy integrować, uczyć języka i jest to bardzo dobra sytuacja.

Gracjan Szyszka swój ostatni mecz rozegrał 23 lutego. Jego zespół przegrał na wyjeździe z Udinese 0:1. To jeszcze nie był ten moment, w którym Włosi zorientowali się o powadze sytuacji. W tym dniu zakażonych było 157 osób. W porównaniu z obecnymi liczbami we Włoszech też całkiem niewiele, jednak w porównaniu z zachorowaniami w Polsce już całkiem sporo. Nie zastosowano jeszcze żadnych środków zapobiegawczych. Później okazało się, że Włosi mocno przeliczyli się z oceną sytuacji.

– Nie zauważyłem żadnych oznak paniki ani zdenerwowania – kontynuuje G. Szyszka. – Może ludzie we Włoszech podeszli do problemu zbyt zachowawczo, ale nasz klub zachował szczególne środki ostrożności. Nikt obcy nie był wpuszczany na teren obiektu, w którym trenowaliśmy i mieszkaliśmy. Na wypadek zakażenia mieliśmy do dyspozycji izolatkę, wszyscy stanęli na wysokości zadania, ale na szczęście nikomu nic złego się nie przytrafiło. Generalnie nikt z piłkarzy nie przejmował się zastaną sytuacją. Wtedy nie wiedzieliśmy jeszcze, że może się to skończyć przerwaniem rozgrywek w całej Europie.

Mecz z Milanem odwołany

SPAL Ferrara kolejny mecz miała rozegrać 1 marca w Mediolanie z miejscowym Milanem. Na ten mecz nastawiali się wszyscy. To jest klub, który we Włoszech wywołuje bardzo duże emocje. Mecz jednak nie doszedł do skutku. 1 marca koronawirus szalał już we Włoszech w najlepsze.

Tego dnia zakażonych było 1,7 tys. osób. Tylko tego dnia przybyło blisko 600 osób zakażonych, 40 zmarło. Całe Włochy zdały sobie sprawę z powagi sytuacji. Było już jednak za późno. Wirus się roznosił, zawieszono rozgrywki piłkarskie i było jasne, że wznowienie nie nastąpi szybko.

– Na początku trenowaliśmy, ale po tygodniu piłkarze włoscy pochodzący z innych stron kraju zaczęli opuszczać Ferrarę – mówi G. Szyszka. – Żaden z nich nie wracał komunikacją masową, żeby nie być narażonym na zakażenie. Podróżowali samochodem. Na treningach było nas coraz mniej, więc dołączono nas do starszej drużyny grającej w rozgrywkach juniorów starszych. Na początku nawet się cieszyłem. Korzystałem z tego, że mogę potrenować ze starszymi zawodnikami, którzy są już blisko pierwszej drużyny. Między innymi spotkałem w tym zespole Jakuba Iskrę, który grywa w Primavera regularnie. Po kilku dniach zawieszono jednak wszystkie rozgrywki, więc nie było sensu siedzieć na miejscu. Padła decyzja, że wyjeżdżamy do kraju. Cały czas miałem kontakt z rodziną, dzwoniła babcia, rozmawiałem z mamą. Wszyscy wiedzieli, że jestem pod dobrą opieką.

O powrót do kraju nie było jednak łatwo. Z lotniska z Bolonii nie było tak prosto się wydostać. Trzeba było mieć specjalną przepustkę, uzasadnienie wyjazdu. Gracjan Szyszka podróżował z Bolonii do Berlina w ubiegłą środę, ze stolicy Niemiec został przewieziony prywatnym samochodem do Kołobrzegu, skąd się wywodzi i gdzie mieszka cała jego rodzina.

– Na lotnisku w Bolonii byłem poddany szczegółowym badaniom, między innymi mierzono mi temperaturę, ale to standard w takich sytuacjach obecnie – mówi G. Szyszka. – W Berlinie już tych procedur nie było. W Bolonii sytuacja była bardzo napięta i nerwowa. To już nie było miejsce radosnych ludzi, jakich we Włoszech można spotkać na każdym kroku. Mam nadzieję, że wkrótce to się wszystko skończy i wszyscy powrócimy do swoich zajęć.

Wielu obcokrajowców

Gracjan Szyszka trafił do zespołu, w którym występuje aż ośmiu obcokrajowców. W żadnym innym juniorskim zespole nie gra tak wielu piłkarzy spoza Włoch. W drużynie są zawodnicy z Węgier, Cypru, Islandii, Rumunii, Słowenii i oczywiście z Polski. Przeważają oczywiście Włosi, ale też z różnych części kraju, nie tylko z północy.

– Nie spotkałem się z sytuacją, że ktoś ucierpiał z powodu koronawirusa. Jeden z kolegów miał przyjaciela, który się zaraził, ale zdążył już wyzdrowieć. Byliśmy uświadamiani w klubie, co to za choroba i wiem, że raczej młodzi ludzie w naszym wieku nie są narażeni na szczególnie przykre konsekwencje. Nie przejmowaliśmy się zatem jakoś szczególnie tym całym zamieszaniem. Bardziej niepokoiło, że musimy totalnie wywrócić nasze życie do góry nogami i nie wiadomo, kiedy to się zakończy.

Gracjan Szyszka przebywa we Włoszech już ponad pół roku. Uczy się języka i już bardzo dużo rozumie. Bez kłopotów radzi sobie w różnych sytuacjach.

– W szatni obowiązuje język włoski i musiałem szybko przyswoić sobie choćby podstawy – ocenia G. Szyszka. – Teraz jest już zdecydowanie lepiej. Mogę nawet powiedzieć, że całkiem nieźle.

Lider defensywy

Gracjan Syszka jest środkowym obrońcą. W obecnym sezonie rozegrał wszystkie 20 spotkań w pełnym wymiarze czasowym. Jest piłkarzem absolutnie podstawowym i jednym z najbardziej w klubie rozwojowych. Będąc piłkarzem FASE, występował przez pół roku w Centralnej Lidze Juniorów Młodszych. Nie ma jednak żadnych wątpliwości, że gra na tym samym szczeblu we Włoszech daje mu zdecydowanie więcej, stał się piłkarzem bardziej wartościowym.

– Poziom rozgrywek juniorów młodszych w Polsce i we Włoszech jest nieporównywalny pod każdym względem – mówi G. Szyszka. – Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Jestem bardzo zadowolony, że udało mi się wyjechać do takiego klubu w takim kraju. Obecną sytuację związaną z koronawirusem traktuję jako przejściową. Na pewno dużo zyskałem, wyjeżdżając do Włoch. Inna jest intensywność w trakcie meczu i w treningu. Początkowo nie dawałem rady, zajęcia odbywają się przy ciągłym ruchu, przy ciągłym szukaniu wolnych przestrzeni. Nie ma na nic czasu ani miejsca. To bardzo młodych piłkarzy rozwija.

Młody piłkarz przebywa obecnie w rodzinnym Kołobrzegu, otrzymał z sanepidu zalecenia, żeby nie wychodzić z domu, żeby skoncentrować się na jak najlepszej aklimatyzacji. Gracjan Szyszka nie przywiózł ze sobą choroby, ale ma alergię i z tego powodu trochę obecnie cierpi. To jednak nic w porównaniu z tym, co mogło go spotkać we Włoszech, kraju najmocniej ze wszystkich europejskich dotkniętym paskudnym wirusem. ©℗ 

Wojciech PARADA

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA