Słowa słynnego przed prawie 40 laty przeboju zespołu Perfect „Było nas trzech, w każdym z nas inna krew…”, idealnie wpasowują się do trójki obecnych pomocników Pogoni Szczecin. Tomas Podstawski, Paweł Cibicki i Aleksandr Gorgon urodzili się i wychowali poza Polską, ale mają polskich rodziców, którzy wyemigrowali do innych krajów.
Każdy z nich dobrze mówi po polsku i każdy szkolony był w dobrych zagranicznych akademiach – FC Porto, FF Malmoe i Austrii Wiedeń. Każdy był złotym dzieckiem swoich macierzystych klubów i o każdym z nich przypominali sobie trenerzy polskich reprezentacji, gdy ci dorastali i pokazywali umiejętności powyżej przeciętnych.
Ostatecznie żaden z nich nie zadebiutował nie tylko w polskiej reprezentacji, ale również w pierwszej reprezentacji kraju, w którym się wychowali. Ich przygoda z reprezentacją skończyła się na występach w młodzieżówce. Teoretycznie każdy z nich mógłby jeszcze zagrać w dowolnej reprezentacji, ale to już raczej nie nastąpi.
Stawianie na piłkarzy z zagranicznych klubów, ale mających polskie korzenie, to już stała zasada obowiązująca w Pogoni. Prócz wymienionej trójki jest jeszcze David Stec, a nieco wcześniej prekursorem takiego działania był David Niepsuj, którego w Pogoni już nie ma.
Budowanie polskiej tożsamości
Posiadanie w kadrze zespołu kilku takich piłkarzy powoduje, że teoretycznie w wyjściowym składzie może występować siedmiu lub ośmiu obcokrajowców, ale z drugiej strony może to też być siedmiu lub ośmiu piłkarzy mówiących po polsku, mających polskie korzenie. To jest jakiś sposób na zachowanie polskiej tożsamości w zespole, o co w wielu polskich klubach jest coraz trudniej.
Z trójki graczy – Podstawski, Cibicki i Gorgon – najdłużej w Pogoni jest ten pierwszy. Trafił do Szczecina dwa lata temu przy dużej pomocy ówczesnego sponsora Grupy Azoty, o czym prezes dr Wojciech Wardacki informował w wywiadzie dla Radia Szczecin. Bez wsparcia dodatkowymi środkami piłkarz tej klasy nie pojawiłby się w Pogoni, ale zachwyt Portugalczykiem polskiego pochodzenia nie trwał zbyt długo.
Praktycznie skończył się po premierowej rundzie jesiennej roku 2018, która była bardzo udana dla całego zespołu właśnie od momentu, kiedy zespół zasilił 23-letni wówczas były młodzieżowy reprezentant Portugalii i olimpijczyk z Rio de Janeiro.
Jest synem byłej portugalskiej gimnastyczki i polskiego koszykarza, między innymi Astorii Bydgoszcz. To z tamtych stron pochodzi jego polska rodzina. Jest wychowankiem Boavisty Porto, następnie był jednym z najbardziej utalentowanych portugalskich piłkarzy z rocznika 1995.
Wychowanek FC Porto
Od 12. roku życia grał w FC Porto i we wszystkich kategoriach wiekowych był wiodącą postacią. Był zawsze podstawowym piłkarzem juniorskich reprezentacji od lat 16 do lat 21. Rozegrał w młodzieżowych kadrach ponad 80 spotkań, był kapitanem w juniorskich reprezentacyjnych drużynach.
Już w wieku 17 lat był blisko pierwszej drużyny FC Porto. Był nawet w kadrze meczowej na spotkanie w ramach Ligi Europy z Manchesterem City. Na boisko nie wszedł, ale był w drużynie z Otamendim, Moutinho, Hulkiem czy Varelą. To było dla niego mocne przeżycie.
Podstawski partnerów w reprezentacji juniorów miał nie byle jakich. Występował u boku takich piłkarzy, jak: Rony Lopes, za którego Sevilla zapłaciła 25 mln euro, skrzydłowy Gelson Martins, za którego Monaco zapłaciło 30 mln euro i Andre Silva – kolega Podstawskiego z juniorskich zespołów FC Porto, za którego AC Milan zapłacił 38 mln euro.
Nic zatem dziwnego, że również władze PZPN były mocno zainteresowane wyborami piłkarza z polskimi korzeniami. Ten jednak nigdy nie podejmował pochopnych decyzji. Nawet po bardzo udanej rundzie jesiennej roku 2018, kiedy również przymierzany był do reprezentacji Polski. Nigdy żadnych deklaracji nie składał, choć, będąc już piłkarzem Pogoni, zdawał sobie sprawę, że reprezentacja Portugalii jest dla niego coraz odleglejszym marzeniem.
Ojciec w drużynie z Leśniakiem
Nieco inną historię zbudował Aleksandr Gorgon. Podobieństwo z Podstawskim jest takie, że też pochodzi ze sportowej rodziny. Jego mama była gimnastyczką, a ojciec piłkarzem i to całkiem niezłym. Wojciech Gorgoń w pierwszej połowie lat 80. należał do grupy najbardziej utalentowanych piłkarzy z rocznika 1963.
Pojechał na turniej młodzieżowych mistrzostw świata w roku 1983, gdzie polska reprezentacja wywalczyła brązowy medal, a jednym z najlepszych naszych piłkarzy został napastnik Pogoni Szczecin Marek Leśniak. Z tamtej drużyny duże międzynarodowe kariery zrobili tylko Marek Leśniak i Józef Wandzik. Gorgoń pozostał na poziomie przeciętnego ligowca w dość przeciętnym na tamte czasy krakowskim klubie.
Do Austrii wyjechał w wieku 25 lat. W Polsce zaliczył spadek z ekstraklasy nie tylko z Wisłą, ale następnie z Zagłębiem Sosnowiec. Gdy wyjeżdżał z kraju, to nie myślał już o poważnej piłkarskiej karierze, choć był jeszcze bardzo młody. Kilka miesięcy po jego przyjeździe do Wiednia urodził się Aleksandr, dziś piłkarz Pogoni. Można powiedzieć, że nawet gwiazdor ze świetną międzynarodową przeszłością.
Aleksandr Gorgon był w Polsce w roku 2013 z drużyną Austrii Wiedeń, która niespodziewanie została mistrzem kraju, a 24-letni wychowanek klubu zakończył sezon z dziesięcioma golami. Był podstawowym graczem, szykował się do gier w fazie grupowej Ligi Mistrzów, ale debiutu w tych elitarnych rozgrywkach się nie doczekał. Kontuzja więzadeł krzyżowych wykluczyła piłkarza z gry na ponad pół roku.
Zainteresowanie Fornalika
Austria Wiedeń przygotowywała się do sezonu 2013/14 i przyjechała na towarzyski turniej do Warszawy. Wtedy Aleksandrem Gorgoniem zainteresowały się media, a co za tym idzie również trenerzy reprezentacji Polski. Gorgon grał wcześniej w młodzieżowej reprezentacji Austrii, ale ten fakt nie wykluczał go z gry w dowolnej reprezentacji.
Ówczesny selekcjoner Waldemar Fornalik był zainteresowany ewentualnym sprawdzeniem piłkarza polskiego pochodzenia, jednak na tamten czas atmosfera wokół piłkarzy wychowujących się poza krajem nie była najlepsza. Ci piłkarze nie pomogli w finałowym turnieju mistrzostw Europy w roku 2012 i zawiedli też w eliminacjach do mistrzostw świata w roku 2013. Pomysł z Gorgoniem w pierwszej reprezentacji szybko upadł.
Jeszcze inaczej wygląda historia Pawła Cibickiego. On w przeciwieństwie do swoich kolegów ma za sobą występy w reprezentacji Polski juniorów, ale w decydującym momencie wybrał grę dla młodzieżowej reprezentacji Szwecji, którą reprezentował podczas finałowego turnieju mistrzostw Europy w roku 2017.
Zawodnik ma podwójne obywatelstwo, jego rodzice wyemigrowali do Szwecji, a piłkarz urodził się już w Malmoe i jest wychowankiem finalisty Pucharu Europy z roku 1979. W latach 2013 i 2014 polska federacja piłkarska toczyła bitwę o pozyskanie mającego polskie korzenie piłkarza i początkowo utalentowany napastnik skłaniał się do występów w polskiej reprezentacji.
Przyjaźń z napastnikiem Pogoni
Swój debiut w narodowych barwach reprezentacji Polski zaliczył siedem lat temu podczas towarzyskiego meczu reprezentacji Polski juniorów przeciwko Gruzji. Cibicki rozpoczął wtedy mecz na ławce rezerwowych, a w podstawowym składzie wystąpił ówczesny król strzelców Młodej Ekstraklasy z Pogoni Szczecin Kamil Zieliński. Obaj później się zaprzyjaźnili.
To nastolatek z Pogoni Szczecin miał wtedy wyższe notowania u trenera Marcina Sasala niż junior z Malmoe FF, który w tamtym czasie przymierzany był do występów w szwedzkiej Allsvenskan. Cibicki nie zaaklimatyzował się w reprezentacji juniorów, trener Marcin Sasal nie powołał go do reprezentacji na eliminacyjny turniej do mistrzostw Europy, który dla Polski okazał się przegrany.
Na Cibickiego w Malmoe był pomysł. W roku 2014 drużyna Malmoe uzyskała awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Szwedzi wyeliminowali Spartę Praga i RB Salzburg. Cibicki zaliczył cztery epizody w roli rezerwowego. W fazie grupowej mistrz Szwecji trafił do jednej grupy z Juventusem Turyn, Atletico Madryt i Olympiakosem Pireus.
Zderzenie z dużym europejskim futbolem było dla Malmoe FF bolesne. Zespół przegrał pięć spotkań, wygrał tylko raz z mistrzem Grecji i przy dużym udziale Cibickiego. 20-latek wszedł na boisko na ostatni kwadrans, zaliczył asystę, a jego zespół wygrał 2:0.
Rywalizacja z Bonuccim i Chiellinim
Młody napastnik dostał też szansę przeciwko Juventusowi. Zagrał 20 minut i mierzył się z obrońcami tej klasy co Bonucci, Chiellini, a w składzie byli jeszcze między innymi: Pirlo, Pogba, Vidal i Tevez. Cibicki w roku 2014 był młodym 20-letnim rozwojowym piłkarzem, ale w klubie był graczem raczej drugiego planu. Nigdy nie był pierwszym wyborem.
18 listopada 2014 roku reprezentacja Polski do lat 20 rozgrywała mecz w ramach Elite League do lat 20 z Niemcami w… Szczecinie. Nasz zespół przegrał z kretesem 0:2. Dla szczecińskich kibiców wydarzeniem były występy obrońców miejscowego klubu: Sebastiana Rudola i Huberta Matyni, natomiast dla trenera Marcina Dorny ważny był udział w meczu Cibickiego.
Młody napastnik przyjechał na zgrupowanie po zakończeniu sezonu w Szwecji. Swój ostatni mecz zagrał 1 listopada, świętował drugie mistrzostwo kraju, a podczas premierowego powołania do kadry młodzieżowej nie spotkał się ze zbyt wylewnym przyjęciem ze strony dotychczasowych reprezentantów.
Nie umiał się zaadaptować, nie znalazł bliższego kontaktu z żadnym z piłkarzy i był to jego ostatni kontakt z polską reprezentacją. Później reprezentował już barwy szwedzkie. Między innymi podczas finałowego turnieju młodzieżowych mistrzostw Europy rozgrywanych w Polsce w roku 2017, w których los nawet skojarzył reprezentacje Polski i Szwecji w jednej grupie. Na boisku padł remis 2:2, ale obie drużyny w swojej grupie były słabsze od Anglii i Słowacji i odpadły z turnieju.
Dziś trójka piłkarzy z polskimi korzeniami znajduje się w Pogoni. Niegdyś każdy z nich był mocno namawiany na grę w reprezentacji Polski, ale po raz kolejny okazało się, że takie próby z polskimi piłkarzami urodzonymi i wychowanymi w innych krajach, innych kulturach i mentalności przeważnie kończą się fiaskiem. ©℗
Wojciech PARADA
Fot. R. Pakieser/pogonszczecin.pl