Poniedziałek, 25 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Piłka nożna. Debiut Gmocha, powołania dla trzech portowców

Data publikacji: 16 października 2018 r. 15:56
Ostatnia aktualizacja: 16 października 2018 r. 15:56
Piłka nożna. Debiut Gmocha, powołania dla trzech portowców
 

Równo 42 lata temu, 16 października 1976 roku doszło do oficjalnego debiutu w roli selekcjonera piłkarskiej reprezentacji Polski Jacka Gmocha, który na tym stanowisku zastąpił pracującego przez pięć lat z ogromnymi sukcesami Kazimierza Górskiego.

Gmoch zadebiutował w pierwszym eliminacyjnym spotkaniu do mistrzostw świata. Rywalem była Portugalia, mecz odbywał się w Porto, a forma naszych kadrowiczów była wielką niewiadomą.

To był pierwszy mecz reprezentacji od prawie trzech miesięcy, od ostatniego spotkania, nieudanego finału Igrzysk Olimpijskich w Montrealu, w którym Polska niespodziewanie przegrała z NRD 1:3, co zgodnie w kraju uznano za wielka porażkę.

Gmoch był trenerem nieobliczalnym i pokazał to już przy swoich pierwszych personalnych decyzjach. Nie powołał kilku etatowych kadrowiczów, pierwszoplanowych piłkarzy w kadrze Kazimierza Górskiego, między innymi graczy z formacji defensywnej: Tomaszewskiego, Szymanowskiego i Gorgonia.

Talent Kozłowskiego

Powołał za to aż trzech piłkarzy Pogoni Szczecin: Zbigniewa Kozłowskiego, Henryka Wawrowskiego i Zenona Kasztelana. Dla tego pierwszego to było premierowe powołanie, miał dopiero 22 lata, zapowiadał się znakomicie, przepowiadano mu wielką karierę i rolę etatowego partnera dla Władysława Żmudy na środku defensywy.

Tak tez uważał Gmoch. Początkowo chciał sprawdzić Kozłowskiego na pozycji defensywnego pomocnika, wystawił go w towarzyskim spotkaniu z Rumunią, którego później nie zaliczono do oficjalnych spotkań. Kozłowski wyszedł w pierwszej jedenastce, która miała rozpocząć mecz w Porto. Ostatecznie Gmoch zmienił decyzję, zamiast Kozłowskiego zagrał Bohdan Masztaler.

Niespodzianek w składzie było mnóstwo. W roli debiutantów wystąpili: Zygmunt Kukla i Stanisław Terlecki, natomiast po raz pierwszy po trzech latach zagrali w reprezentacji: Krzysztof Rześny i wspomniany Masztaler. Po raz pierwszy od trzech lat powołany został też Zenon Kasztelan.

Gmoch nie cenił Wawrowskiego

Każdy z piłkarzy Pogoni przesiedział mecz w Porto na ławce rezerwowych, nie zagrał nawet Wawrowski, który w latach 1974-76 był u Kazimierza Górskiego postacią pierwszoplanową. Do wyjściowej jedenastki powrócił też za kadencji Jacka Gmocha, na najważniejsze spotkania w eliminacjach do mistrzostw świata z Portugalią i Danią w Chorzowie.

Na finałowy turniej do Argentyny Gmoch Wawrowskiego już jednak nie zabrał. Ewidentnie od samego początku nie cenił prawego obrońcy Pogoni Szczecin.

W meczu w Porto na prawej obronie zastąpił go Rześny, który też w przeszłości zaliczył epizod w Pogoni. W sezonie 1964/65 rozegrał w Pogoni tylko dwa mecze, po czym stracił miejsce w składzie, chęć i nadzieję na uczciwą rywalizację i wyjechał na południe Polski.

Karierę zrobił znakomitą, był w latach 70 ubiegłego wieku podporą Stali Mielec, został mistrzem Polski, zadebiutował w reprezentacji w pamiętnym meczu Polska – Anglia w roku 1973 rozgrywanym w Chorzowie, w którym Włodzimierz Lubański złamał nogę i przerwał swoja świetną karierę piłkarską.

Powrót do kadry Rześnego

Rześny stracił jednak miejsce w reprezentacji na rzecz Antoniego Szymanowskiego, trener Kazimierz Górski nie zabrał go nawet na finałowy turniej mistrzostw świata do RFN, nie brał go później w ogóle pod uwagę. Również Gmoch nie wiązał z tym piłkarzem nadziei na dłużej. Mecz w Porto był jedynym, w którym zagrał Rześny, to był jego ostatni występ w reprezentacji.

Powołanie aż trzech piłkarzy Pogoni na eliminacyjny mecz mistrzostw świata było pierwszym i ostatnim takim przypadkiem. Nigdy wcześniej, ani później tak wielu portowców nie zostało powołanych na eliminacyjny mecz do mistrzostw świata. Należy tylko żałować, że żaden z piłkarzy Pogoni nie zagrał choćby minuty.

Trener Gmoch dokonał tylko jednej zmiany, na boisko wpuścił zaledwie 20-letniego Zbigniewa Bońka, długo do wejścia na boisko szykowali się: Kozłowski i Kasztelan, ale żaden z nich na boisko nie wszedł.

Pogoń była wiceliderem

Powołanie aż trzech piłkarzy Pogoni w tamtym czasie nie powinno dziwić. Pogoń grała wówczas znakomicie, była rewelacją rozgrywek, zajmowała po dziewięciu kolejkach drugie miejsce mając na koncie cztery zwycięstwa, cztery remisy i tylko jedną porażkę poniesioną na początku sezonu z Ruchem w Chorzowie.

Pogoń była wówczas najskuteczniejszym zespołem, po dziewięciu meczach miała na koncie aż szesnaście zdobytych goli, najwięcej spośród wszystkich zespołów. Jej gra podobała się, a poszczególni piłkarze mieli okazję do zaprezentowania swoich walorów.

Tak naprawdę to spodziewano się powołania dla jeszcze jednego piłkarza Pogoni. Leszek Wolski imponował w tamtym okresie znakomita formą, po dziewięciu meczach miał na koncie sześć zdobytych goli, tyle samo co Kasztelan. Obaj na szesnaście strzelonych bramek przez cały zespół zdobyli aż dwanaście.

Duet wyborowy

Stanowili znakomicie uzupełniający się duet, obaj byli wychowankami z różnych pokoleń. Kasztelan miał wówczas już 30 lat, natomiast Wolski zaledwie 23. Nikt wówczas nie przypuszczał, że tak utalentowany napastnik nigdy nie zagra w reprezentacji.

Krajowa konkurencja wśród napastników była jednak wówczas olbrzymia. Lato, Szarmach, Terlecki, Kmiecik, Kusto, Kapka, Mazur, Ogaza, Sybis, to byli napastnicy wybitni, z którymi Wolski niestety przegrywał rywalizację o miejsce w reprezentacji choćby tylko w roli rezerwowego.

Mecz w Porto zakończył się zwycięstwem polskiej drużyny 2:0 (0:0). Oba gole zdobył Grzegorz Lato. Jak się później okazało, był to kluczowy mecz, wygrana okazała się decydująca, bo w rewanżu na stadionie śląskim w Chorzowie polski zespół z trudem zremisował 1:1, co wystarczyło, by awansować do turnieju finałowego w Argentynie. ©℗ Wojciech Parada

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA