Lech Poznań - Pogoń Szczecin 0:0.
Żółte kartki: Crnomarković, Gytkjær, Gumny (Lech), oraz Frączczak, Kowalczyk, Matynia (Pogoń).
Sędziował: Wojciech Myć (Lublin).
Widzów: 5113.
Lech: van der Hart - Gumny, Satka, Crnomarković, Kostewycz - Ramirez (86, Żamaletdinow), Muhar (57, Kamiński), Tiba, Marchwiński, Jóźwiak (59, Puchacz) - Gytkjær.
Pogoń: Stipica - Bartkowski, Triantafyllopoulos, Zech, Matynia - Stec, Dąbrowski (59, Drygas), Podstawski, Żurawski (53, Listkowski), Kowalczyk - Frączczak (72, Cibicki).
Pogoń wywalczyła w Poznaniu pierwszy punkt w drugim meczu grupy mistrzowskiej i był to rezultat zaskakujący. Biorąc pod uwagę ostatnie występy Lecha i mizerne rezultaty Pogoni, to faworyt był tylko jeden. Szczecinianie jednak stanęli na wysokości zadania.
Przed przerwą całkowicie zdominowali zaskoczonego rywala, umiejętnie wybijali go z rytmu, zablokowali wszystkie strefy boiska, nie pozwalali gospodarzom na swobodne operowanie piłką na własnej połowie. Gra Pogoni mogła się podobać. Oglądaliśmy zespół dobrze zorganizowany, z określonym planem i skutecznie ten plan realizujący.
Goście z każdą minutą nabierali pewności siebie. Efektem tego była coraz odważniejsza postawa i przesuwanie akcentów gry na połowę przeciwnika. Pogoń długimi okresami zamykała Lecha na jego połowie i stworzyła dwie znakomite okazje. Nie wykorzystali ich piłkarze w ostatnim czasie mocno krytykowani: David Stec i Hubert Matynia.
Obaj mieli dużą szansę na przełamanie własnej i całego zespołu niemocy. Szczególnie rozczarował w polu karnym Stec, który po znakomitej zespołowej akcji, otwierającym podaniu Kowalczyka, spudłował z kilku metrów praktycznie do pustej bramki.
Pogoń w rozegranie pierwszej połowie włożyła mnóstwo sił, była zespołem wybieganym i dobrze reagującym. Dawno nie oglądaliśmy podopiecznych trenera Runjaica tak mocno zmotywowanych, wygrywających pojedynki, lepiej radzących sobie od rywala w bezpośrednich starciach.
To było tym bardziej zaskakujące z tego powodu, że szkoleniowiec w porównaniu z nieźle rozegranym meczem z Lechią dokonał aż pięciu zmian i były to zmiany niespodziewane, sugerujące grę defensywną, nastawioną na obronę. Tak jednak nie było.
Między innymi na ławce rezerwowych mecz rozpoczęli: Nunes, Drygas i Cibicki, a więc piłkarze przed trzema dniami wyróżniający się. To był konieczny efekt rotacji piłkarzy mających ostatnio problemy zdrowotne. Dwóćh z nich weszło do gry po przerwie i pomogli drużynie w utrzymaniu bezbramkowego wyniku.
Pogoń po przerwie nie umiała utrzymać wysokiego tempa gry zaproponowanego w pierwszej połowie. Tak naprawdę oddała całkowicie inicjatywę Lechowi, ale nie pozwoliła przeciwnikowi na stworzenia zbyt dużej liczby sytuacji. Stipica musiał interweniować tylko raz, kiedy Stec nie po raz pierwszy spóźnił się za Kostewiczem.
To był jedyny celny strzał Lecha, Pogoń natomiast zakończyła mecz bez celnego uderzenia. Po przerwie nie miała w ofensywie już żadnych argumentów. Fatalną zmianę dał Listkowski. Po piłkarzu tej klasy spodziewaliśmy się, że weźmie na siebie ciężar gry, spróbuje poderwać zespół do walki, ale nic takiego nie nastąpiło.
Listkowski był piłkarzem zdecydowanie mniej przydatnym od młodszego o trzy lata Żurawskiego, którego zastąpił. 19-letni Żurawski po raz kolejny nie zawiódł, prezentował się dojrzale, podejmował dobre decyzje, próbował grać szybko, na jeden kontakt. Listkowski tego nie potrafił.
Pogoń na pewno po serii nieudanych meczów, zasłużyła na ciepłe słowo, poprawiła grę w defensywie, lepiej prezentowała się pod względem organizacji gry, jednak pewnych rzeczy się nie przeskoczy. Pogoń od pół roku gra bez napastnika, praktycznie bez jednego piłkarza, gracze przedniej formacji nie stwarzają żadnego zagrożenia. Podobnie było w Poznaniu. Portowcy w jedenastu ostatnich meczach zdobyli cztery gole i w obecnym składzie tego nie zmienią. ©℗ Wojciech Parada
Fot. pogonszczecin.pl