W czwartek (17.8) o godz. 18 na stadionie przy ul. Twardowskiego odbędzie się rewanżowy mecz III rundy eliminacji piłkarskiej Ligi Konferencji Europy, w którym Pogoń Szczecin zmierzy się z belgijskim klubem KAA Gent. W pierwszym spotkaniu w Gandawie portowcy przegrali aż 0:5, więc sprawa awansu wydaje się przesądzona, choć prezes Dumy Pomorza Jarosław Mroczek mówi, że nadal wierzy…
W sporcie wszystko się może zdarzyć, przytrafiają się niespodzianki mniejsze i większe, a nawet przysłowiowe cuda. Przypomnijmy, że w poprzedniej edycji LKE i to na znacznie wyższym szczeblu, nie w eliminacjach ani nawet w fazie grupowej, ale już w fazie pucharowej, Lech przegrał w Poznaniu z włoską Fiorentiną 1:4 i wydawało się, że pogrzebał szansę awansu, a tymczasem w rewanżu poznaniacy dość szybko objęli sensacyjne prowadzenie 3:0 i stan rywalizacji się wyrównał. Co prawda w końcówce Włosi wywalczyli awans, strzelając dwa gole i przegrywając tylko 2:3, ale Polacy napędzili im nieco strachu!
Piłkarze Pogoni powinni więc podejść do pojedynku z KAA Gent (który, sądząc po tym, co pokazał w Gandawie, prezentuje znacznie niższy poziom niż Fiorentina) ze sportową żądzą rewanżu i nawet jeśli ostatecznie nie uda się wywalczyć awansu, to przynajmniej powalczyć o honorowe zwycięstwo, które należy się choćby wspaniałym szczecińskim kibicom! Pucharowa wygrana ma też wymierne korzyści dla polskiej piłki, bo wpływa na nasz ranking w klasyfikacji UEFA, a ten ma wpływ nie tylko na rozstawienia drużyn w losowaniu i w konsekwencji na ewentualnych łatwiejszych rywali, ale także na liczbę polskich drużyn występujących w europejskich pucharach. Obecnie do rywalizacji mamy prawo wystawić jedynie 4 zespoły (jeden w eliminacjach Ligi Mistrzów i trzy w eliminacjach LKE, bez żadnego przedstawiciela w eliminacjach Ligi Europy), a jest to efekt tego, że przez lata większość polskich klubów odpadała już na starcie przy pierwszej potyczce. Kilka lepszych sezonów może jednak sprawić, że Polska będzie mogła wystawić do europejskiej rywalizacji swoich liczniejszych przedstawicieli!
Mimo trudnej sytuacji zdrowotnej (kontuzje: Dantego Stipicy, Benedikta Zecha, Marcela Wędrychowskiego, Mariusza Malca i Linusa Wahlqvista) oraz mocno uszczuplonej w ostatnim roku ławki rezerwowych z powodu błędnej polityki transferowej, co jak się teraz okazuje przynosi niepokojące efekty (odeszli: Jean Carlos Silva, Jakub Bartkowski, Kamil Drygas, Luís Mata, Bartłomiej Mruk, Pontus Almqvist, Damian Dąbrowski, Michał Kucharczyk, Kóstas Triantafyllópoulos i ostatnio – pomiędzy pierwszym meczem i rewanżem II rundy LKE – Sebastian Kowalczyk), drużyna trenowana przez Szweda Jensa Gustafssona powinna się sprężyć i bez kompleksów powalczyć dziś o jak najlepszy wynik.
Bo o wysokiej porażce w pierwszym meczu w Belgii nie zadecydowała różnica klas pomiędzy zespołami, ale w głównej mierze proste kardynalne indywidualne błędy, co przyznaje też szwedzki szkoleniowiec. KAA Gent nie wypracował sobie dużo więcej sytuacji strzeleckich niż Pogoń, a gole zdobywał przeważnie nie po finezyjnych akcjach, lecz właśnie po naszych pomyłkach. Podbramkowych okazji Belgowie mieli siedem, z czego pięć wykorzystali. Takich sytuacji portowcy mieli pięć (wszystkie na początku drugiej połowy: dwukrotnie Efthýmis Kouloúris, dwukrotnie Wahan Biczachczjan i raz Kamil Grosicki), z czego nie wykorzystali żadnej. Gwoździem do trumny okazała się też błędna strategia – i to stosowana z konsekwencją godną lepszej sprawy – by budować akcje od własnej bramki, nawet mimo ostrego pressingu przeciwników. Jakie były tego efekty? W pierwszej części gry praktycznie nie mogliśmy wyjść z własnej połowy, a przede wszystkim straciliśmy dwa gole po oddaniu piłki rywalom praktycznie we własnym polu karnym (straty Bartosza Klebaniuka i Luki Zahoviča). Co zyskaliśmy, tak grając? W całym meczu tylko raz (!) udało nam się wyjść spod pressingu w taki sposób, by przeprowadzić groźną akcję ofensywną w liczebnej przewadze…
Dziś trzeba więc zagrać mądrze i przede wszystkim ambitnie, bez oszczędzania się przed kolejnym meczem ligowym z ŁKS-em w Łodzi. „Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą!” – taką dewizę mają szczecińscy szalikowcy-ultrasi i warto, by tego nauczyli się od nich także nasi piłkarze. Dopóki jest choćby cień szansy na awans, nie można odpuszczać. A nawet gdy nie uda się awansować, ale po walce, to kibice to docenią! Planem minimum jest zaś zwycięstwo, niezależnie w jakich rozmiarach. Trzeba o nie walczyć, właśnie dla kibiców i polskiego futbolu, o czym pisaliśmy już kilka zdań wcześniej.
Oprócz Pogoni dziś w eliminacjach LKE grać będą jeszcze dwa polskie kluby, mające teoretycznie większe szanse niż Duma Pomorza. O godz. 19 Legia Warszawa zmierzy się na wyjeździe z Austrią Wiedeń, z którą na Łazienkowskiej przegrała 1:2, a o godz. 20 w Trnawie Lech Poznań zagra ze słowackim Spartakiem, którego na Bułgarskiej pokonał 2:1. Transmisje ze spotkań polskich zespołów pokaże TVP Sport (mecz Legii w TVP 2). ©℗
(mij)