Sobota, 23 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Piłka nożna. Dwumetrowiec ze Stali

Data publikacji: 11 czerwca 2019 r. 18:15
Ostatnia aktualizacja: 11 czerwca 2019 r. 21:03
Piłka nożna. Dwumetrowiec ze Stali
Jakow Gurow czuje się na ul. Bandurskiego jak u siebie w domu. Fot. archiwum  

Po rundzie jesiennej, czyli 15 kolejkach, Stal Szczecin zamykała tabelę piłkarskiej Klasy Okręgowej z dorobkiem zaledwie 8 punktów (1 zwycięstwo i 5 remisów). Obecnie nie grozi jej już spadek, bo na kolejkę przed końcem rozgrywek zdobyła 33 punkty (8 zwycięstw, 9 remisów) i zajmuje bezpieczne 10. miejsce w środku tabeli. Gdyby zabawić się w statystykę i sporządzić tabelę za siedem wiosennych kolejek (od 17. do 23.), to Stal byłaby wówczas samodzielnym liderem…

Zapewne wpływ na metamorfozę szczecińskiej drużyny miała przeprowadzona zimą zmiana trenera, bo etatowego szkoleniowca z ul. Bandurskiego Tomasza Jechnę zastąpił Adam Paliwoda. Ale pewnie jest w tym także trochę zasługi pozyskanego zimą ukraińskiego bramkarza Jakowa Gurowa, który ma 2 metry wzrostu, a może jeszcze parę centymetrów urośnie, bo niedawno skończył dopiero 19 lat. W jego piłkarskiej metryczce najciekawszy jest zaś fakt, że przez kilkanaście lat był zawodnikiem jednego z dwóch najlepszych ukraińskich klubów, etatowego w ostatnich sezonach uczestnika Ligi Mistrzów – Szachtara Donieck.

– Kiedy przyjechał pan do naszego kraju i w jaki sposób trafił do Stali?

– W Polsce jestem od siedmiu miesięcy i za sprawą mojego ukraińskiego menedżera pierwsze kroki skierowałem do Pogoni Szczecin, ale tam odbyłem tylko dwa treningi, bo chyba jeszcze nie nadszedł mój czas na poziom ekstraklasy. Później trafiłem do Chemika Police, ale tam byli już moi rodacy, a polskie przepisy ograniczają prawo gry piłkarzy spoza Unii Europejskiej, więc pojawił się problem i musiałem szukać kolejnego klubu. Trafiłem do Stali i z perspektywy kilku miesięcy mogę powiedzieć, że jestem bardzo zadowolony z wyboru, bo atmosfera w szatni jest budująca. Jest dobry trener Adam Paliwoda i pomagający we wszystkim kierownik Marek Waszak. Stal umiejętnie prowadzi zarząd kierowany przez Mariusza Kotkowskiego, któremu pomagają Andrzej Krasiński i Jarosław Mielnikiewicz. Jedyny niedosyt może wynikać stąd, że jest to klub typowo amatorski…

– Czyli nie zarabia pan na razie grą w piłkę?

– Stoję na bramce na ul. Bandurskiego, bo sprawia mi to przyjemność i czuję, że rozwijam się sportowo. Żeby nie być obciążeniem dla rodziców, musiałem podjąć w Szczecinie pracę zarobkową. Normalnie więc pracuję fizycznie, a po południu biorę udział w treningach. Nic więc dziwnego, że nieraz wieczorem jestem mocno zmęczony. Ale znam przysłowie, że co mnie nie zabije, to mnie wzmocni… Wcześniej marzyłem o grze na wysokim poziomie w lidze niemieckiej lub angielskiej. Mam nadzieję, że piłka stanie się w przyszłości moim zawodem, ale na razie gram w Stali i cieszę się, bo jest mi tu dobrze.

– Dlaczego wybrał pan Polskę?

– Przyjechałem za rodzicami, bo od trzech lat mieszka w Szczecinie mój tata, który jest zawodowym kierowcą i prowadzi duże samochody. Dołączyła do niego mama, która trudni się pracami porządkowymi. Oprócz mnie jest razem z rodziną także mój 8-letni brat Dawid, który jest bardzo wysoki jak na swój wiek i myślę, że też będzie szukał sportowej przygody.

– Jak rozpoczęła się bramkarska kariera?

– Ciągnęło mnie do sportu i już jako 6-latek trafiłem do filii Szachtara Donieck i aż do wyjazdu do Polski byłem związany z tym słynnym klubem, przechodząc sukcesywnie do kolejnych, coraz starszych grup wiekowych. Na początku nie występowałem jednak na bramce, lecz w obronie i dopiero po kilku latach treningów jeden z trenerów postanowił zmienić mi pozycję, a jak mi później powiedział, skłonił go ku tej decyzji mój wzrost. Teraz wydaje mi się, że był to dobry pomysł.

– Tęskni pan za Ukrainą?

– W rodzinnym Krzywym Rogu oraz w paru innych miejscach mam bliskich i przyjaciół, z którymi oczywiście utrzymuję kontakty i czasem będę się starał wybrać w odwiedziny, ale o powrocie na stałe na Ukrainę już nie myślę, bo bardzo spodobało mi się w Polsce. Tu jest inny poziom i styl życia, więc wolałbym nie wracać do przeszłości.

– Dziękujemy za rozmowę. ©℗

(mij)

Na zdjęciu: Jakow Gurow czuje się na ul. Bandurskiego jak u siebie w domu.   

Fot. archiwum

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

Tor
2019-06-11 20:14:32
Jak najbardziej za sportem,ale p.prezes tramwai Szczecinskich jak co roku wy.....bie kase ze 40tyś.na ten klubik albo i wiecej żeby býł obozik a socjal coraz gożej w T.R.SP.ZOO.Nic już prawie nie ma nawet na Dzień Dziecka trzeba płacić za dzieci i również rodziców.Chociaż z każdej pensji jest odprowadzany jakiś procent na socjal.Ale co tam kuzynek Prezydenta jest nie do ruszenia.N
Antoni
2019-06-11 18:55:06
Podobnych chłopaków w niższych ligach naszego regionu jest bardzo dużo. Fajnie słyszeć, że Polska tylko dla pesymisty jest zacofana..
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA