Historia meczów Pogoni z Koroną nie jest zbyt bogata. Z rozegranych spotkań dwa odbyły się na zapleczu ekstraklasy, a pozostałe w najwyższej klasie rozgrywkowej. Korona zawitała na krajowe piłkarskie salony dopiero w połowie pierwszej dekady XXI wieku, a wzajemne konfrontacje szczecińskiej i kieleckiej drużyny są szczególne z tego powodu, że kilku graczy Pogoni występowało też w kieleckim klubie.
Po raz pierwszy obie drużyny spotkały się w sezonie 1990/91. Pogoń była wówczas w poważnym kryzysie. Z Koroną grała w trzeciej kolejce i wywalczyła tam remis 1:1. To był pierwszy punkt w sezonie, drużyna nie stanowiła monolitu, trener Aleksander Brożyniak odważnie wprowadzał młodych piłkarzy, ale ci nie zawsze byli jeszcze przygotowani na grę w drugiej lidze. To właśnie wtedy w Pogoni debiutowali między innymi: Radosław Majdan (18 lat), Maciej Stolarczyk (18) i Sławomir Rafałowicz (19).
W rundzie wiosennej zespół przejął Eugeniusz Różański i znacznie odmienił drużynę. Przede wszystkim zdołał uratować ją przed spadkiem do trzeciej ligi, a na to jeszcze jesienią się zanosiło. W rewanżowym meczu z Koroną, rozegranym w Szczecinie, nie było już cienia wątpliwości, który zespół jest lepszy. Portowcy ograli rywala aż 3:0.
Obie drużyny po raz pierwszy na poziomie ekstraklasy zmierzyły się w trzeciej kolejce sezonu 2005/06. Korona była wówczas beniaminkiem, grającym odważnie, bezkompromisowo i ofensywnie. Do Szczecina jechała bez kompleksów i chciała ograć portowców. To był pierwszy sezon w Koronie dla Hernaniego, który później był piłkarzem Pogoni.
– Moja pierwsza wizyta na szczecińskim stadionie w barwach Korony nie była zbyt udana – wspomina Hernani. – Mecz był dramatyczny i zacięty, ale ja nie dotrwałem do końca. Przy stanie 2:2 otrzymałem drugą żółtą kartkę i musiałem opuścić boisko.
Fabiniak obronił karnego
Dwie minuty po tym zdarzeniu Pogoń zdobyła gola na 3:2, a zdobywcą bramki był Edi Andradina, który spędził wiele lat nie tylko w Pogoni, ale również w Koronie. Wydawało się, że mecz jest już rozstrzygnięty, ale wcale tak nie było. Na 12 minut przed końcem sędzia podyktował dla Korony rzut karny. Próbę nerwów wygrał jednak Bartosz Fabiniak, dla którego był to dopiero czwarty mecz w ekstraklasie.
– Kontuzji doznał wtedy Boris Peskovic – wspomina Fabiniak. – To on był wtedy pierwszym bramkarzem, ja spotkanie z Koroną wspominam oczywiście w sposób szczególny, bo obroniłem rzut karny i chyba uratowałem dla drużyny wygraną.
Pogoń w końcówce meczu dołożyła jeszcze czwartego gola, a jego strzelcem był Piotr Celeban. Rozgrywał dopiero trzecie spotkanie w ekstraklasie, a na boisko wszedł kilka minut wcześniej.
– Trudno nie pamiętać swojej pierwszej bramki w ekstraklasie – opowiada Celeban. – Naszym trenerem był wówczas Bogusław Pietrzak, który odważnie stawiał na młodych piłkarzy. To dzięki niemu zadebiutowałem w ekstraklasie. Pamiętam, że przed meczem mówił mi, że w razie kłopotów mam szukać na boisku Ediego. On zawsze będzie wiedział, co zrobić z piłką. To jednak Edi poszukał wtedy mnie. Bramkę zdobyłem z jego podania.
Patent na Koronę
Edi Andradina we wspomnianym spotkaniu z Koroną wpisywał się na listę strzelców dwa razy. To nie był pierwszy mecz tego piłkarza, kiedy umiał pogrążyć kielecki zespół. Również Celeban miał patent na kielczan.
– Są dwa kluby w ekstraklasie, którym często wbijałem gole – kontynuuje Celeban. – To Korona i Górnik Zabrze. Może dlatego później otrzymałem propozycję gry z tych klubów.
We wspomnianym spotkaniu zakończonym wynikiem 4:2 w drużynie Korony grało aż trzech późniejszych piłkarzy Pogoni. Prócz wspomnianego Hernaniego byli to jeszcze Grzegorz Bonin i Robert Kolendowicz. Ten pierwszy zdobył nawet bramkę – swoją pierwszą w ekstraklasie.
– W Koronie byłem od pół roku i awansowałem z tą drużyną do ekstraklasy – wspomina Bonin. – Graliśmy odważnie i bezkompromisowo. Mecz w Szczecinie oczywiście zapamiętam na zawsze, bo wtedy zdobyłem swojego pierwszego gola w ekstraklasie. To była bramka na 2:2, która jednak nie przyniosła nam zdobyczy punktowych.
Przełożony mecz
Rewanż miał być rozegrany 4 marca 2006 roku. To miała być inauguracja rundy, która dla portowców stanowiła wielką niewiadomą. Antoni Ptak – właściciel Pogoni postanowił całkowicie przemeblować drużynę, złożył ją niemal z samych Brazylijczyków, wśród których nie brakowało takich z głośnymi nazwiskami.
Drużyna całą zimę przygotowywała się na zielonych boiskach w Brazylii, a gdy dotarła do Europy, już pierwsze sparingi pokazały, że wartość ekipy nie jest taka, jak zakładano. Korona wydawała się drużyną na fali, do użytku przygotowywano nowy stadion – pierwszy tak nowoczesny w naszym kraju. Na mecz z Pogonią nie był jeszcze gotowy – podobnie jak murawa, która nie nadawała się do gry i sędzia postanowił nie dopuścić do rozegrania zawodów.
Dla Pogoni to było wybawienie, był czas na zgranie drużyny, która nie sprawiała wrażenia dobrze przygotowanej do sezonu. Kielczanie mieli przez cały mecz olbrzymią przewagę, stwarzali mnóstwo sytuacji podbramkowych, Peskovic bronił jednak jak w transie. W meczu tym ponownie w barwach Korony wystąpili Hernani i Bonin.
– Przez większą część spotkania byłem praktycznie we własnej strefie boiska bezrobotny – wspomina Hernani. – W Pogoni było jednak kilku piłkarzy o wysokich umiejętnościach, co skończyło się dla nas fatalnie.
Z byka na Matlaka
Pod koniec pierwszej połowy miała miejsce wielka awantura. Na boisku pokłócili się Grzegorz Matlak i Rodrigo (wtedy już pełniący funkcję kierownika drużyny). Gdy schodzili do szatni, emocje w nich narastały, Brazylijczyk nie wytrzymał i uderzył kapitana naszej drużyny.
– Normalnie potraktował mnie z barana – wspomina G. Matlak. – Byłem wściekły, w szatni rozwalałem wszystkie szafki, nikt nie mógł mnie uspokoić. Ci Brazylijczycy panoszyli się coraz bardziej, a sytuacja z meczu z Koroną przelała czarę goryczy.
Matlak miał już na koncie żółtą kartkę. Trener Bohumil Panik postanowił nie ryzykować i po przerwie Matlak nie wyszedł już na boisko.
– Po meczu spotkałem się z Antonim Ptakiem i wyraźnie powiedziałem mu, że dla mnie i Rodrigo nie ma miejsca w jednej drużynie – kontynuuje Matlak.
Rodrigo odsunięty
Antoni Ptak mimo swojej miłości do Brazylijczyków odsunął Rodrigo od drużyny. Korona zakończyła sezon ze stratą dwóch punktów do trzeciej drużyny w tabeli. Ewidentnie zabrakło punktów z meczu z Pogonią, które wywindowałyby beniaminka na podium rozgrywek.
W kolejnym sezonie oba zespoły ponownie spotkały się na początku sezonu – w piątej kolejce. W szczecińskiej drużynie Celeban tym razem zagrał już w podstawowym składzie, podobnie jak Radosław Majdan czy Łukasz Trałka, którzy wrócili do Szczecina po grze w innych klubach.
Mecz zakończył się wynikiem 1:1, a gola dla miejscowych zdobył 21-letni Leandro. Był to jeden z nielicznych Brazylijczyków, którzy latem 2006 roku trafili do Pogoni i który miał smykałkę do gry na poziomie zawodowym. Świadczy o tym fakt, że grał później w lidze węgierskiej, rosyjskiej i ukraińskiej. Jesienią 2006 roku zaimponował w meczu z Wisłą w Krakowie, gdzie niemal ośmieszał etatowego wtedy już reprezentanta Polski Jakuba Błaszczykowskiego.
Rewanż w Kielcach zakończył się pierwszą w historii wygraną Korony 2:1. Pogoń była już klubem pogodzonym z degradacją. Honorowego gola zdobył dla niej Celeban.
– Byliśmy drużyną tylko z nazwy – wspomina Celeban. – Każdemu z nas zależało tylko na tym, by się dobrze wypromować. Mi się to udało. Po raz drugi strzeliłem gola Koronie i otrzymałem z tego klubu propozycję, z której skorzystałem.
Nie tylko Celeban wypromował się wtedy. Dokonał tego również Kamil Grosicki, który po zakończeniu sezonu trafił do Legii Warszawa. Mecz w Kielcach wcale nie musiał być przegrany. Gospodarze od 66 minuty grali w osłabieniu, bo czerwoną kartkę otrzymał Gajtkowski.
– Nawet z przewagą jednego piłkarza nie potrafiliśmy zdominować przeciwnika – wspomina Celeban. – Przeciwko osłabionemu rywalowi też trzeba umieć grać, a w naszej drużynie było zbyt wielu przypadkowych piłkarzy z Brazylii. ©℗
Wojciech PARADA
Fot. R. Pakieser