Piątek, 29 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Piłka nożna. Jak Okoński nie trafił do Pogoni

Data publikacji: 09 sierpnia 2017 r. 16:07
Ostatnia aktualizacja: 10 sierpnia 2017 r. 10:38
Piłka nożna. Jak Okoński nie trafił do Pogoni
 

Jeżeli jest w historii Pogoni transfer, który był bardzo blisko, praktycznie na wyciągnięcie ręki, brakowało jedynie ostatecznych podpisów, podania sobie ręki, a który jednak nie doszedł do skutku i którego Pogoń może do dziś żałować najbardziej, to na pewno za taki można uznać niedoszłe przejście do szczecińskiego klubu Mirosława Okońskiego w połowie lat 70. ubiegłego wieku.

Mirosław Okoński to jeden z najlepszych piłkarzy Lecha Poznań w jego historii. Fenomenalny technik, drybler, ulubieniec poznańskiej publiczności. Trzykrotnie sięgnął z tym klubem po mistrzostwo Polski, dwa razy po puchar Polski.

Był ikoną Lecha i toczył z obrońcami Pogoni wiele fascynujących pojedynków. Urodzony w Koszalinie trafił do milicyjnej Gwardii, za co od ojca otrzymał porządną burę. W mieście był bowiem jeszcze jeden klub – budowlany Bałtyk, ale Gwardia dawała większe możliwości rozwoju.

– Gdy miałem 17 lat, graliśmy z Gwardią mecz z Pogonią w 1/16 finału pucharu Polski – wspomina Okoński. – Wygraliśmy 1:0, a ja rozegrałem świetny mecz. To wtedy miałem pierwszy kontakt ze szczecińskim klubem, choć nie mogłem jeszcze wiedzieć, jak potoczą się moje losy.

Szczecin nie był dla Okońskiego obcym miastem. Mieszkała tu jego rodzina, często przyjeżdżał w odwiedziny. Gwardia w sezonie 1976/77 grała w pucharze Polski fenomenalnie. Prócz Pogoni wyeliminowała jeszcze naszpikowanego reprezentantami kraju Górnika (z Gorgoniem, Wieczorkiem i Szarmachem) i przegrała dopiero w ćwierćfinale z mistrzem Polski – Śląskiem Wrocław.

– Pogoni kibicowałem od zawsze – wspomina Okoński. – Ucieszyłem się, kiedy ta zainteresowała się moją osobą. Wszystko było już dogadane. Byłem w Szczecinie na rozmowach, pokazywali mi nawet mieszkanie w wieżowcu na placu Zwycięstwa. Blisko mieszkała moja rodzina, więc byłem zadowolony.

Do transferu jednak nie doszło. Prezesem Pogoni był wówczas Jan Więcław, który niemal całą swoją piłkarską karierę spędził w konkurencyjnej Arkonii. To przez jego nieprofesjonalne podejście nie doszło do transferu, który mógł odmienić całą historię klubu.

– Ten człowiek chciał mnie oszukać – kontynuuje Okoński. – Obiecywał 200 tys. zł, a potem wmawiał mi, że umówiliśmy się na 150 tys. zł. Miałem również oferty z Górnika i Lecha, więc nie zastanawiałem się długo i zerwałem negocjacje.

W ten sposób Pogoń straciła kapitalną okazję pozyskania utalentowanego piłkarza. Z nim w składzie może sięgnęłaby po mistrzostwo Polski, które dla Lecha trzy razy wywalczył Okoński. Były to pierwsze trofea dla poznańskiego klubu, a Pogoń wciąż na takie czeka. ©℗ 

(par)

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

gdybanie
2017-08-10 07:00:12
Co by było, gdyby...babcia miała wąsy.
Prezes + milicjant = złodziej
2017-08-09 17:47:27
Okoński był wielką gwiazdą Bundesligi. To chyba najlepszy drybler w historii polskiej ligi. Jakiś kolejny idiota ze Szczecina chciał wziąć do własnej kieszeni 50 tysięcy złotych i Pogoń nigdy nie była mistrzem Polski.
hehe
2017-08-09 16:28:24
teraz pewnie podobnie działa Stolarczyk i dlatego nikt do Pogoni nie chce przyjść. Jakieś dobre warunki w Szczecinie chyba do życia gnid.
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA