Sobota, 23 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Piłka nożna. Jerzy Dudek wybrał stadion zamiast kopalni

Data publikacji: 18 października 2016 r. 18:39
Ostatnia aktualizacja: 19 października 2016 r. 06:33
Piłka nożna. Jerzy Dudek wybrał stadion zamiast kopalni
 

We wtorkowy wieczór piłkarze Realu Madryt podejmują na własnym stadionie Legię Warszawa w grupowym meczu Ligi Mistrzów. Przez cztrey lata piłkarzem tego klubu był Jerzy Dudek, jeden z najbardziej utytułowanych piłkarzy w dziejach polskiego futbolu.

Od kilku lat regularnie odwiedza Szczecin, żeby wziąć udział w turnieju golfowym. W Hiszpanii nie tylko odnosił sportowe sukcesy, ale nauczył się gry w golfa. To jego wielka namiętność, której bez reszty się oddaje. Podczas jednej z jego wizyt przepytaliśmy zdobywcę piłkarskiej Ligi Mistrzów między innymi o jego pobyt w królewskim klubie.

Jerzy Dudek na polach golfowych rywalizuje między innymi z innymi wielkimi polskimi sportowcami: Mariuszem Czerkawskim i Mateuszem Kusznierewiczem. Zaprzecza jednocześnie, że wkrótce stanie się gościem wielkich turniejów golfowych.

- Lepiej być dobrym amatorem niż kiepskim profesjonalistą - powiedział. - Konkurencja w golfie jest bardzo duża, więc tę dyscyplinę zostawiam sobie dla przyjemności. Ten sport działa na mnie uspokajająco i pozytywnie. Jak wracam do domu po rundzie golfa, czuję się lepszym człowiekiem – oznajmił.

 Inni celebryci biorący udział w szczecińskim turnieju nie byli zachwyceni obecnością Dudka.

- Wygrać będzie jeszcze trudniej - oznajmił Robert Rozmus, znany aktor.

Piłka nożna

Jerzy Dudek wydaje się być szczęściarzem. O takiej piłkarskiej karierze marzy każdy chłopak. Feyenoord, Liverpool, Real Madryt, puchar Europy to piłkarska magia, a Jerzy Dudek tego dokonał. Początki kariery miał trudne. Pochodzi z niezbyt zamożnej rodziny. Jego przyszłość była łatwa do zaprogramowania; w latach chłopięcych futbol, podwórko, a potem kopalnia i ciężka praca. Tego drugiego udało mu się uniknąć.

- W wieku 23 lat trafiłem do klubu I-ligowego - wspomina Jerzy Dudek. - To późno. W Górniku Knurów brakowało wszystkiego. Płaciliśmy cenę za przemiany ustrojowe. Kluby piłkarskie padały lub ledwo wiązały koniec z końcem.

Ślub, żona w ciąży i Feyenoord

Jerzy Dudek przyznaje, że nie jest odważnym człowiekiem. Gdy po pół roku gry w Sokole Tychy otrzymał propozycję wyjazdu do Holandii, nie był zdecydowany na taki krok.

- W czerwcu wziąłem ślub, żona była w ciąży - wspomina. - Gdybym nie był wcześniej na testach w Rotterdamie, gdybym nie zobaczył z bliska tej otoczki wielkiego klubu pełnego historii, tradycji, wielkiego uniesienia, to nie wyjechałbym. Pozostałbym na Śląsku.

Dudek wyjechał do Feyenoordu, by pełnić rolę rezerwowego reprezentanta Holandii Eda de Goeya. Na ławce rezerwowych wytrwał rok. Potem Holender został sprzedany do londyńskiej Chelsea, a kariera Dudka nabrała przyspieszenia.

- Wszystko przebiegało bardzo szybko - mówi.

Eredivisie, Liga Mistrzów i reprezentacja

Debiut w Eredivisie, cztery tygodnie później debiut w Lidze Mistrzów, pół roku później debiut w reprezentacji, w której o bluzę z nr. 1 rywalizowali wtedy Sidorczuk i Matysek.

Dudek dopiero za kadencji Jerzego Engela zadomowił się w reprezentacji na dobre. Stał się jej jednym z liderów. Awans do finałów mistrzostw świata zbiegł się z transferem do Liverpoolu. Tam spędził sześć lat.

- Przez cały czas rywalizowałem - opowiada piłkarz. - Najpierw z Kirklandem, potem z Reyną. Doświadczyłem nie tylko gry w wielkim klubie, z którym zdobyłem Puchar Europy, ale zobaczyłem przede wszystkim, czym jest jedność piłkarzy, działaczy, kibiców, dziennikarzy.

Wielkość Liverpoolu

Dudek miał różne momenty w Liverpoolu. Przeważnie dobre, ale grać na maksymalnych obrotach przez 10 miesięcy nie jest w stanie żaden piłkarz.

- Byłem w szczytowej formie - wspomina. - Wtedy popełniłem dwa fatalne błędy w dwóch meczach z rzędu. Ten drugi w prestiżowym meczu z Manchesterem United na własnym boisku. I co się stało? Kibice nie gwizdali na mnie, dziennikarze nie opluwali w prasie. Wręcz przeciwnie, wszyscy mnie wspierali, wiedzieli, że czuję się podle i chcieli mi pomóc. To właśnie różni kluby wielkie od tych małych, zaściankowych i peryferyjnych.

Jerzy Dudek jest pod wrażeniem takich klubów jak Liverpool czy Real Madryt z jeszcze jednego powodu.

- Tacy piłkarze jak Gerrard czy Raul mogli grać w każdym klubie, a niemal całą swoją karierę spędzili tam gdzie się wychowali - mówi. - Ja coś takiego przeżyłem w Chorzowie podczas meczu z Norwegią, który dawał nam awans do finałów mistrzostw świata. Grałem niemal u siebie, kibice byli za mną, czułem, że jestem stąd. To piłkarza bardzo wzmacnia. U nas musi się to zmienić. Polskie kluby nie mogą lekceważyć wychowanków, nie mogą ich odsuwać na dalszy plan. Ci potem odpłacą się wielokrotnie.

Puchar Europy

W roku 2005 Liverpool wywalczył Puchar Europy. To był ostatni sezon w karierze Dudka, kiedy był podstawowym bramkarzem swojej drużyny. W następnym sezonie sprowadzono Reynę z Hiszpanii, ale Dudek, chociaż był rezerwowym, to szykował się na mundial do Niemiec. Był pewny nominacji, ale przeżył największe rozczarowanie w swoim życiu.

- Nie mogłem w to uwierzyć - wspomina. - Przez cały rok przygotowywałem się do tej imprezy, monitorowałem wszystkie moje treningi i nikt w reprezentacji nie dawał mi do zrozumienia, że może mnie w Niemczech zabraknąć. Niestety, w Polsce jest zbyt wiele osób, które chcą mieć swoje pięć minut zamiast jednej godziny. Tracą potem na tym wszyscy.

Dudek był na tyle wstrząśnięty brakiem powołania na mundial do Niemiec, że chciał nawet zakończyć piłkarską karierę.

- Wiedziałem, że moja pozycja w Liverpoolu nie jest już tak mocna - mówi. - Reprezentacja to było coś, co mnie pobudzało. Bez niej straciłem wiarę i sens gry w piłkę. Ale, na szczęście, opamiętałem się.

Transfer do Realu

W roku 2007 świat obiegła sensacyjna wieść o tym, że Jerzy Dudek przechodzi do wielkiego Realu.

- Miałem przyjść tylko na rok, a zostałem przez cztery sezony - wspomina tamten okres. - Wiele nie pograłem, bo byłem zmiennikiem Casillasa, ale czułem się ważną częścią drużyny.

Kaka, Ronaldo, Roberto Carlos, Raul czy Robben to tylko niektóre gwiazdy światowego futbolu, z którymi obcował nasz piłkarz.

- Kibice znają ich głównie z boisk albo z kolorowych bulwarówek, które wyolbrzymiają ich skłonności do zabawy - mówi. - Wielu z nich prowadzi szereg akcji charytatywnych, fundacji, ale o tym nikt już nie wie, bo strzegą tych tajemnic, nie obnoszą się z tym.

Smoleńsk i Grand Derbi

O tym, że Real Madryt jest czymś więcej niż tylko emerytalną przystanią, przekonał się Jerzy Dudek w chwilach dla niego szczególnych.

- 10 kwietnia 2010 roku doszło do tragedii pod Smoleńskiem - wspomina. - My graliśmy wieczorem mecz z Barceloną w Madrycie. Oczywiście komplet widzów na trybunach, wielkie piłkarskie święto, ale ani kibice, ani piłkarze i działacze nie zapomnieli, że jest wśród nich człowiek, który myślami jest obecnie gdzie indziej. Ja nie nawoływałem do tego, by moi koledzy grali z czarnymi opaskami, nie namawiałem do innych gestów solidarności, ale one były, a ja czułem się dzięki temu dużo lepiej. To był kolejny przykład na to, że Real jest klubem wielkim, od którego polskie powinny się uczyć właśnie takich gestów pojednania i jedności.

Mourinho dziękował

Jerzy Dudek zakończył karierę w sezonie 2010/11. W swoim ostatnim występie na Santiago Bernabeu znów przeżył wielkie chwile wzruszenia.

- Cały stadion mnie żegnał - opowiada. - Miałem łzy w oczach, piłkarze, trener Mourinho, cała obsługa techniczna. Takie rzeczy często pamięta się bardziej niż wygrane mecze czy bronione rzuty karne. ©℗ Wojciech Parada

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

Konrad
2016-10-19 05:51:41
Pamiętam jak Janas ogłaszał powołania na MŚ w Niemczech,nikt z zarządu nie upomiał się o Dudka i Frankowskiego którym powołanie należało się jak psu micha.Zadziałały mafijne interesy właścicieli kart zawodników.
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA