Sobota, 23 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Piłka nożna. Kort z Lechem nie przegrywa (ROZMOWA)

Data publikacji: 23 kwietnia 2016 r. 14:37
Ostatnia aktualizacja: 23 kwietnia 2016 r. 14:37
Piłka nożna. Kort z Lechem nie przegrywa (ROZMOWA)
 

Rozmowa z Dawidem Kortem – piłkarzem Pogoni Szczecin

Dawid Kort wrócił do Pogoni po półrocznym wypożyczeniu do I-ligowej Bytovii, jako król asyst i kandydat na lidera poczynań całej drużyny. Rzeczywistość okazała się dla niego brutalna. Piłkarz ugrał dotąd zaledwie 6 meczów i 159 minut. Średnio na boisku przebywa zatem 26 minut. O ile w ogóle na nim się pojawi.

– Czy wracając do Pogoni spodziewał się pan więcej?

– Na pewno spodziewałem się, że grać będę więcej, niż przed moimi wypożyczeniami najpierw do Floty, a następnie do Bytovii i tak się dzieje. Ale czy te 159 minut mnie satysfakcjonuje? Na pewno nie, ale nie mam do nikogo o to pretensji. Widocznie jeszcze czegoś mi brakuje, by postawić na mnie odważniej. Cały czas walczę o moją pozycję w drużynie. W ostatnich dwóch meczach grałem dość sporo. Liczę, że będę dostawał kolejne szanse.

– W meczu z Ruchem dostał pan szansę gry od pierwszej minuty w sytuacji, gdy nikt nie musiał pauzować. Zmiana po 45 minutach nie jest jednak dla młodego piłkarza budująca. Co poszło nie tak?

– Wszyscy widzieli, że nasza gra nie układała się, mieliśmy problem z konstruowaniem ataku pozycyjnego, a ja w głównej mierze byłem za to odpowiedzialny. Trener desygnował mnie do gry, bo liczył, że sprawdzę się w roli rozgrywającego. Gra się nie układała, więc uznał, że źle wywiązywałem się z powierzonych działań. Poczekam na kolejną szansę.

– Z Lechią wszedł pan na boisko w trakcie drugiej połowy i było znacznie lepiej. Może woli pan rolę zmiennika, wcześniej w takiej sytuacji strzelił pan gola z Cracovią?

– Każdy piłkarz chciałby grać od pierwszej minuty i ja też. Jeżeli jednak dostaję 20 albo 30 minut, to jest to wystarczający czas, żeby coś pokazać. Cieszę się, że moja gra w Gdańsku oceniana jest pozytywnie, ale mnie to nie satysfakcjonuje. Od trenera dostałem wyraźne wytyczne, żeby rozruszać grę w ofensywie, żeby spróbować wypracować sytuację, po której zdobędziemy gola. Wiem, że obraz gry był dla nas bardzo niekorzystny, ale podobnie było w spotkaniu z Koroną. Też przegrywaliśmy 0:2, też dostałem szansę i udało się mecz wygrać. W meczu z Lechią jeden gol kontaktowy mógł całkowicie odmienić losy spotkania, ale to się nie udało, dlatego trudno ocenić występ pozytywnie.

– Gra drużyny wygląda kiepsko, ale to może jest szansa dla takich piłkarzy, jak pan, którzy znajdują się niejako w cieniu i mogą sytuację wykorzystać. Też pan tak czuje?

– To nie jest do końca tak. Siedząc na ławce rezerwowych nie myślę, żeby coś poszło nie tak, bo wtedy dostanę szansę. Tak naprawdę to bardzo trudno jest wejść na boisko przy niekorzystnym wyniku i odmienić obraz gry. Przekonałem się o tym w Gdańsku. Zdecydowanie lepiej jest, gdy wynik jest korzystny, nic nie zagraża, drużyna gra swobodnie i wtedy młodemu piłkarzowi wchodzącemu na boisko jest łatwiej.

– Liczy pan na grę od początku w spotkaniu z Lechem?

– Liczę na grę przed każdym meczem, ale oczywiście zdaję sobie sprawę, jaka jest moja pozycja w drużynie. Ten tydzień jest bardzo intensywny. W środę wieczorem wróciliśmy z Gdańska, w czwartek odbyliśmy jeden trening, a w sobotę już mecz i to z kim. Nikomu nie trzeba w Szczecinie tłumaczyć, czym są spotkania z Lechem. Zawsze były i będą szczególne dla naszych kibiców, ale też dla takich piłkarzy, jak ja – wychowanków.

– Fanów w sobotni wieczór na stadionie nie należy się jednak spodziewać zbyt wielu. Czy frekwencja na szczecińskim stadionie to duże rozczarowanie dla piłkarzy?

– Cały czas liczę, że tych kibiców będzie zdecydowanie więcej, jak podczas ostatniego pojedynku z Ruchem. Może nie tak dużo, jak na meczu z Legią, ale znacznie więcej niż 4,5 tys. Zastanawiam się, jak to możliwe, by jednego dnia na meczu było obecnych 14,5 tys. kibiców, a sześć dni później o 10 tys. mniej. Oczywiście trzeba brać pod uwagę fakt, że nasz stadion nie zachęca do odwiedzin, ale na mecz z Lechem zawsze warto przyjść.

– Pan w ekstraklasie przeciwko Lechowi jeszcze nie grał, ale pewnie świetnie zna specyfikę spotkań pomiędzy Pogonią a Lechem?

– Byłem piłkarzem rezerwowym, kiedy wygrywaliśmy z Lechem 5:1 po golach Robaka. Czułem tę świetną atmosferę, było prawie 12 tys. kibiców i efektowne zwycięstwo. Mam szczęście do Lecha, w juniorach też raczej nie przegrywałem.

– Może pan przypomnieć jakieś szczególne konfrontacje?

– Chyba trzy lata temu grając w lidze juniorów wygraliśmy z Lechem na jego boisku 5:2. Grali wtedy też: Obst i Rudol. Z tego co się orientuję, to było ostatnie zwycięstwo Pogoni nad Lechem na szczeblu juniorskim. W minionym tygodniu nasi juniorzy młodsi przegrali 2:5.

– Jakie jeszcze ma pan wspomnienia ze spotkań z Lechem?

– Pamiętam finałowy turniej mistrzostw Polski juniorów z roku 2012. Już w pierwszym meczu graliśmy z Lechem i przegraliśmy wysoko 2:5. Ja niestety złamałem wtedy nogę i dość długo pauzowałem, medal jednak otrzymałem, a udałem się po niego o kulach.

– Z tamtej drużyny Pogoni do pierwszej drużyny trafił pan, ale też Rudol, Murawski, Zwoliński, był też w drużynie Lewandowski, z Lecha jednak nikt. Dlaczego tak się stało?

– Mocne kluby, mające aspiracje gry w europejskich pucharach szukają piłkarzy gotowych, o ustalonej renomie i klasie, nie mają czasu ani nie chcą ryzykować, by dojrzewali ich wychowankowie. To chyba główny powód. Oczywiście Pogoń też ma swoje aspiracje, cały czas liczymy się w grze o medalową lokatę i będziemy walczyć do ostatniego meczu, ale tu, w Szczecinie zdecydowanie łatwiej jest młodym piłkarzom, szybciej otrzymują szansę i tylko od nich zależy, czy ją wykorzystają.

– W drużynie Lecha świetnie sobie radzi jednak pana rówieśnik Linetty, który ma szansę nawet pojechać na turniej finałowy mistrzostw Europy. Często rywalizował pan z nim na poziomie juniora?

– Pamiętam Karola z meczów kadr województwa, bo w młodszych rocznikach w rozgrywkach ligowych nie graliśmy z Lechem. Karol zawsze prezentował ponadprzeciętne umiejętności, wyróżniał się zdecydowanie. Obaj jesteśmy środkowymi pomocnikami, więc często się ścieraliśmy. Już dawno jednak nie graliśmy przeciwko sobie, Karol już jakiś czas jest piłkarzem ekstraklasy, a ja dopiero pracuję na swoją pozycję.

– Taka sytuacja może mieć miejsce już w najbliższą sobotę. Jest pan gotowy do podjęcia rywalizacji?

– Jestem, nic mi nie dolega, czuję się dobrze, a gra przeciwko takiemu piłkarzowi, jak Karol, to na pewno byłoby duże wyzwanie.

– Dziękuję za rozmowę. ©℗ Wojciech Parada

Fot. R. Pakieser

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA